Widzę problem. Ta plazma będzie tu tak stała? - zauważa Joasia Baran, wydawca programu "Studio Weekend" w białostockiej telewizji. - Tak nie może być. Ludzie nie będą mieli którędy przechodzić. Słuchajcie, co jest za widownią?
- Graty - odpowiada Adaś, jeden z wielu obecnych w studiu.
- Nie da się przesunąć jej bardziej do ściany? - dopytuje się Joasia. - Dzięki temu będzie więcej miejsca.
Adam zagląda za niebieską matę, która oddziela rząd krzeseł od murowanej ściany.
- Nie - odpowiada krótko.
- Trudno... Coś trzeba będzie z tym zrobić. Tu stać nie może - podejmuje decyzję wydawca. - Proszę przesunąć plazmę. Gdzie jest Magda? (prowadząca - przyp. red.) Operatorzy za kamerami? Zaczynamy!
A mikrofon się zepsuł
Dokładnie o 15.30 w telewizyjnym studiu rozpoczyna się generalna próba. Na ekrany wraca program "Studio Weekend". Jak twierdzi jego wydawca i pomysłodawczyni, cieszący się olbrzymim zainteresowaniem widzów podczas pierwszej edycji. Wejście na żywo za trzy godziny.
- To najdłuższy program na żywo w całej Polsce - mówi nam Joasia na krótko przed próbą. - Trwa półtorej godziny!
Magda i Krzysiek (prezenterzy - przyp. red.) są już przebrani. Właśnie wrócili z charakteryzatorni. Stają równiutko przed kamerami.
- Jesteśmy na wizji - odzywa się głos z reżyserki.
Na kamerze oznaczonej numerem 3 pali się kogut (dzięki niemu prowadzący i inni goście w studiu wiedzą, do której kamery mają mówić - przyp. red.).
Dwóch prowadzących na przemian recytuje wyuczoną kwestię. Krzyśka słychać bardzo dobrze. Gorzej jest z Magdą...
- Nie włączyłam? - Magda jest lekko zdziwiona. - Czy mikrofon nie działa?
Z reżyserki na środek studia wbiega mężczyzna. Sprawdza mikrofon: - Teraz będzie już działać - mówi. - Nie włączyłaś....
- Ale ja też nic nie słyszę - dopowiada Joasia. Jest główną szefową "na planie". Ona napisała scenariusz, określiła czas trwania każdej wypowiedzi, występu. Bo wszystko musi się zmieścić w zaplanowanym czasie.
- Gdzie jest realizator dźwięku? - pyta. - Dobra. Cały początek jeszcze raz.
Wszystkie kwestie idą od początku. W studio każdy ma co robić. A ludzi naprawdę nie brakuje. Część osób kończy dekorację. Inni kręcą się przy kamerach. Aż sześć osób. Trzy są z ręki, dwie na statywach i jedna na kranie. Jakiś facet przechadza się z drabiną po środku studia. Ktoś inny rozkłada się z naczyniami, garnkami i innymi przyborami kuchennymi. Zaplanowano bowiem, że w programie będzie pokaz kuchni węgierskiej. Chaos...
Głośniej, głośniej!
I rozbrzmiewa skoczna muzyka. Próba trwa dalej. Na scenie pojawia się zespół Prymaki. To kolejny punkt w scenariuszu.
- Jeszcze głośniej - krzyczy przez mikrofon Joasia.
Jeszcze sygnał dla reżyserki, aby głośniki "dudniły" z większą siłą.
- Nie mam z czego - dochodzi głos z sąsiadującego pomieszczenia. - Przecież wysadzę głośniki.
Mimo to muzyka rzeczywiście gra głośniej.
- Dobrze! Mocniej! - cieszy się pani wydawca.
Kamera zamieszczona na kranie wiruje dookoła studia. W małym monitorze dołączonym do całego urządzenia widać pracę kamery i jej operatora. Oko takiej kamery niczego nie przegapi. A obraz rzeczywiście jest w takim ujęciu ciekawszy i żywszy.
Ale o tym, co ukaże się w telewizji, decyduje reżyser wizji. Jego miejsce podczas trwania programu jest w reżyserce. Do dyspozycji ma sześć ekranów. Każdy do jednej z kamer. Nad ekranem numer 3 pali się czerwona żarówka.
- To znaczy, że teraz z tej kamery leci obraz na wizji - podpowiada jeden z mężczyzn kręcących się po reżyserce.
- A ja siedzę i miksuję - wtrąca reżyser. I przełącza odpowiednie guziki.
Piosenka niespodziewanie urywa się.
- Dobra. Tyle wystarczy. Wyszło dobrze - ocenia Joasia. - Przechodzimy do następnego punktu. Ale właśnie... Jest jeden problem. Gdzie ma się podziać zespół? Czy ma zostać na scenie, czy wyjść?
W studio znowu zbiera się mnóstwo ludzi.
- To niech zostaną na scenie - trwa gorąca dyskusja. - W czym problem?
- To stój sobie przez 15 minut w stroju i w tych lampach - dopowiada ktoś inny. - Ugotować się można.
W końcu przez mikrofon odzywa się Joasia.
- Właśnie ustaliliśmy - oznajmia. - Zespół zostaje na scenie do końca...
Prawie do końca. Bo później miejsce organów zastąpią cymbały.
Najlepszy tatuś na świecie
W końcu przychodzi czas na przewijanie. Posłowie Raczkowski i Kamiński mają pokazać widzom, jakimi są tatusiami: czy potrafią wykąpać dziecko, przewinąć je i ubrać. W tym celu panie z jednej z białostockich szkół rodzenia przywiozły ze sobą do studia przewijaki, pieluchy i wanienki. Wszystko po to, aby sprawdzić umiejętności młodych podlaskich polityków.
- Najpierw rozmawiacie z nimi i ich żonami na kanapie - poucza Joasia.
W tym też celu na białej kanapie siadają dwie młode dziewczyny. Wyrwane z łapanki, udają żony Raczkowskiego i Kamińskiego. Bo próba generalna to nie przelewki. Wszystko ma być tak, jakby program szedł na żywo.
Kamiński i Raczkowski nie byli uprzedzeni, że wezmą udział w takim konkursie. A to niespodzianka...
- Ale gdzie jest woda? - dopytuje się Joasia. - Musi być woda. Nie wiem, jak to przygotujecie... Weźcie wiadra albo słoiki. To wasz problem. Woda musi być. I jeszcze jedna ważna rzecz. Przewijaki muszą stanąć dokładnie w tym miejscu. Widzicie, tu, na podłodze, jest taka linia. Od niej musicie odliczyć na oko 10-15 centymetrów. Inaczej operator kamery będzie miał problem. A z wodą zrobimy tak. Jedni wnoszą przewijaki, a inni za nimi wanienki z wodą. Sprawa rozwiązana.
Następna próba już na żywo
O godzinie 16.45 o mały włos, a trzeba byłoby zmieniać scenariusz. Przyszedł czas na popisy karateków. Najpierw jest krótka rozmowa z Cezarym Zugajem, karateką. Później ma być pokaz karate. Na materacach. Ale...
- Nie będzie materacy - oznajmia w trakcie próby pan Cezary. - Zrobimy pokaz bez nich.
- To jeszcze lepiej - cieszy się Joasia (jeszcze przed występem karateków zespół z telewizji intensywnie zastanawiał się, jak je szybko i w sposób niewidoczny dla widzów rozłożyć - przyp. red). - Zmieniamy scenariusz?
Na szczęście nie trzeba było tego robić. Za to muzykę zmieniono. Bo płyta, którą przynieśli karatecy, nie działa.
- Podaj tytuł i ściągnij z Internetu utwór - podpowiada ktoś ze studia.
Po chwili nad studiem rozbrzmiewa inny utwór. Karatecy zaczynają próbę.
- Super! Ja to kupuję! - cieszy się Joasia. - Zostaje ten kawałek.
Jeszcze kilka kwestii ze scenariusza i prawie koniec, także z odkurzaniem dywanu przy kanapie.
- To już jest koniec - oznajmia Joasia. - Następne spotkanie o 18.30. Na żywo...
Jak wyszło? Przekonali się ci, którzy "Studio Weekend" oglądali w ubiegły piątek. Ci, którzy je przegapili, mają okazję obejrzeć powtórkę w piatek. Początek o godzinie 19 w TVP Białystok.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?