Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studio Weekend od kuchni

Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Krzysztof Szubzda i Magdalena Gołaszewska na próbie generalnej
Krzysztof Szubzda i Magdalena Gołaszewska na próbie generalnej Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Wszystko ma być zapięte na ostatni guzik. Żadnej wpadki, żadnego opóźnienia. Byliśmy gośćmi na próbie generalnej.

Widzę problem. Ta plazma będzie tu tak stała? - zauważa Joasia Baran, wydawca programu "Studio Weekend" w białostockiej telewizji. - Tak nie może być. Ludzie nie będą mieli którędy przechodzić. Słuchajcie, co jest za widownią?

- Graty - odpowiada Adaś, jeden z wielu obecnych w studiu.

- Nie da się przesunąć jej bardziej do ściany? - dopytuje się Joasia. - Dzięki temu będzie więcej miejsca.

Adam zagląda za niebieską matę, która oddziela rząd krzeseł od murowanej ściany.

- Nie - odpowiada krótko.

- Trudno... Coś trzeba będzie z tym zrobić. Tu stać nie może - podejmuje decyzję wydawca. - Proszę przesunąć plazmę. Gdzie jest Magda? (prowadząca - przyp. red.) Operatorzy za kamerami? Zaczynamy!

A mikrofon się zepsuł

Dokładnie o 15.30 w telewizyjnym studiu rozpoczyna się generalna próba. Na ekrany wraca program "Studio Weekend". Jak twierdzi jego wydawca i pomysłodawczyni, cieszący się olbrzymim zainteresowaniem widzów podczas pierwszej edycji. Wejście na żywo za trzy godziny.

- To najdłuższy program na żywo w całej Polsce - mówi nam Joasia na krótko przed próbą. - Trwa półtorej godziny!

Magda i Krzysiek (prezenterzy - przyp. red.) są już przebrani. Właśnie wrócili z charakteryzatorni. Stają równiutko przed kamerami.

- Jesteśmy na wizji - odzywa się głos z reżyserki.

Na kamerze oznaczonej numerem 3 pali się kogut (dzięki niemu prowadzący i inni goście w studiu wiedzą, do której kamery mają mówić - przyp. red.).

Dwóch prowadzących na przemian recytuje wyuczoną kwestię. Krzyśka słychać bardzo dobrze. Gorzej jest z Magdą...

- Nie włączyłam? - Magda jest lekko zdziwiona. - Czy mikrofon nie działa?

Z reżyserki na środek studia wbiega mężczyzna. Sprawdza mikrofon: - Teraz będzie już działać - mówi. - Nie włączyłaś....

- Ale ja też nic nie słyszę - dopowiada Joasia. Jest główną szefową "na planie". Ona napisała scenariusz, określiła czas trwania każdej wypowiedzi, występu. Bo wszystko musi się zmieścić w zaplanowanym czasie.

- Gdzie jest realizator dźwięku? - pyta. - Dobra. Cały początek jeszcze raz.

Wszystkie kwestie idą od początku. W studio każdy ma co robić. A ludzi naprawdę nie brakuje. Część osób kończy dekorację. Inni kręcą się przy kamerach. Aż sześć osób. Trzy są z ręki, dwie na statywach i jedna na kranie. Jakiś facet przechadza się z drabiną po środku studia. Ktoś inny rozkłada się z naczyniami, garnkami i innymi przyborami kuchennymi. Zaplanowano bowiem, że w programie będzie pokaz kuchni węgierskiej. Chaos...

Głośniej, głośniej!

I rozbrzmiewa skoczna muzyka. Próba trwa dalej. Na scenie pojawia się zespół Prymaki. To kolejny punkt w scenariuszu.

- Jeszcze głośniej - krzyczy przez mikrofon Joasia.

Jeszcze sygnał dla reżyserki, aby głośniki "dudniły" z większą siłą.

- Nie mam z czego - dochodzi głos z sąsiadującego pomieszczenia. - Przecież wysadzę głośniki.

Mimo to muzyka rzeczywiście gra głośniej.

- Dobrze! Mocniej! - cieszy się pani wydawca.

Kamera zamieszczona na kranie wiruje dookoła studia. W małym monitorze dołączonym do całego urządzenia widać pracę kamery i jej operatora. Oko takiej kamery niczego nie przegapi. A obraz rzeczywiście jest w takim ujęciu ciekawszy i żywszy.

Ale o tym, co ukaże się w telewizji, decyduje reżyser wizji. Jego miejsce podczas trwania programu jest w reżyserce. Do dyspozycji ma sześć ekranów. Każdy do jednej z kamer. Nad ekranem numer 3 pali się czerwona żarówka.

- To znaczy, że teraz z tej kamery leci obraz na wizji - podpowiada jeden z mężczyzn kręcących się po reżyserce.

- A ja siedzę i miksuję - wtrąca reżyser. I przełącza odpowiednie guziki.

Piosenka niespodziewanie urywa się.

- Dobra. Tyle wystarczy. Wyszło dobrze - ocenia Joasia. - Przechodzimy do następnego punktu. Ale właśnie... Jest jeden problem. Gdzie ma się podziać zespół? Czy ma zostać na scenie, czy wyjść?

W studio znowu zbiera się mnóstwo ludzi.

- To niech zostaną na scenie - trwa gorąca dyskusja. - W czym problem?

- To stój sobie przez 15 minut w stroju i w tych lampach - dopowiada ktoś inny. - Ugotować się można.

W końcu przez mikrofon odzywa się Joasia.

- Właśnie ustaliliśmy - oznajmia. - Zespół zostaje na scenie do końca...

Prawie do końca. Bo później miejsce organów zastąpią cymbały.

Najlepszy tatuś na świecie

W końcu przychodzi czas na przewijanie. Posłowie Raczkowski i Kamiński mają pokazać widzom, jakimi są tatusiami: czy potrafią wykąpać dziecko, przewinąć je i ubrać. W tym celu panie z jednej z białostockich szkół rodzenia przywiozły ze sobą do studia przewijaki, pieluchy i wanienki. Wszystko po to, aby sprawdzić umiejętności młodych podlaskich polityków.

- Najpierw rozmawiacie z nimi i ich żonami na kanapie - poucza Joasia.

W tym też celu na białej kanapie siadają dwie młode dziewczyny. Wyrwane z łapanki, udają żony Raczkowskiego i Kamińskiego. Bo próba generalna to nie przelewki. Wszystko ma być tak, jakby program szedł na żywo.

Kamiński i Raczkowski nie byli uprzedzeni, że wezmą udział w takim konkursie. A to niespodzianka...

- Ale gdzie jest woda? - dopytuje się Joasia. - Musi być woda. Nie wiem, jak to przygotujecie... Weźcie wiadra albo słoiki. To wasz problem. Woda musi być. I jeszcze jedna ważna rzecz. Przewijaki muszą stanąć dokładnie w tym miejscu. Widzicie, tu, na podłodze, jest taka linia. Od niej musicie odliczyć na oko 10-15 centymetrów. Inaczej operator kamery będzie miał problem. A z wodą zrobimy tak. Jedni wnoszą przewijaki, a inni za nimi wanienki z wodą. Sprawa rozwiązana.

Następna próba już na żywo

O godzinie 16.45 o mały włos, a trzeba byłoby zmieniać scenariusz. Przyszedł czas na popisy karateków. Najpierw jest krótka rozmowa z Cezarym Zugajem, karateką. Później ma być pokaz karate. Na materacach. Ale...

- Nie będzie materacy - oznajmia w trakcie próby pan Cezary. - Zrobimy pokaz bez nich.

- To jeszcze lepiej - cieszy się Joasia (jeszcze przed występem karateków zespół z telewizji intensywnie zastanawiał się, jak je szybko i w sposób niewidoczny dla widzów rozłożyć - przyp. red). - Zmieniamy scenariusz?

Na szczęście nie trzeba było tego robić. Za to muzykę zmieniono. Bo płyta, którą przynieśli karatecy, nie działa.

- Podaj tytuł i ściągnij z Internetu utwór - podpowiada ktoś ze studia.

Po chwili nad studiem rozbrzmiewa inny utwór. Karatecy zaczynają próbę.

- Super! Ja to kupuję! - cieszy się Joasia. - Zostaje ten kawałek.

Jeszcze kilka kwestii ze scenariusza i prawie koniec, także z odkurzaniem dywanu przy kanapie.

- To już jest koniec - oznajmia Joasia. - Następne spotkanie o 18.30. Na żywo...
Jak wyszło? Przekonali się ci, którzy "Studio Weekend" oglądali w ubiegły piątek. Ci, którzy je przegapili, mają okazję obejrzeć powtórkę w piatek. Początek o godzinie 19 w TVP Białystok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny