Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studentka z Białegostoku odczuła na własnej skórze trzęsienie ziemi.

fot. Bogusław F. Skok
Marta Karwowska jest studentką III roku architektury na Politechnice Białostockiej.
Marta Karwowska jest studentką III roku architektury na Politechnice Białostockiej. fot. Bogusław F. Skok
To nieprawda, że można uciec przed trzęsieniem ziemi. Że człowiek zdąży wybiec z budynku. To trwa chwilę, jakieś 20 sekund. I od razu walą się ściany.

- Mówią, że człowiek budzi się sekundę przed trzęsieniem - opowiada Marta Karwowska. - Ja nie pamiętam, co mnie obudziło. To była trzecia w nocy. Nie mogłam wstać z łóżka. Usiadłam i złapałam za poręcz. Wszystko się trzęsło. Po chwili ucichło. I dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę, co się naprawdę stało. Wtedy postanowiliśmy uciekać.

Pokochała L'Aguilę

Marta Karwowska jest studentką III roku architektury na Politechnice Białostockiej. Na wymianie we Włoszech była od września. Początkowo planowała zostać tylko pół roku. Ale zakochała się w L'Aquili. I została. Aż do trzęsienia ziemi. O jej losach pisaliśmy zaraz po tragedii we Włoszech. Że miała wiele szczęścia, bo akurat tamtej tragicznej nocy postanowiła spać w nie swoim mieszkaniu, które znajdowało się w starej części miasta, tej najbardziej dotkniętej trzęsieniem.

- Włochy to prawdziwy raj dla architekta - uważa Marta. - Ale nie tylko to mnie urzekło. Najpiękniejsze były te widoki na góry. No i fantastyczni ludzie.
O swoim pobycie tam mówi, że to najpiękniejsze osiem miesięcy jej życia. Do 6 kwietnia, gdy zaczęło się trzęsienie.

W 20 sekund wszystko się zawaliło

- Ziemia trzęsła się już wcześniej - wspomina. - Bardzo się tego bałam. Włosi mnie uspokajali. Mówili, że przesadzam, że tutaj często są wstrząsy.
Tydzień przed tym dramatem było pierwsze poważne ostrzeżenie. W poniedziałek. Ludzie zostali zwolnieni z pracy, młodzież i dzieci ze szkoły. Zamknięto sklepy, restauracje i biura. Ludności L'Aquili kazano zebrać się na placach. Tam miało być najbezpieczniej.

I rzeczywiście wszyscy zgromadzili się na głównym placu. I czekali. Nic się nie stało. Kiedy tydzień później ziemia się jednak zatrzęsła, mieszkańcy spali w domach.
- Ciężko jest dzisiaj oglądać zdjęcia po trzęsieniu - mówi Marta. - Te ruiny, domy bez dachów, zburzone ściany. Ja cały czas pamiętam, jakie to miasto było piękne...
Przed tą tragiczną nocą współlokator zabrał ją do mieszkania kolegi w innej części miasta. Razem mieli czuć się bezpieczniej.

- Wzięłam ze sobą tylko szczoteczkę do zębów i telefon - opowiada. - Zwykle nosiłam też dokumenty, ale tym razem zostały w domu. Pomyślałam, że ich nie potrzebuję, że przecież wrócę tu rano.

Bała się zasnąć

Wstrząsy obudziły ich w nocy. 20 sekund i całe mieszkanie było zdewastowane. Wszystkie meble porozrzucane.
- Postanowiliśmy uciekać - mówi. - Nałożyłam spodnie. Chwyciłam płaszcz i torebkę. I wybiegliśmy. Wtedy zauważyłam, że ściany w budynku popękały. Szczelina taka, że można było włożyć rękę.

Ludzie stali na ulicach. Byli w szoku. Kiedy ziemia zatrzęsła się powtórnie, kładli się płasko na ziemię.

Potem był wyjazd z miasta. O godzinie 7 rano, kilka godzin po trzęsieniu, Marta była już 60 kilometrów od epicentrum. Pomogli koledzy Włosi i zupełnie przypadkowi ludzie. Dali jeść, dach nad głową. Zaopiekowali się nią. Do L'Aquili już nie wróciła.
- Na początku nie dałam rady ani jeść, ani spać. Nie mogłam zamknąć oczu - opowiada. - Kiedy próbowałam, czułam, że wszystko znowu się trzęsie. Pytałam kolegi: Pierre Angello, czy ty też poczułeś? Odpowiadał, że nie. A za chwilę on pytał: A teraz, teraz poczułaś? Ale nam to się tylko wydawało.

Później ciągle bardzo się bała. Jej opiekunowie parzyli jej herbatki na uspokojenie, zajmowali uwagę, nie pozwalali oglądać telewizji. Obcy ludzie, a tak bardzo starali się pomóc.

Kiedy nastąpiły wstrząsy wtórne, sprawdzała właśnie w Internecie, jak dostać się do Rzymu i wrócić do domu. Spanikowała. Nie pomogły zapewnienia, że dom jest bezpieczny, że ma wszystkie certyfikaty. Tę noc spędziła w samochodzie.

Strach pozostał

Jeszcze w tym samym tygodniu wróciła samolotem do Polski. Jej znajomym udało się odzyskać jej dokumenty i laptop ze zniszczonej L'Aquili.
W domu czekali rodzice i przyjaciele. Razem z nimi spędziła Wielkanoc. Bezpieczna.

Z dala od wstrząsów.

Od tych tragicznych wydarzeń minął już miesiąc. Nauczyła się w końcu o tym opowiadać.
- Przed trzęsieniem ziemi jest taki charakterystyczny dźwięk. Nie wiem, jak go opisać. To taki głuchy odgłos. Budzi we mnie strach - mówi Marta. - Nawet tutaj, w Polsce, kiedy jest otwarte okno, przejedzie ciężarówka, ja słyszę właśnie ten dźwięk. Ale staram się wytłumaczyć sobie, że nic mi się nie stanie, że tutaj jestem bezpieczna.

Nie są ważne drobiazgi

Teraz Marta stara się uratować rok studiów. Władze uczelni idą jej na rękę. Ale i tak musi w przeciągu dwóch miesięcy zdać egzaminy z całego roku. Dużo się uczy, to pomaga zapomnieć.

Co się od tego czasu zmieniło?
- Hierarchia wartości - mówi krótko. - Teraz wiem, jak ważne jest wiedzieć, gdzie się będzie nocować. I wiem też, że bez wielu rzeczy mogę się obejść. Jak mało istotne są drobiazgi.

Z rzeczami pozostawionymi w L'Aquili już się pożegnała. Nie ma tam niczego, po co chciałaby wrócić.

- Poznałam tam, co to znaczy prawdziwa bezinteresowna pomoc. Najpierw od rodziny Cordischi, a później od rodziny Lechów w Rzymie. Jestem im za to ogromnie wdzięczna.

- Trzęsienia ziemi nie można ani przewidzieć, ani przed nim uciec. Wszystko zależy od szczęścia - uważa Marta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny