Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stawy Marczukowskie w Białymstoku i ich otoczenie zmienią się nie do poznania już za rok

Tomasz Mikulicz
Stawy Marczukowskie w Białymstoku i ich otoczenie zmienią się nie do poznania już za rok
Stawy Marczukowskie w Białymstoku i ich otoczenie zmienią się nie do poznania już za rok Anatol Chomicz
Odtworzenie starych i budowa dwóch kolejnych stawów, nowe ścieżki wokół, wieża ornitologiczna, altanka, ławeczki a nawet grill. To atrakcje, które czekają na wszystkich po zakończeniu zmiany oblicza Stawów Marczukowskich i okolic. Dzięki temu można będzie wrócić do tradycji. W okresie międzywojennym przy stawach białostoczanie urządzali pikniki. Tę idyllę psuje fakt, że naprzeciwko może powstać dom pogrzebowy, czemu sprzeciwiają się mieszkańcy ulicy Marczukowskiej.

Stawy Marczukowskie w nowej, dużo atrakcyjniejszej odsłonie. Tak można określić to, co będzie się działo już niedługo przy ul. Marczukowskiej (w pobliżu wjazdu od strony Hetmańskiej).

Miasto rozstrzygnęło już przetarg. Prace mają się zakończyć do 30 września przyszłego roku. W pierwszym etapie inwestycji tereny zostaną odwodnione. Odbudowany będzie ciek Bażantarki - miejskiej rzeczki, przepływającej przez staw w kierunku rzeki Białej.

Powstaną dwa kolejne stawy

Odtworzone będą dwa istniejące już stawy. Powstaną też dwa kolejne. Natomiast między stawami nowy wygląd zyska - zniszczona przez bobry - grobla. W końcu ktoś zadba o zimowisko lęgowe i wyspę dla ptaków wodnych. Wokół wszystkich stawów wybudowane zostaną nowe ścieżki i chodnik. Oprócz mostka i tarasu widokowego, powstanie tu też wieża ornitologiczna.

W ramach inwestycji przy stawach pojawią się elementy tzw. małej architektury. Stanie tam min.: altana, stolik i ławeczki oraz kosze na śmieci. Będzie również specjalnie wydzielone miejsce na grillowanie.

Natomiast - coraz większe w Białymstoku - grono rowerzystów będzie mogło skorzystać ze stojaków na rowery. Okolice stawów będą mogły stać się główną atrakcją dla tych z nas, którzy poszukują miejsca do wypoczynku na łonie natury, biwakowania i grillowania.

Warto pamiętać, że teren ten ma również walory przyrodnicze. Występują tu takie gatunki zwierząt jak: bóbr czy wydra. Wśród płazów spotkamy chociażby traszkę zwyczajną i żaby zielone. Można również zaobserwować wiele gatunków motyli.

- Tę idyllę psuje fakt, że naprzeciwko może powstać dom pogrzebowy. To na pewno nie miejsce na tego typu inwestycje - mówi Henryk Dubowski. Od wiosny, razem z innymi okolicznymi mieszkańcami głośno protestuje.

Najpierw prywatny inwestor twierdził, że chce zbudować spopielarnię zwłok (stanęłaby tuż obok domu weselnego Chopin przy ul. Marczukowskiej 8a). Ostatecznie jednak pod naporem mieszkańców, ze spopielarni zrezygnował. Ostatnio wygrał co prawda w Naczelnym Sądzie Administracyjnym sprawę o wydanie decyzji o warunkach zabudowy, ale pozwolenia na budowę nikt mu nie da.

Nadal w urzędzie miejskim leży jednak wniosek o pozwolenie na budowę domu pogrzebowego. Na ostatniej sesji radni przyjęli plan miejscowy, który zakazuje prowadzenia tu tego typu działalności, ale wchodzi on w życie dopiero w połowie listopada. Urzędnicy mogą nie mieć wyjścia i będą musieli wydać pozwolenie na budowę.

Dziedzictwo historyczne

Protestujący liczą, że tak się nie stanie.

Powtarzają, że stawy i ich otoczenia mają nie tylko walory przyrodnicze, ale też stanowią nasze dziedzictwo. Ich historia sięga końca XVII wieku.

- Działał tu wtedy młyn wodny. Można powiedzieć, że stawy są jego pozostałością - mówi Wiesław Wróbel, białostocki historyk. - W 1692 roku rejestr pogłównego wymienia młynarza Jana. W 1719 roku w rozgraniczeniu wsi Klepacze i Oliszki odnotowano działający tuż przy granicy włości białostockiej „młyn Iwankowy”, chodzi więc najpewniej o tego samego młynarza .

Według inwentarza sporządzonego po śmierci Jana Klemensa Branickiego, na przełomie 1771 i 1772 roku, młyn należał do Alberta (Wojciecha) Marczyka, który był „od dziada zasiedziały”.

- Może więc był to wnuk Jana. W każdym razie nazwa Marczyk lub Marczuk pojawia się w latach 50. XVIII wieku. Została urobiona od nazwiska właściciela, podobnie jak dzisiejszy Antoniuk został powstał od nazwiska młynarza Józefa Antoniuka, wymienionego już w 1713 roku - podkreśla Wiesław Wróbel.

Źródła mówią o tym, że młyn był z drewna kostkowego, otynkowany i kryty dachówką. Młynarz posiadał ogród, miał 30 pni pszczół, cztery woły, cztery konie oraz pięć krów. Korzystał z rzeczki zwanej „Zimną Wodą”, czyli Bażantarki, którą spiętrzono, tworząc duży staw od strony południowej traktu z Białegostoku do Choroszczy.

- A zatem początki stawu sięgają na pewno XVIII wieku, a może nawet i końca XVII wieku. Młyn marczukowski i jego staw zostały odnotowane po raz pierwszy na mapie Prus Nowowschodnich z lat 1795-1800 - snuje dalej swą opowieść historyk. - Oprócz samego młyna stały tam także zabudowania gospodarcze. Jest on widoczny również na mapach z 1807 i 1825 roku. Po przejściu włości marczukowskiej na Skarb Państwa, w miejscu młyna zorganizowano folwark Marczuk, w którym osiedliło się kilka rodzin

Chociaż staw przetrwał, na mapie z 1866 roku nie odnotowano już samego młyna. Z grobli i stawu korzystała bliżej nieznana farbiarnia. W 1889 roku posiadał ją G. Strobach, a od 1907 roku prowadził Otto Klejn.

- W okresie międzywojennym uregulowano stawy na potrzeby ujęcia wody przez koleje państwowe, które w dawnym budynku farbiarni ustawiły pompę. Na wszystkich najstarszych mapach staw jest jeden, natomiast w okresie międzywojennym widoczna jest dodatkowa grobla, która podzieliła staw na dwie części. Dziś zachowała się tylko część zachodnia. Wówczas też dawny trakt z Białegostoku do Choroszczy przekształcono w ulicę Marczukowską - tłumaczy Wiesław Wróbel.

Miejsce wypoczynku

Stawy Marczukowskie już w 20-leciu międzywojennym były miejscem wypoczynku. Tylko jeden z nich służył do czerpania wody do napełniania tendrów parowozów. Przy dwóch pozostałych stale kręcili się ludzie. W jednym kąpali się dorośli, a w drugim - nieco mniejszym - dzieci. W archiwach można znaleźć obrazujące to zdjęcia. Fotografie takie ma w swoich albumach wielu białostoczan, mieszkających w pobliżu.

Funkcja wypoczynkowa tego miejsca powróciła również po II wojnie światowej. Pojawili się też wędkarze. Są relacje mówiące o tym, że zimą rąbano zalegający tu lód, by wykorzystywać go w zakładach spożywczych. W latach 50. największy ze stawów został oczyszczony.

Z czasem jednak przestano dbać o porządek. A później nastąpił okres, który doprowadził do stanu obecnego. Stawy są zarośnięte i zaniedbane. Już pięć lat temu pisaliśmy o potrzebie ich odnowy. Krzysztof Bil-Jaruzelski, ówczesny radny miejski twierdził, że stawy powinny być miejscem, gdzie na przykład nauczyciele mogliby przyprowadzać uczniów, by pokazać im piękno przyrody i występujące tu gatunki ptaków.

Podobny pomysł forsowali też członkowie Białostockiego Klubu Ekologicznego.

- Ale jak to często w Białymstoku bywa, koncepcja trafiła gdzieś na dno urzędniczego biurka i do dziś tam pewnie leży całkowicie zapomniana - oceniał Bil-Jaruzelski.

Na szczęście biurko miejskie zostało otwarte, a pomysł odkurzony. Dzięki temu już niedługo będziemy mogli cieszyć się ciekawym miejscem do rekreacji, które w dodatku położone jest niedaleko centrum miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny