Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spółdzielnia Mieszkaniowa w Choroszczy. Prezes Janusz Czyburko dyscyplinarnie zwolniony

Julita Januszkiewicz [email protected] tel. 85 748 95 18
Nadzwyczajne walne zgromadzenie Spółdzielni Mieszkaniowej w Choroszczy
Nadzwyczajne walne zgromadzenie Spółdzielni Mieszkaniowej w Choroszczy Anatol Chomicz
Prezes został dyscyplinarnie zwolniony, ale nie zamierza ustąpić. W spółdzielni mieszkaniowej w Choroszczy ciągle wrze. Końca sporu nie widać, a zobowiązania finansowe rosną.

Nadzwyczajne walne zgromadzenie zwołane w ubiegły piątek nie przyniosło przełomu w konflikcie pomiędzy mieszkańcami a prezesem spółdzielni mieszkaniowej w Choroszczy, Januszem Czyburko. Zwołano je, bo rada nadzorcza podzieliła się na zwolenników i przeciwników Czyburki. Nie podobało się lokatorom.

- To jakiś absurd, by członkowie rady nadzorczej nie mogli się pogodzić, kłócili się i byli podzieleni na dwa obozy. Trzeba wybrać nową radę - uważa pan Stanisław, jeden z mieszkańców.

Ostatecznie cała czwórka została wyrzucona z rady. Za głosowało 180 członków spółdzielni. Ale pat w spółdzielni nadal trwa. Bo prezes Janusz Czyburko nie chce ustąpić. On i czworo odwołanych członków rady nadzorczej uważają nadzwyczajne walne zgromadzenie za nielegalne. Jeszcze przed zebraniem mieszkańcy dostali ulotki, w których było napisane, że 6 września odbędzie się zebranie towarzyskie, z rażącym naruszeniem prawa, a nie walne zgromadzenie.

- Ludzie prezesa robili wszystko, by je zbojkotować. Próbowali wpłynąć na dyrektorkę szkoły i burmistrza, by nie zgodzili się na wynajem nam sali - opowiada Jacek Dąbrowski, przewodniczący rady nadzorczej w choroszczańskiej spółdzielni.

Podwyżka kością niezgody

Awantura trwa od początku czerwca. Poszło o 600 złotych podwyżki poborów prezesa Janusza Czyburki. Przyznała je rada nadzorcza. Ale przed ludźmi nie da się niczego ukryć. Dowiedzieli się o tym z anonimowych ulotek, roznoszonych po klatkach schodowych. Jednak czara goryczy przelała się, kiedy wyszło na jaw, że prezes dostał pieniądze z wyrównaniem od stycznia 2011 roku. Wyszło w sumie około 20 tys. złotych. Zawrzało. Ludzie się oburzyli, że ich bloki są od lat zaniedbane, a tu ot tak wyrzuca się aż tyle pieniędzy. Mało tego. Okazało się też, że podwyżkę prezesowi przyznano nielegalnie.

- Uchwałę podpisały tylko dwie osoby. Poza tym obrady odbyły się nieprawidłowo. Jako przewodniczący rady nic o tym nie wiedziałem - mówi Jacek Dąbrowski. A zgodnie ze statutem tylko przewodniczący ma prawo zwoływać radę nadzorczą.

Rada nadzorcza próbowała naprawić błąd. Podczas kolejnych obrad uznano, że uchwała o podwyżce jest nieważna. Członkowie poinformowali o tym prezesa, ale było za późno. Bo pieniądze wpłynęły już na jego konto, a on nie zamierzał ich zwracać.

Prezes broni swojego stołka

W tej sytuacji znów zwołano walne zgromadzenie członków spółdzielni. Przyszły tłumy. Jednak na polecenie prezesa ochrona nie chciała wpuścić ludzi na zebranie. Ostatecznie walne zgromadzenie nie udzieliło Januszowi Czyburce absolutorium. Natomiast 11 lipca wręczono mu wypowiedzenie. Czyburko nie chciał ustąpić. Nadal przychodził do pracy i rządził spółdzielnią. Zwalniał pracowników, zatrudniał nowych.

- Prezes dalej korzystał ze służbowego samochodu, nie udostępniał też dokumentów - mówił nam Antoni Bogdan, jeden z członków rady nadzorczej.

- 26 lipca panu prezesowi wręczyliśmy wypowiedzenie dyscyplinarne - opowiada Jacek Dąbrowski. Wydawało się, że to koniec konfliktu.

Nic bardziej mylnego. Po kilku dniach zwolennicy Czyburki zwołali bez porozumienia z przewodniczącym kolejną radę nadzorczą. I znów przywrócili go na stanowisko prezesa, więc nadal urzędował w swoim gabinecie.

Mieszkańcy nie dali za wygraną. Zaczęli przychodzić do spółdzielni i dyżurować na zmianę. Tłumaczyli, że będą tu do oporu, by chronić społeczny majątek przed Januszem Czyburko.

- To bezczelność, by prezes, który został odwołany, nadal pchał się na to stanowisko, bo tak mu się podoba - oburza się Tadeusz Stawecki.

- Gdyby on odszedł honorowo, przynajmniej ludzie nie denerwowaliby się. Może byłoby wreszcie spokojnie - dodaje Bożena Zacharenko, lokatorka.

- Wykorzystał już swoje pięć minut. Stracił zaufanie ludzi, bo ich nie szanował - denerwuje się Krzysztof Malinowski.

Takiej awantury tu nigdy nie było

Spółdzielnia mieszkaniowa w Choroszczy powstała w 1968 roku. W 24 blokach mieszka obecnie 6 tysięcy osób. Przychodziła różne koleje. Zmieniali się prezesi, wybierano rady nadzorcze. Mieszkańcy zgłaszali swoje uwagi, dyskutowali. Ale takiej awantury jak teraz nawet najstarsi nie pamiętają. Ludzie uważają, że to całe zamieszanie wynika z niegospodarności prezesa. Mają wiele zastrzeżeń do jego pracy i do sposobu wydawania pieniędzy, które przecież sami płacą.

- Klatki od lat nie były odnawiane. Są brudne i obdarte - mówi Bożena Zahorenko.

- Za to piwnice w bloku nr 24 pan prezes wyłożył terakotą. A to przecież sporo kosztuje. Za te pieniądze najpierw trzeba byłoby wyremontować chodniki oraz klatki schodowe. To jest ważniejsze - przekonuje Teresa Bezubik.

Kolejny zarzut: czynsze.

- Za mieszkanie o powierzchni 54 mkw. płacę miesięcznie aż 700 zł - mówi Krzysztof Malinowski. - Tak wysokich czynszów nie ma nawet w Białymstoku - oburza się mężczyzna.

Ale Janusz Czyburko ma też swoich zwolenników, którzy dobrze oceniają jego pracę. Ci jednak nie chcą oficjalnie się wypowiadać. Na rozmowę z nami zgodziła się tylko Helena Piechotko.

- Grupa, która jest przeciwko prezesowi rozpoczęła wrogą działalność wobec niego w sposób ohydny. Zniszczyła go - określa kobieta. - Najpierw do każdej skrzynki zostały wrzucone nieprawdziwe paszkwile z informacją o podwyżce pensji. Podane kwoty były nieprawdziwe. Nawet wiceprezes Piotr Gendzwiłł mojej sąsiadce to potwierdził. Przed tym całym zamieszaniem był spokój. Ludzie szanowali prezesa. W spółdzielni było bardzo dobrze. Wiele rzeczy tu zrobiono: nowe chodniki, przybyło zieleni, powymieniano drzwi i okna w piwnicach. Widziałam, jak pan Czyburko nawet sam sadził iglaki. Był odpowiedzialny, nie dopuszczał w pracy picia alkoholu. Uważam to za słuszne - chwali prezesa Helena Piechotko.

A długi rosną

Prezes Janusz Czyburko, z którym wielokrotnie próbowaliśmy się umówić na rozmowę, nie chciał niczego komentować. Tymczasem, przez zamieszanie z zarządem stan finansowy spółdzielni pogorszył się. Są kłopoty z płatnościami, a jej dług sięga 600 tys. zł. By dokonać na przykład przelewów potrzebne są podpisy dwóch uprawnionych osób, a z KRS-u nie można wykreślić nazwiska dotychczasowego prezesa. Podpis Piotra Gendzwiłła, który pełni obowiązki prezesa, nie wystarczy.

- Sytuacja jest bardzo skomplikowana - przyznaje Jacek Dąbrowski, przewodniczący rady nadzorczej. Nowi członkowie mają wybrać teraz nowego prezesa spółdzielni. Nie oznacza to jednak końca afery. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Janusz Czyburko odwołał się do sądu pracy.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny