Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sposób na budżet

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Jedyną kobietą w radzie miejskiej w 1930 roku była Zofia Stermińska (w rzędzie na górze)
Jedyną kobietą w radzie miejskiej w 1930 roku była Zofia Stermińska (w rzędzie na górze)
W grudniu 1930 roku radni nie zdołali w terminie ustalić budżetu na następny rok. Postanowiono sesję zwołać między świętami i Nowym Rokiem. Do podziału było 7,5 mln zł. Kwota robiła wrażenie, była o 2,5 mln większa niż w kończącym się roku.

O czym rozmawiała kanclerz Merkel z premierem Cameronem? Czy deser był ostatnim daniem listopadowego szczytu w Brukseli? Co będzie z naszymi 300 miliardami? Czym zakończy się styczniowe (?) spotkanie Unii? Te pytania nurtowały nas przez ostatnie dni. Podobne emocje towarzyszyły białostoczanom w grudniu 1930 roku. No, może znaj proporce Mocium Panie, dotyczyły zaledwie budżetu miasta. Ale co się wokół tego wydarzenia działo u nas, tego nie powstydziłaby się i Bruksela.

Rada miejska nie zdołała w rutynowym trybie ustalić budżetu. Postanowiono więc, że sesja, na której zatwierdzony zostanie preliminarz budżetowy, odbędzie się między świętami i Nowym Rokiem. Do podziału było 7,5 miliona złotych. Prasa drukowała tę cyfrę wytłuszczonym drukiem. Kwota robiła wrażenie, tym bardziej, że wzrost w porównaniu z kończącym się rokiem sięgał prawie 2,5 miliona złotych. Ale wcale nie ta ogromna suma była przedmiotem zainteresowania wysokiej rady.

Uwagę wszystkich przykuła "batalia słowna pp. ławników, dr. Edelsztejna i Flomenbauma". Samuel Edelsztejn był lekarzem specjalizującym się w leczeniu chorób wewnętrznych i kobiecych. Jego gabinet przy Kilińskiego 19 cieszył się zasłużoną renomą. Beniamin Flomenbaum był nauczycielem i przywódcą białostockiego Bundu. Obaj słynęli z niewyparzonego języka i wybujałej wyobraźni. Obie te cechy wielokrotnie zaprowadzały ich na manowce dalekie od meritum obrad rady miejskiej. Tym razem było podobnie. Flomenbaum wyskoczył z pytaniem, jakie to specjalne kwalifikacje posiada Edelsztejn, który będąc "lekarzem - akuszerem zajmuje się sprawami asenizacji w mieście". Krewki doktor odparował, że co ma nauczyciel Flomenbaum do finansów, którymi ten zajmował się w zarządzie Białegostoku. Ku rozbawieniu reszty rady obaj panowie obrzucali się oskarżeniami i drwili z siebie. W awanturę wmieszał się w końcu przewodniczący rady, profesor białostockiego Seminarium Nauczycielskiego, Roman Młyński. Stwierdził, że "takie rzeczy panowie ławnicy mogliby właściwie załatwić pomiędzy sobą na posiedzeniu Magistratu, a nie na Radzie Miejskiej". Gdy po załagodzeniu sporu przystąpiono do obrad, to grupa radnych zgłosiła ostry protest przeciwko "projektowanej przez rząd podwyżce komornego". Ponownie sytuację ledwo opanował Młyński, informując radnych, że protest jest chybiony, bo rząd dawno wycofał się z planowanej podwyżki. Animusz bojowy wśród radnych opadł. Ten moment wykorzystał prezydent miasta Wincenty Hermanowski, który nieoczekiwanie poprosił radę o udzielenie mu 4 tygodni urlopu, który miał się zacząć 1 stycznia 1931 roku. Hermanowski swoją prośbę motywował "ogólnym swym przemęczeniem".

Rada nie bacząc na to, że przecież w styczniu będzie musiała głosować nad budżetem, lekką ręką wysłała prezydenta na urlop. W kuluarach słychać było uzasadnienie tej decyzji - "niech odpocznie trochę". Kuluarowe rozmowy zdominował jednak inny temat. Mianowicie, jeden z radnych zmuszony był, ze względu na swój wyjazd z Białegostoku, zrezygnować z mandatu. Wobec tego do rady weszła Zofia Stermińska. Była w niej jedyną przedstawicielką płci pięknej. Podekscytowani tym panowie zaczęli snuć dywagacje. Skoro im przysługuje górnolotny tytuł "ojców miasta", to jakże zwracać się do Stermińskiej. Przecież nie per ojcze. Jej płeć wskazywała, że to matka, ale jakoś dziwnie i dwuznacznie brzmiało "matka miasta".

Ktoś zaproponował, aby na wzór rzymskich senatorów, których tytułowano pater conscriptus, do pani Zofii zwracać się z wyszukaną galanterią mater conscripti. Propozycja ta nie uzyskała jednak ogólnej aprobaty. Wreszcie, wśród chichotów ustalono, że najlepiej do nowej radnej zwracać się z pewną czułością. Stanęło zatem na "mamusi municypalnej". Gdyby tak nasi radni A.D. 1930 mogli zawyrokować, czy Minister czy Ministra, to z pewnością wybrnęliby z tego językowego dylematu.

Rozwiązanie dylematu brukselskiego, tak nas dziś trapiącego, widziałbym też w białostockich fortelach. Otóż w 1925 roku renomowana Buzna braci Boszkow z Sienkiewicza 2 wysłała swoje wyroby na II międzynarodową wystawę do Brukseli. Komisja skosztowała buzy i oniemiała z zachwytu. Wydany werdykt był jednoznaczny. Białostocka buza otrzymała złoty medal, a w uzasadnieniu jury podało, że buza jest "dobra i nieszkodliwa dla zdrowia".

Niestety nie mamy już na stanowisku przewodniczącego parlamentu europejskiego profesora Jerzego Buzka. Mamy za to nagradzaną w Brukseli buzę. Może gdyby premier Cameron trochę się inaczej nabuzował, to zmieniłby swoje zdanie!? Jeszcze nic straconego. Do stycznia mamy czas aby wysłać buzę na adres Downing Sreet 10, Londyn.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny