Kilka miesięcy temu para bocianów wybrała sobie na budowę gniazda komin na budynku przy ulicy Grodzieńskiej w Wasilkowie. Jego właścicielem jest Janusz Rydzewski, szef firmy JR-Tech. Jak poinformowała policja, jeden z jego pracowników postanowił spalić śmieci w zakładowym piecu.
Pięć minut i po wszystkim
- Zaczął iść dym z komina. Zapaliło się gniazdo i koniec. Po jakichś pięciu minutach wszystko wpadło do komina - relacjonuje Stanisława Zdanowicz, naoczny świadek pożaru.
- Bocian przyleciał i zaczął coś tam grzebać. Zadzwoniłem do Ochrony Środowiska, potem do Straży Wojewódzkiej. Wysłali strażaków, ale ci nie zdołali już nic uratować - mówi Sańczyk.
- Najgorsza to była tragedia tych bocianów. One na te palące gniazdo wchodziły, a strażak je odganiał - opowiada Zdanowicz.
Jak poinformował nas rzecznik białostockiej policji Tomasz Krupa, w gnieździe były dwa jaja. Maciej Czauż z wasilkowskiej Ochotniczej Straży Pożarnej precyzuje te informacje: - Jedno jajko było już rozbite i pojawił się w nim pisklak.
Raczej nieszczęśliwy przypadek
Sańczyk nie ma wątpliwości, że to było celowe podpalenie. Właściciel posesji odpiera te zarzuty.
- Jestem wstrząśnięty. Nie wiem, jak doszło do tego podpalenia. Ja żadnych poleceń nie wydawałem - twierdzi Rydzewski. - Podejrzewam, że to nieszczęśliwy wypadek. Mnie gniazdo nie przeszkadzało, tym bardziej, że jesienią można z tym fantem zrobić, co się chce. Można było poprosić ekologów, żeby je zdjęli. To gniazdo mogło być tu przez cały czas.
Pomimo tragedii, jeden z bocianów codziennie przesiaduje na feralnym kominie: - O czwartej z rana zawsze klekocze - opowiada Zdanowicz.
- To było praktycznie jak chata z dziećmi - dodaje jej sąsiad Zbigniew Małuszycki.
To jednak przestępstwo
Świadkowie wydarzenia nie chcą, by o całej sprawie zapomniała policja.
- Zwierzęta mają serce, czują, i rozumują po swojemu, więc nie można im krzywdy robić.
Tej sprawy nie można tak zostawić. Trzeba jakieś konsekwencje za pożar gniazda bocianiego wyciągnąć. Przecież nikomu nie przeszkadzało - uważa Zdanowicz.
Jak przyznał Krupa, policja nie prowadzi żadnego postępowania.
- To jest przestępstwo. Gniazda bocianie, jaja, pisklęta i same bociany są chronione prawem - wyjaśnia Łukasz Meina z białostockiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. - Zbadamy tę sprawę i jeżeli będą odpowiednie przesłanki, to zawiadomimy prokuraturę.
- Żeby to podpalenie było. W tym piecu nigdy żadnych śmieci nie paliliśmy. Na śmieci mamy kontener - zarzeka się Rydzewski i deklaruje: - Jeśli ktoś będzie chciał pomóc bocianom, wybudować im gniazdo, nie stawiam przeszkód. Jeżeli będzie trzeba, to w jakiś sposób to nawet to wspomogę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?