Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór o spadek. Wolontariuszka dostała dom i działkę. Wnuki walczą w sądzie

Marta Kowalczuk [email protected] tel. 85 748 95 14
Chcę odzyskać dom mojej babci – mówi Wioletta Andrzejewska.
Chcę odzyskać dom mojej babci – mówi Wioletta Andrzejewska. Wojciech Oksztol
Rodzinie i sąsiadom nie podoba się, że babcia cały majątek zostawiła wolontariuszce. Ich zdaniem kobieta użyła podstępu, żeby przywłaszczyć dom. Opiekunka i jej mąż się bronią - Pani Wala była skłócona z wnukami. To ona zdecydowała do kogo trafi budynek - mówi mężczyzna. Wnuki o swoje chcą walczyć w sądzie.

Sprawa spadku po Walentynie Andrzejewskiej od miesiąca bulwersuje mieszkańców Hajnówki. Starsza kobieta całe życie aktywnie działała wśród tutejszej społeczności. Wszyscy ją tu znali. Śpiewała w chórze. Miała wielu przyjaciół. I dwoje wnucząt, Pawła i Wiolettę. Kiedy zmarła, na jej pogrzeb przyszły tłumy. Jednak samą uroczystość trudno nazwać udaną. Skończyło się na wielkiej awanturze o majątek po babci.

- Pani, jak tak można. Tu ludzie przyszli się modlić. Godzić się trzeba przy trumnie a nie kłócić. Wstyd - komentuje jedna z sąsiadek.

- Biedna Wala pewnie się w grobie przewraca na takie ostatnie pożegnanie - dodaje inna.
Wszystko przez ostatnią wolę zmarłej. Kobieta zostawiła po sobie niewielki domek w Hajnówce, kawałek ogrodu i siedlisko. Dwa tygodnie przed śmiercią nagle zmieniła zdanie dotyczące ewentualnych spadkobierców. Na początku maja tego roku wszystko przepisała na swoją opiekunkę. Rodzina o tej decyzji dowiedziała się tuż po jej śmierci.

Do domu już nie weszły

Kiedy w połowie maja kobieta zmarła w szpitalu w Hajnówce, wnuczka razem z sąsiadką przyjechały po ciało. Zabrały rzeczy i ubrania zmarłej. Czekały na akt zgonu. Nigdzie nie mogły znaleźć kluczy do domu i dowodu osobistego pani Walentyny.

- Sprawdziłyśmy szafkę i rzeczy babci, ale nigdzie nie było dokumentów - mówi Wioletta Andrzejewska, wnuczka pani Walentyny. - Wtedy przypomniała mi się wolontariuszka, która od jakiegoś czasu kręciła się koło babci. Zawiadomiłam policję i pojechałyśmy do jej mieszkania w Hajnówce.

- Ona nawet nie wiedziała, że babcia zmarła. Pani Wala to mnie kazała przecież powiadomić na wypadek śmierci. Nie spodziewaliśmy się, że odda dom - dodaje Małgorzata Górska, sąsiadka kobiety.
Opiekunka otworzyła im drzwi, ale nie chciała oddać ani kluczy, ani dokumentów. Zamiast tego pokazała mundurowym akt notarialny, z którego wynikało, że to ona jest właścicielką domu Walentyny Andrzejewskiej. Według dokumentów wnuczka nie ma do niego żadnych praw. Na takie argumenty policjanci tylko bezradnie rozłożyli ręce.

Poznały się w szpitalu

Cała historia zaczęła się w kwietniu tego roku, tuż przed Wielkanocą. Walentyna Andrzejewska trafiła wtedy do szpitala w Hajnówka. U 74-letniej kobiety lekarze podejrzewali białaczkę.

- Wala czuła się dobrze. Często bywałam u niej w szpitalu. Zresztą ona zawsze miała wielu przyjaciół, a w związku z tym także wielu gości. Lubiła, jak ją odwiedzali - opowiada Krystyna Borowska, kuzynka zmarłej.

Właśnie wtedy w szpitalu miała się pojawić wolontariuszka. Nie działa w żadnej organizacji. Chciała po prostu pomagać pacjentom. Kobieta zaprzyjaźniła się z chorą. Zaczęła jej pomagać. Panie dużo rozmawiały, chętnie spędzały razem czas.

Na święta wielkanocne panią Walentynę wypisano ze szpitala. Wolontariuszka miała odwieźć ją do domu. Razem z mężem i dzieckiem spędziła kilka dni ze starszą kobietą.

- Chciałam wtedy do niej wpaść, ale powiedziała mi, że ma gości, więc wolałam nie przeszkadzać. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałam się, że ktoś jej pomaga. Wydawało mi się, że to dobrze, w końcu Wali przydałaby się jakaś pomoc, ale szybko okazało się, jakie ta pani naprawdę ma intencje - denerwuje się kuzynka.

Na początku maja wolontariuszka zabrała babcię do szpitala w Białymstoku. Na onkologii kobieta przeszła niezbędne badania. Niestety, stan chorej szybko się pogarszał.

- Odwiedziłam ją też w tamtym szpitalu. Była wtedy pod wpływem jakichś silnych środków i prawie traciła przytomność - opowiada pani Krystyna. - Spytałam pielęgniarkę, co mogę dla niej zrobić. Poleciła jedynie kupić pampersy.

Zdaniem rodziny właśnie w tym czasie babcia miała spotkać się z notariuszem i podpisała akt przekazania domu opiekunce. Dwa tygodnie później kobieta nie żyła.

Babcia by domu nie oddała

Rodzina nie może się pogodzić z ostatnią wolą babci. Ich zdaniem wolontariuszka wykorzystała chorobę kobiety i zmusiła ją do podpisania dokumentów. - Wala cały czas mówiła, że chce wszystko wnukowi przepisać. O tej opiekunce ani słowem nie wspominała - dodaje Małgorzata Górska, sąsiadka.
To pani Małgosia przez długie lata praktycznie opiekowała się panią Walą. Gotowała jej obiady, woziła do lekarza. - My tu zawsze żyliśmy zgodnie, jak to sąsiedzi. Pani Wala to była taka dobra kobieta.

Lubiliśmy się - mówi sąsiadka. - Dalej bym się nią opiekowała, gdyby ta wolontariuszka mi pozwoliła.
Wnuki i sąsiedzi są zgodni, że babcia została wykorzystana. - Zabrała nie tylko dom, ale cały majątek babci. A ona zawsze miała dużo złota - opowiada wnuczka. - Teraz ta cała wolontariusza szabruje mieszkanie.

Pogrzeb pani Walentyny szybko przerodził się w awanturę. Rodzina twierdzi, że opiekunka robiła wszystko, by starsza kobieta jak najszybciej znalazła się w ziemi. Chciała ją pochować już następnego dnia, ale batiuszka się nie zgodził. - Ubrała Walę w jakieś stare łachy. Zabrała całą biżuterię - denerwuje się kuzynka. - Nawet bluzki pod żakiet nie nałożyła. To nie wypada, żeby starszą kobietę z tak dużym dekoltem chować.

- Nie pozwoliła na nocne czuwanie. Kiedy wyszła na chwilę do sąsiadki, zamknęła mi drzwi przed nosem. Nie mogłam się nawet z babcią pożegnać - dodaje wnuczka.
Na cmentarzu doszło do kolejnej scysji. Tym razem sąsiedzi i rodzina zaczęli wyzywać opiekunkę i żądać, aby natychmiast oddała wnukom dom i majątek.

Druga strona medalu

Opiekunka i jej rodzina nie chcą komentować sprawy. Mają dokumenty, ich zdaniem wszystko jest jasne. Przypominają, że pani Walentyna od jakiegoś czasu była skłócona z rodziną. Bliscy, choć mieszkają niedaleko, prawie jej nie odwiedzali. To opiekunowie zapłacili za pogrzeb.

- Pani Wala nie chciała im nic zostawić. Ci ludzie tylko czekali na jej pieniądze. Przepisanie domu na nas to był od początku jej pomysł. Nic im nie powiedziała, bo nie chciała - mówi mąż opiekunki.
Rzeczywiście od trzech lat stosunki w rodzinie Andrzejewskich nie były najlepsze. Babcia przez dłuższy czas nie rozmawiała z synową ani z wnukami.

- Trochę się pokłóciliśmy po śmierci taty - przyznaje wnuczka.
Sąsiedzi w miasteczku nie zostawiają jednak na wolontariuszce suchej nitki. Ona to bardzo przeżywa. Nie chce rozmawiać o swoich stosunkach z panią Walą.

- Powiem tylko, że to co mówi rodzina to nieprawda. Pani Wala potrzebowała pomocy. Trzeba było widzieć, jak się cieszyła, że się nią zajęliśmy. Do tej pory mogła liczyć jedynie na sąsiadkę, a i to tylko jak jej zapłaciła - mówi mąż wolontariuszki. - Nie mam nic więcej do dodania.

Będziemy walczyć o spadek

Wnuki złożyły do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Ich zdaniem opiekunka zdobyła podpis babci w nielegalny sposób. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Śledczy ustalili, że nie może być mowy o sfałszowaniu zapisu. Jeśli rodzina uważa inaczej, powinna skierować sprawę na drogę cywilną.

- Uznaliśmy, że nie ma danych świadczących o popełnieniu przestępstwa - mówi Wojciech Zalesko, szef Prokuratury Białystok - Północ.

Rodzina broni nie składa. Postanowiła się odwołać od decyzji prokuratury.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny