Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strach kobiety o dzieci. Były mąż, gwałciciel-pedofil, wychodzi z więzienia

Karolina Piotrowska [email protected] tel. 85 748 95 12
Boję się zemsty męża - mówi Anna
Boję się zemsty męża - mówi Anna
Anna właśnie dowiedziała się, że agresywny były mąż wyszedł z więzienia. Siedział za gwałt na 12-letniej koleżance córki. Kobieta obawia się teraz jego zemsty, bo groził jej w listach zza krat. Boi się o dzieci.

Miałaś z górki, będziesz miała pod górkę. Będziesz miała w życiu pozamiatane. Zrobię to, czego nie chciałem. Do spotkania i tak dojdzie. Tak były mąż Anny pisał do niej z więzienia. Więc teraz, gdy wyszedł, żyje w strachu. Każdy, nawet najmniejszy, hałas na klatce schodowej bloku, najcichsze pukanie do drzwi, sprawiają, że serce podchodzi jej do gardła. Ojca boi się też czwórka dzieci. Tak żyją od chwili, gdy dotarł do nich krótki list z zakładu karnego: Wojciech K. wychodzi na przerwę w odbywaniu kary.

Mężczyzna w 2006 roku dostał ponad siedem lat za gwałt na 12-letniej koleżance swojej córki oraz za znęcanie się nad rodziną i zwierzętami.

- Dziś jest tu, jutro może być u nas. Boimy się, bo wiemy, do czego jest zdolny. To zły, bardzo agresywny, człowiek - nie ma żadnych wątpliwości Anna.

Nie wierzy, że długie lata odsiadki w więzieniu zmieniły jej byłego męża. Jest pewna, że będzie chciał zemsty za to, że ona i córka zeznawały w sądzie przeciwko niemu.

Córka przerwała milczenie

- Gdy go poznałam, miałam na nosie różowe okulary, w ogóle nie widziałam jego wad - Anna wspomina wydarzenia sprzed kilkunastu lat.

Oboje byli młodzi. Po związkach. On mówił, że jest tuż po wojsku. Po latach okazało się, że tak naprawdę był w więzieniu. Anna dowiedziała się, że jak Wojciech miał 18 lat, to dostał pięć lat za pobicie. Odsiedział dwa lata i wyszedł za dobre sprawowanie.

W czasie siedemnastu lat małżeństwa Anna urodziła czworo dzieci. Pierwszy na świat przyszedł 22-letni dziś Norbert. Potem były dziewczynki: 18-letnia teraz Alicja, 14-letnia Lena i 12-letnia Patrycja.

- Po latach, jak rodziły się dzieci, już wiedziałam, że mąż został wyrzucony z podstawówki za pobicie nauczyciela. Był bardzo agresywny - mówi pewnie, choć drżącym głosem, Anna.

Wspomina, że jak Wojciech pił, to po prostu bił ludzi - tak to określa.

- Przy mnie tak pobił brata, że jego życie wisiało na włosku. Bratowa wygoniła go z domu. Na trzeźwo ich pobił. Potem zadzwonił: "Chcesz wojny? To będziesz ją miał" - powiedział do brata. Za parę dni spłonął jego samochód. W garażu koło domu.

Anna wiele razy próbowała odejść od męża. Zawsze ją znajdował. Wracała do niego. Nie miała siły, by zacząć życie na własną rękę.

Moment ten nastąpił po śmierci matki. Jej córka z poprzedniego małżeństwa (wówczas 23-letnia) wyjawiła straszliwą tajemnicę.

- Powiedziała mi, żebym nie pozwalała młodszym dziewczynkom spać z nim. Patrycja miała wtedy pięć lat. Lena siedem. Pytałam: dlaczego? Przecież to ich ojciec. Powiedziała mi, że on lubi małe dziewczynki. Wyznała, że widziała go z gołą, małą dziewczynką. Powtarzała, bym chroniła dzieci. Nie chciała powiedzieć, z kim go widziała - opowiada ze łzami Anna.

Okazało się, że to Monika padła ofiarą pedofilskich skłonności ojczyma. Miała dziewięć lat, bardzo to przeżyła, chciała popełnić samobójstwo. O krzywdzie, jaką wyrządził jej ojczym, bała się powiedzieć matce. Myślała, że Anna wybaczy mężowi, powie, że go kocha.

Po tym wyznaniu, Anna przez tydzień biła się z myślami. Mąż zauważył, że jest nieswoja. Pytał, dlaczego. W końcu, po tygodniu od rozmowy z najstarszą córką, nie wytrzymała.

- Powiedziałam mu: "ty skrzywdziłeś moje dziecko." Takiej twarzy, jak on wtedy miał, nigdy wcześniej nie widziałam. Od razu pojawiły się na niej krople potu, wielkie jak fasola, a głowa była jak zlana wodą. Momentalnie odsłoniła się jego twarz - mówi Anna.

Zgwałcił dwunastolatkę

To było we wrześniu 2005 roku. Anna z dziećmi uciekła do brata. Na kobietę spadł kolejny cios. Pewnego dnia córka Alicja zapytała, czy pamięta, jak kilka tygodni wcześniej nocowała z koleżankami na działce w namiocie.

- Zostawiłam dziewczynki pod jego opieką. Wtedy jedną zgwałcił - mówi wprost Anna i pokazuje artykuł o mężu w gazecie.

Wojciech K. upił dziewczynki wódką. Jedna zaczęła wymiotować, więc odeszła na bok. Wtedy były mąż Anny wepchnął ją do stodoły i zaczął dotykać. Dziewczynka protestowała, groziła policją. To rozwścieczyło Wojciecha K. Chwycił dwunastolatkę za głowę i zaczął nią uderzać o drewniane palety. Pobił i zgwałcił. Potem w namiocie dobierał się do drugiej dziewczynki.

- Kiedy zapytałam, gdzie idzie z moją koleżanką, podszedł i uderzył mnie w ucho. Gdy było po wszystkim, koleżanka nic mi nie powiedziała. Tylko tyle, że poszła wymiotować przy siatce koło psa i to pies ją podrapał - wspomina Alicja drżącym głosem.

To Anna zgłosiła gwałt na policji. Potwierdziły to badania lekarskie.

- Mąż przyznał się. Został aresztowany. Już go nie wypuścili - mówi Anna.

- Jak składałyśmy zeznania na policji, czekałam na korytarzu. Wtedy go wprowadzili w asyście kilku funkcjonariuszy. Widziałam tylko jego buty - dodaje Ala.

Alicja była jednym z głównych świadków w sądzie. Zdarzenie przypłaciła pobytem w szpitalu i leczeniem psychiatrycznym. Dziś wspomina, że ojciec był w szoku, że zeznawała przeciwko niemu. Ona, ukochana córeczka tatusia.

- Był pewny, że nic nie powiem mamie, bo pójdę za nim w ogień. Powtarzał mi często, że wszystkie dzieci kocha równo, ale mnie najbardziej - wspomina Alicja.

- I najwięcej cię bił - uzupełnia gorzko jej mama.

Bił najczęściej po głowie. Tak, żeby nie było śladów. Nigdy nie robił tego przy Annie. Dziś kobieta nie może sobie darować, że to trwało tak długo.

- Ja naprawdę nie wiedziałam, że on podnosi rękę na dzieci - Anna wytyka sobie, że mogła być wtedy czujniejsza.

Wojciech K. został skazany. Także za znęcanie się nad rodziną i zwierzętami. Alicji do tej pory stoi przed oczami okrutna przejażdżka z ojcem bryczką.

- Jak byłam mała, mieliśmy konia, kobyłę. Była akurat w ciąży. Pewnego dnia on naładował do bryczki kamieni i kobyła nie dała rady iść. Bił ją deską z wbitymi gwoździami, walił po grzbiecie. W tym momencie zadzwoniła do niego jego siostrzenica. Od razu stał się innym człowiekiem: "Co tam, Izunia?" - pytał. Rozłączył się i znowu robił to samo. Powiesił też psa. Robił straszne rzeczy. Nie chcę teraz czekać, aż zrobi krzywdę któremuś z nas - Alicja zanosi się płaczem.

Bez kontroli

Z zakładu karnego w Czerwonym Borze 46-letni dziś Wojciech K. wyszedł 30 sierpnia. Sąd dał mu przerwę w karze ze względu na jego stan zdrowia. Koniec kary przypada na kwiecień przyszłego roku. Ale jeśli Wojciech K. będzie dobrze sprawował się na wolności, może już nie wrócić za kratki.

- Ponieważ do końca kary temu skazanemu zostało niewiele, może się starać o warunkowe zwolnienie - mówi sędzia Mariusz Pankowiec, przewodniczący IV Wydziału Penitencjarnego i Nadzoru nad Wykonywaniem Orzeczeń Karnych Sądu Okręgowego w Białymstoku.

Mimo, że Anna i dzieci nie widziały Wojciecha wiele lat, strach przed nim jest wciąż bardzo silny. Do dziś pamiętają, jak pił i bił.

- Tyle się słyszy, że ktoś wychodzi z więzienia i mści się. Terroryzuje, rujnuje życie. Morduje. Boimy się tego. On odczeka te kilka miesięcy, gdy nie będzie musiał wracać za kratki i wtedy przyjdzie do nas. Jestem tego pewna - mówi 18-letnia Alicja.

Monika, najstarsza córka Anny, którą Wojciech K. molestował w dzieciństwie, wyjechała, jak tylko dowiedziała się, że jest na wolności.

- Nie mam z nią kontaktu. Odcięła się. Obwinia mnie, że wiedziałam o wszystkim, a mimo to z nim byłam - mówi matka.

Anna poszła na policję, jak tylko dowiedziała się, że agresywny mąż jest od kilku dni na wolności. Do dziś przechowuje jego listy z groźbami pisane z więzienia.

Anna chciała dostać policyjną ochronę lub sądowy zakaz zbliżania się.

- Na policji usłyszałam, że dopóki on nam nic nie zrobi, dopóki nic złego się nie stanie, policja nic nie może zrobić. Mamy czekać aż nas zabije? - pyta zdesperowana.

Co na to prawo? Zgodnie z przepisami skazany, który dostanie przerwę w odbywaniu kary, na którego sąd nie nałożył dodatkowych obowiązków, pozostaje poza kontrolą sądu.

- Sąd zwróci się do policji, czy rzeczywiście skazany korzysta z tej przerwy zgodnie z przeznaczeniem. Jeżeli będzie jakikolwiek sygnał, że nie, lub jego zachowanie będzie odbiegało od standardów, np. gdy będzie pił, będzie agresywny, to sąd może odwołać udzielenie przerwy. Dzieje się to szybko, ponieważ teraz takie postanowienie nie musi się uprawomocniać. Może być wykonane od razu - mówi sędzia Mariusz Pankowiec.

Dodaje, że przy przerwie w karze sąd nie mógł orzec Wojciechowi K. zakazu zbliżania się. Sędzia zwraca też uwagę, że Wojciech K. i tak za parę miesięcy by wyszedł. W polskim prawie nie ma bowiem możliwości przedłużenia kary.

- Można tylko poradzić tej pani, że gdyby był jakiekolwiek sygnał o negatywnym zachowaniu byłego męża, to powinna bezzwłocznie informować o tym policję - dodaje sędzia.

Anna przyznaje, że nie starała się o zakaz zbliżania męża, ani - przy rozwodzie - o zakaz kontaktowania się z dziećmi, gdyż siedział on w areszcie z perspektywą długiego wyroku. Teraz ze strachu przed nim, zdecydowała się wyjechać z dziećmi za granicę. Koleżanka obiecała załatwić jej mieszkanie. Anna wypisała córki ze szkół, była już spakowana, z biletami w rękach.

- Koleżanka w ostatniej chwili odmówiła. Zna mego męża. Dowiedziała się, że wyszedł. Może się go boi? Może ktoś jej coś powiedział? Odwołała wszystko.

Anna jest zrozpaczona, bo bez pomocy koleżanki nie stać jej na wynajęcie samej mieszkania za granicą. n

Imiona pokrzywdzonych zmieniliśmy

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny