Planowane nowe osiedle na Dojlidach budzi wątpliwości. Chodzi o likwidację położonych obok fabryki stawów. - Miasto dysponuje opracowaniem, które wyraźnie mówi, że miejsce te jest cenne przyrodniczo. Stawy mają też ogromne znaczenie dla odprowadzania deszczówki. Białystok ma z tym problem. Przy większej ulewie woda zalewa mieszkańcom piwnice - mówi Włodzimierz Kwiatkowski, autor dwóch opracowań przyrodniczych dla doliny rzeki Białej.
Piotr Firsowicz, szef departamentu urbanistyki w magistracie twierdzi, że na zlecenie miasta została zrobiona dodatkowa analiza, z której wynika, że stawy mogą być zlikwidowane.
- Przede wszystkim, nie są to żadne stawy, tylko przemysłowe zbiorniki wodne. Przed laty przechowywano w nich drewno. Przestały mieć znaczenie, kiedy proces technologiczny uległ zmianie. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku na terenie "Sklejek" były trzy zbiorniki. Później jeden z nich zlikwidowano, a drugi zarósł roślinnością. Pozostał tylko jeden - tłumaczy szef miejskich urbanistów.
Według niego, likwidacja ostatniego stawu nie zaburzy odbioru deszczówki, bo w dolinie rzeki planuje się budowę kilku nowych zbiorników.
- Dolina i tak jest naturalnym odbiorcą wody w przyrodzie. Pomysł na likwidację stawów w obecnym miejscu zatka korytarz ekologiczny miasta. Biegnie on wzdłuż rz. Białej i zaczyna się właśnie na Dojlidach - odpiera Włodzimierz Kwiatkowski.
Naukowiec mówi też o betonowym dnie, jakie miałby przykładowy staw. Urzędnicy zaprzeczają. - Zbiorniki będą miały obudowę przepuszczającą wodę - podkreśla Piotr Firsowicz.
Według niego, jeżeli zlikwidowalibyśmy obecny staw, możemy zapomnieć o budowie całego osiedla. - Przyszły inwestor będzie tu musiał znacząco ingerować w strukturę gruntu. Jako że przez lata mieściła się tu fabryka, dziś est tu dużo odpadów poprodukcyjnych, m.in. trocin - tłumaczy Piotr Firsowicz.
Włodzimierz Kwiatkowski przekonuje jednak, że nie chodzi o storpedowanie budowy całego osiedla.
- Sporo terenu pod inwestycje jest np. na południe od stawów. Miasto chce jednak maksymalnie wykorzystać teren, po to by inwestor mógł jak najwięcej zabudować - mówi.
Kolejną sprawą, która budzi kontrowersje jest występowanie na tym terenie gatunków chronionych. Miasto twierdzi, że takich zwierząt tam nie ma. Włodzimierz Kwiatkowski ma ekspertyzę, która mówi że jest wprost przeciwnie. - Na tym terenie nie ma żadnych siedlisk chronionych, jak również w jego pobliżu nie występują obszary objęte jakąkolwiek prawną formą ochrony przyrody - mówi Małgorzata Wnuk, rzeczniczka Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
Faktem jest jednak, że RDOŚ opiera się na dokumentacji przedłożonej przez miasto.
- Jeżeli chcemy rzetelnie podejść do sprawy, powinniśmy prowadzić badania na początku wiosny. Te zlecone przez miasto robione były zbyt późno - podkreśla Włodzimierz Kwiatkowski.
Piotr Firsowicz mówi, że to słowo przeciw słowu.
- Zlecone przez nas dodatkowe badania były prowadzone w maju - podkreśla urzędnik.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?