Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Prokop chrześniak prezydenta Mościckiego

Urszula Bisz [email protected]
– Uważam, że spełniłem przesłanie prezydenta Mościckiego, a i mnie w życiu jego życzenia się spełniły – mówi Stanisław Prokop
– Uważam, że spełniłem przesłanie prezydenta Mościckiego, a i mnie w życiu jego życzenia się spełniły – mówi Stanisław Prokop Wojciech Wojtkielewicz
Przez prawie całe życie ukrywałem, kto jest moim chrzestnym - mówi Stanisław Prokop. - Prawdę wyjawiłem, gdy odchodziłem z wojska po 37 latach do rezerwy.

Urodziłem się w 1931 roku w miejscowości Białosuknia jako siódmy syn Stanisławy i Konstantego. Miałem sześciu braci i dwie siostry, wszystkich starszych ode mnie. Kiedy byłem chrzczony, miałem już trzy i pół roku, przez to koledzy z wioski mówili na mnie Żydek. Ale nie obrażałem się - opowiada o sobie Stanisław Prokop, pochodzący spod Moniek chrześniak prezydenta Ignacego Mościckiego.

Z czego wynikało tak późne przystąpienie do sakramentu, tego pan Stanisław nie wie. Wspomina, że mama mówiła o przepisie, że chrześniak prezydenta musiał sam dojść do ołtarza.

W jego przypadku tak faktycznie było. W kościele stał między chrzestnymi. Ci zaś nie mogli był przypadkowi, bo Staś w pierwszych latach swego życia miał nad sobą szczególnego opiekuna. Jego ojcem chrzestnym był prezydent II Rzeczypospolitej Polski, Ignacy Mościcki. Tym przywilejem zostało obdarzonych kilkuset chłopców z całej Polski. Prezydent zobowiązał się, że każdy siódmy chłopak w rodzinie zostanie wpisany jako jego chrześniak. Większość z nich na pierwsze lub drugie imię dostawało Ignacy. On, Stanisław jest wyjątkiem.

Sam prezydent rzadko uczestniczył w uroczystości udzielani sakramentu. Z reguły delegował w tym celu wysłanników, zawsze były to osoby zaufania publicznego. W przypadku pana Stanisława ojcem chrzestnym z poręczenia był wojewoda białostocki, a matką - kobieta, pochodząca z Białosukien, a pracująca w kancelarii prezydenta. Po uroczystości w kościele, wszyscy goście uczestniczyli w radosnym świętowaniu.

- Osiem lat ode mnie starszy brat pamięta, że było bardzo dużo ludzi. Na przyjęciu u nas w domu dwa duże stoły stały. Brat wspomina, że ja w tym towarzystwie zbyt dużo czasu nie spędziłem, bo wolałem się bawić na powietrzu - śmieje się pan Stanisław i dodaje: - Uroczystość pamiętam jak przez mgłę, ale jeszcze wtedy jej nie rozumiałem.

Dopiero po latach dowiedział się o randze tego wydarzenia. Nie chodziło tylko o splendor bycia chrześniakiem prezydenta, ale też o zagwarantowane dekretem przywileje. Na ręce rodziców dostał on książeczkę wkładkową, na której wpłaconych miał w prezencie od Mościckiego 50 zł (których nigdy niestety nie dało się wypłacić) na 6 procent. Wszyscy chrześniacy prezydenta mieli też przywilej bezpłatnej nauki w kraju i za granicą, także na studiach wyższych, stypendium, bezpłatne przejazdy i opiekę zdrowotną.

Pan Stanisław, tak jak większość uprzywilejowanych, z tych możliwości nie skorzystał, bo wybuchła wojna. Wspomina jednak, że jedną szansę skorzystania z przywilejów miał.

- Przed samą wojną, jak miałem iść do szkoły, przyszło pismo z instytucji opiekunów chrześniaków. Proponowali, żeby skierować mnie do Warszawy do internatu na dalsze wychowanie i posłanie tam do szkół. Rodzice się na to nie zdecydowali - wspomina.

W 1938 roku poszedł do miejscowej szkoły. Ukończył pierwszą klasę i zaczęła się wojna. Podczas rosyjskiej okupacji skończył dwie klasy w języku białoruskim.
- Później przyszła okupacja niemiecka i już do szkoły nie chodziłem. Starsza siostra uczyła mnie historii i matematyki przez ten czas. Po wojnie przyjęli mnie do trzeciej klasy. Nauczyciel zauważył, że wyprzedzam wszystkich. Zaproponował mi, żebym w wakacje zrobił czwartą klasę u niego. Całe wakacje chodziłem do szkoły i zdałem - opowiada.

Kolejne dwie klasy, już w innej szkole, zaliczył bez problemu. Kłopot pojawił się, gdy chciał iść do siódmej klasy. Okazało się, że był za stary. Jeden z jego braci załatwił więc, by w szkole przepisano jego świadectwo, a szczególnie datę. Jako nową wstawiono nie tą z urodzin, a z chrztu - 1934 rok. Odjęto mu trzy lata i ta odmładzająca go data została we wszystkich dokumentach, poza książeczką wkładkową od prezydenta, po dziś dzień.

Ani tą zmianą wieku, ani swoim ojcem chrzestnym w dorosłym życiu za bardzo się nie chwalił. Nie chciał mieć problemów. Zwłaszcza, że swoją karierę zawodową Stanisław Prokop zdecydował się związać z wojskiem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

Szkołę średnią kończył wieczorowo w Warszawie. Uczył się na wydziale lotniczo-samochodowym. Potem trafił do wojsk lotniczych technicznych. Pracował tam 18 lat. W międzyczasie skończył studia zaoczne - akademię wojskową. Po tym, jak obronił pracę magisterską, od razu został wezwany na rozmowę i trafił do sztabu generalnego. Z majora awansował na pułkownika. Na emeryturę odszedł po 37 latach służby wojskowej.

- Po raz pierwszy zdradziłem swoje koneksje z prezydentem Mościckim, jak odchodziłem do rezerwy z wojska. To było w 1990 roku. Mówię do swego przełożonego: panie generale, nawet pan nie wie, kogo tu pan miał. Prawdopodobnego przestępcę. Wroga tego ustroju - opowiada ze śmiechem pan Stanisław.

Zdziwienie i generała i innych kolegów z wojska było wielkie. Pytań co nie miara, śmiechu też, a i wódki na oblanie tej ważnej wiadomości też nie zabrakło.

Książeczkę wkładkową, jedyną pamiątkę po chrzestnym Mościckim, Stanisław Prokop odnalazł dopiero niedawno. Ukryta została w jego rodzinnym domu, który przejął brat, a potem bratanek.

- Była schowana między krokwią a deską. Ktoś z rodziny ją tam schował prawdopodobnie jak trafiłem do wojska. Nie chcieli, żeby to się wydało, ale książeczkę zachowali - mówi pan Stanisław.

Całe swoje życie wspomina z uśmiechem. Tylko, gdy opowiada o żonie, która rok temu, po latach choroby, zmarła na raka, w jego oczach pojawiają się łzy. Za to z uśmiechem mówi, jak ją poznał pływając kajakiem, a potem na podmiejskiej zabawie zapytał o imię. On był już doświadczonym wojskowym, ona maturzystką. Powiedział: Czy mogę panią zapytać o imię. Odrzekła mu dziecięcym głosikiem: Alusia. Przeżyli razem 54 lata. Dochowali się syna, dwóch wnuczek i prawnuczka.

Stanisław Prokop mieszka w Nowym Dworze Mazowieckim. Nie zerwał kontaktów z Podlasiem. Często odwiedza mieszkających w Mońkach dwóch braci oraz ich rodziny.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny