Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spalarnia śmieci w Białymstoku przyjmowała odpady z Warszawy, kontrola WIOŚ-u wykazała nieprawidłowości. Mogą zamknąć spalarnię

Tomasz Mikulicz
Tomasz Mikulicz
Zdjęcia z otwarcia spalarni. Luty 2016 roku.
Zdjęcia z otwarcia spalarni. Luty 2016 roku. Anatol Chomicz
Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska twierdzi, że miejska spółka Lech złamała prawo. Przede wszystkim dlatego, że białostocka spalarnia przyjmowała odpady spoza województwa, a została wybudowana do obsługi naszego regionu. Są też i inne zarzuty. Spółka Lech wszystkie odpiera. Twierdzi, że mogła przyjmować odpady spoza województwa, bo były one z tzw. frakcji energetycznej. Sprawa trafiła do sądu. Tymczasem marszałek województwa rozpoczął postępowanie w sprawie cofnięcia dla spalarni pozwolenia zintegrowanego.

Kontrola trwała ponad pół roku. Wzięliśmy pod uwagę lata 2015-19. Znaleźliśmy szereg nieprawidłowości - mówi zastępca Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska w Białymstoku Mirosław Michalczuk.

Podkreśla, że przede wszystkim okazało się, iż białostocka spalarnia przyjmowała odpady spoza województwa - przeważnie z mazowieckiego, a najwięcej z Warszawy. - Rocznie takich odpadów spoza naszego województwa było nawet ponad 10 tys. ton (na 120 tys. ton, które spalarnia może spalać w ciągu roku - przyp. red.) - podkreśla Mirosław Michalczuk.

Dodaje, że miejska spółka Lech (zajmuje się gospodarką białostockimi odpadami) naruszyła przez to prawo.

- A proceder trwał na długo przed lipcem 2019 roku, kiedy ustawodawca zmienił ustawę o utrzymaniu czystości i porządku w gminach znosząc tym samym tzw. regionalizację (to zasada mówiąca o tym, że odpady z danego regionu gospodarki odpadami miały trafiać do spalarni i sortowni leżących na terenie danego regionu - przyp. red.). Nawet po tym jak to nastąpiło, obowiązuje jednak tzw. zasada bliskości, która mówi o tym, ze odpady mają trafiać do najbliższej instalacji. A dopiero jeśli ta nie ma możliwości ich przyjęcia, mogą jechać do innej spalarni - wyjaśnia zastępca wojewódzkiego inspektora.

Czytaj też: Powstrzymać katastrofę. Radni apelują, by marszałek zgodził się, by wysypisko w Hryniewiczach mogło przyjąć więcej śmieci

Według niego Lech mógł naruszyć też trwałość projektu „Zintegrowany system gospodarki odpadami dla aglomeracji białostockiej” (spalarnię zbudowana została z dofinansowaniem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej - przyp. red.) oraz naruszył warunki decyzji środowiskowej i pozwolenie zintegrowane wydane przez urząd marszałkowski.

- Spalarnia została bowiem zbudowana po to (i jest to potwierdzone w dokumentach), by przyjmowała zmieszane odpady komunalne z miasta Białystok i dziewięciu gmin (a są to: Choroszcz, Czarna Białostocka, Dobrzyniewo Duże, Gródek, Michałowo, Juchnowiec Kościelny, Supraśl, Wasilków i Zabłudów - przyp. red.) oraz odpady z tzw. frakcji kalorycznej (czyli np. zanieczyszczona makulatura czy zabrudzone plastiki, które są odsiewane z odpadów zmieszanych, które trafiają do sortowni - przyp. red.) z obszaru objętego projektem - podkreśla Mirosław Michalczuk.

Dodaje, że kontrola została wszczęta z tego powodu, że zgłoszony został problem przez podlaskie firmy śmieciowe, które oburzały się, że spalarnia odmówiła im przyjęcia odpadów, a przyjmowała odpady z województwa mazowieckiego (jak wiadomo od 2 marca spółka Lech przyjmuje odpady komunalne wyłącznie z Białegostoku i wspomnianych dziewięciu gmin, przez co ogromny problem ma np. Sokółka - przyp. red.).

- Można się tylko domyślać, że chodziło o to, że jest problem z zagospodarowaniem „warszawskich” odpadów, pomimo że ceny za odbiór tych odpadów są najwyższe w Polsce. Tak więc niższe ceny zagospodarowania odpadów w spalarni białostockiej mogą być atrakcyjne dla zagospodarowania odpadów z regionów warszawskich. Tyle że przez to nasza spalarnia nie ma wolnych mocy przerobowych, a została zbudowana przede wszystkim w celu zabezpieczenia potrzeb naszego województwa - wyjaśnia zastępca wojewódzkiego inspektora.

W toku kontroli stwierdzono też przekroczenie dopuszczalnego czasu pracy spalarni określonego w pozwoleniu zintegrowanym. Bo każda tego typu instalacja musi mieć chociażby odpowiednio długą przerwę technologiczną.

- Naruszenia miały miejsce w latach 2017-18. W tym w 2017 r. przekroczenie wynosiło 437 godzin, a w 2018 r. - 508 godzin. Dzieląc tę ostatnią liczbę przez 24 godziny mamy 21 dni - podkreśla Mirosław Michalczuk.

Czytaj też: Awantura o śmieci - ciąg dalszy. Rzeczniczka marszałka: Spółka miejska powinna prowadzić racjonalną gospodarkę

W dokumentacji, z jaką zapoznali się kontrolerzy WIOŚ-iu, brakowało też części kart przekazania odpadów. - Na przykład w 2019 roku brakowało kart na ponad 4 tys. ton odpadów. A to że odpady te przejechały, mamy potwierdzone w innych dokumentach - wyjaśnia zastępca wojewódzkiego inspektora.

WIOŚ powiadomił o wynikach kontroli instytucję rozdzielającą fundusze na realizację projektu. Czyli w tym przypadku Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. O wynikach kontroli powiadomiono także marszałka województwa.

- Ten ostatni rozpoczął procedurę cofnięcia pozwolenia zintegrowanego, co może skutkować wstrzymaniem spalarni. Natomiast konsekwencją naruszenia projektu unijnego może być wszczęcie odpowiedniej procedury przez instytucję dofinansowującą projekt - mówi Mirosław Michalczuk.

Dodaje, że spółka Lech podczas czynności kontrolnych wyjaśniła, że nie miała świadomości skąd do spalarni trafiały odpady.

- To mało wiarygodne tłumaczenie. Stąd też nie zostało przez nas przyjęte. Spółka Lech zaskarżyła nasze zarządzenia pokontrolne do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (jeszcze nie odbyła się rozprawa). W zeszłym tygodniu wysłała jednak pismo, że dostosowała się do wszystkich wymogów prawa. Widać stąd, że spółce zaczęło zależeć na prowadzeniu działalności w sposób zgodny z obowiązującymi przepisami prawa - uważa zastępca wojewódzkiego inspektora.

WIOŚ nałożył też na spalarnię karę w wysokości... 300 zł. - Tylko tyle mogliśmy. Za przekroczenie czasu pracy spalarni - mówi Mirosław Michalczuk.

Czytaj też: Białystok. Spółka Lech przyjmie odpady z tzw. frakcji palnej z Suwałk, a białostocka spalarnia jest zamknięta np. na śmieci z Sokółki

Rzecznik Lecha Zbigniew Gołębiewski mówi, że spółka wniosła skargę do WSA na wyniki kontroli, bo WIOŚ nie uwzględnił zastrzeżeń spółki do protokołu z kontroli. A Lech nie zgadza się ze stawianymi wnioskami.

- Wierzymy, że decyzja sądu będzie dla nas korzystna. Gdyby było inaczej, sparaliżowałoby to wszystkie zakłady energetyczne zajmujące się termicznym przekształcaniem odpadów komunalnych w Polsce i byłoby niezgodne z praktyką stosowaną w całej Unii Europejskiej - podkreśla rzecznik.

Przekonuje, że działania spółki były zgodne z przepisami co potwierdziło Ministerstwo Środowiska, wypowiadając się o możliwości spalania w polskich spalarniach frakcji wysokokalorycznej odpadów pozostałych po sortowaniu surowców.

- Te działania były też weryfikowane podczas kolejnych kontroli instytucji finansującej i nadzorującej inwestycję, czyli Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej - mówi Zbigniew Gołębiewski.

Twierdzi, że zarzucane przez WIOŚ naruszenie zasady regionalizacji nie ma uzasadnienia, bo regionalizacja dotyczyła zmieszanych odpadów komunalnych i surowców, ale nie obowiązywała już w przypadku wspomnianej wcześniej tzw. frakcji energetycznej (WIOŚ nazywa ją kaloryczną - przyp. red.) pozostałej po sortowaniu. - A przypomnę, że obecnie już w ogóle nie obowiązuje żadna regionalizacja dotycząca odpadów komunalnych - mówi rzecznika.

Czytaj też: Spalarnia śmieci w Białymstoku strawiła 107 tys. ton śmieci

Twierdzi, że nieprawdziwy jest również zarzut, iż brakowało kart przekazania odpadów. - Spółka posiada i posiadała je w czasie kontroli. Natomiast kontrolerzy prawdopodobnie nie skopiowali wszystkich dokumentów - przekonuje Zbigniew Gołębiewski.

Dodaje też, że nie jest żadnym odkryciem, iż przekroczony został limit rocznego czasu pracy instalacji. Był on bowiem określony na zbyt niskim poziomie jeszcze na etapie projektowania spalarni.

- Już wcześniej informowaliśmy o tym odpowiednie instytucje występując z wnioskiem o wydłużenie tego czasu. Już pierwszy rok funkcjonowania spalarni pokazał, że nie jest potrzebny tak długi okres wyłączenia spalarni przeznaczony na przeglądy instalacji. Praktyka pokazała, że wystarczą 3 tygodnie przestoju w ciągu roku, by w tym czasie wykonać wszystkie prace eksploatacyjne - mówi rzecznika.

Według niego wyłączenie na dodatkowe ok. 3 tygodnie, powodowałoby że instalacja nie mogłaby spalać odpadów i produkować energii.

- Byłoby to działanie na szkodę spółki i społeczności Białegostoku, a nie ma do tego żadnego uzasadnienia. Warto też podkreślić, że w tym czasie nigdy nie przekroczyliśmy rocznego limitu ilości spalanych odpadów, który wynosi 120 tys. ton - tłumaczy Zbigniew Gołębiewski.

Czytaj też: Białystok. Spalarnia śmieci przy Andersa uruchomiona (zdjęcia, wideo)

Niemniej marszałek rozpoczął postępowanie w sprawie cofnięcia dla spalarni pozwolenia zintegrowanego.

- Obecnie trwa zbieranie materiału dowodowego w sprawie - mówi rzeczniczka marszałka Izabela Smaczna-Jórczykowska.

Dopytujemy, czy oznacza to, że istnieje ryzyko zamknięcia spalarni? - To wykaże przeprowadzone postępowanie - podkreśla rzeczniczka.

Tu oglądasz: Odpady z różnych kontenerów w jednej śmieciarce. Taka segregacja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny