Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spalarnia śmieci przy Andersa już pochłonęła 333 000 000 zł

Marta Gawina
Marta Gawina
Widok na spalarnię z lotu ptaka. Jej centralnym punktem jest budynek procesowy z bunkrem na odpady i kotłem odzyskowym
Widok na spalarnię z lotu ptaka. Jej centralnym punktem jest budynek procesowy z bunkrem na odpady i kotłem odzyskowym Lech
Tak drogiej inwestycji jeszcze w Białymstoku nie było. Gmina musiała zaciągnąć kredyt - 164 mln zł. Na zbudowanie systemu gospodarowania odpadami dostała też unijną dotację. Inwestycji przy Andersa towarzyszyły wielkie emocje. Głos zabierali naukowcy i mieszkańcy. Były protesty. Mimo to obiekt powstał. We wtorek zostanie oficjalnie otwarty. Spalone śmiecie mają dawać nam prąd i ciepło.

Wytworzona tutaj energia elektryczna będzie w stanie zasilić około 16 tysięcy gospodarstw domowych. Z kolei zimą wytworzona zostanie energia cieplna. Według wstępnych obliczeń będzie mogła ogrzać około 875 domów jednorodzinnych. A to wszystko dzięki odpadom.

Pierwsze transporty śmieci do Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych już trafiły. Potrzebne były do rozruchu całej instalacji. Próby trwały od września. Wypadły pozytywnie. Teraz spalarnia przy ul. Andersa w Białymstoku zaczyna działać na dobre. Do pracy gotowych jest już około 50 pracowników. Zostali zrekrutowani i przeszkoleni z instalacji jeszcze w ubiegłym toku. Brali udział przy próbnych rozruchach. - Uroczyste otwarcie zakładu nastąpi 9 lutego - informuje Zbigniew Gołębiewski, przedstawiciel miejskiej spółki Lech.

500 ton stalowego kotła

To właśnie ta spółka czuwała nad budową obiektu przy Andersa. Teraz będzie nadzorować pracę spalarni. Zakład jest olbrzymi. Zajmuje ponad trzy hektarową działkę przy ul. Andersa za giełdą rolno-towarową w stronę lasu. Raczej trudno go dostrzec z centrum miasta, w oczy nie rzuca się nawet zielony 50-metrowy komin.

Na terenie zakładu obiektów jest kilka. Centralny punkt to budynek procesowy z bunkrem na odpady, kotłem odzyskowym, instalacją oczyszczania spalin oraz instalacją zestalania i stabilizacji popiołów. Obok znajdują się budynki: techniczny oraz przetwarzania i waloryzacji żużla. Wszystko wygląda bardzo nowocześnie i specjalistyczne. Ma być też oszczędnie. I tu pewna ciekawostka.

- Cała woda opadowa z terenu ZUOK (dachy, drogi, place) jest odzyskiwana i zużywana do procesu technologicznego. Woda z miejskiej sieci używana jest na minimalnym poziomie - głównie na potrzeby socjalne - wyjaśnia przedstawiciel spółki Lech.

Sercem spalarni jest potężny kocioł. Wyprodukowała go belgijska firma Keppel Seghers, jeden z dwóch największych producentów tego rodzaju instalacji. Konstrukcja waży około 500 ton i ma 37 metrów wysokości. To do niej trafią odpady naszych śmietników. W jaki sposób? Etapów jest kilka.

Śmieci do ZUOK będą wozić samochody ciężarowe. Każdy pojazd zostanie zważony i skontrolowany na bramkach wjazdowych na teraz spalarni. Kolejne etap to hala wyładunku. To pomieszczenie wewnątrz głównego budynku, do której wjeżdżają samochody z odpadami. - Dzięki podciśnieniu nieprzyjemne zapachy nie wydostają się na zewnątrz budynku - wyjaśnia przedstawiciel spółki „Lech”.

Odpady z samochodów trafiają do bunkra. Następnie są podawane przez operatora do leja zasypowego. - Poprzez szyb zasypowy i dozownik, odpady trafiają na ruszt, gdzie poddawane są spaleniu w temperaturze ok. 1000 stopni Celsjusza. To klasyczny kocioł rusztowy posiadający ruszt schodkowy, chłodzony powietrzem - dodaje Zbigniew Gołębiewski.

Dodaje, że powstałe podczas spalania spaliny są kierowane do instalacji oczyszczania spalin. Po oczyszczeniu i pomiarach emisji trafiają one do komina. Przez cały czas spaliny są monitorowane. - Ich wielkość jest minimalna - daleka od wartości określanych przez przepisy jako dopuszczalne - zapewniają przedstawiciele Lecha.

I dodają konkretne liczby: instalacja jest zdolna przetworzyć w godzinę 15,5 tony odpadów, a więc do 372 ton w ciągu doby. Przez rok w ZUOK może być unieszkodliwianych 120 tys. ton odpadów komunalnych.

Z prądem i protestami

Korzyści z tych liczb ma być kilka. Mniej śmieci będzie trafiać na wysypisko w Hryniewiczach, gdzie już teraz jest problem z terenem. Spalone odpady mają też dawać energię. 12 tysięcy ton śmieci ma pozwolić na wytworzenie rocznie ok. 38 tys. MWh energii elektrycznej oraz ok. 360 tys. GJ energii cieplnej, która trafi do miejskiej sieci ciepłowniczej i będzie wykorzystywana na potrzeby własne. Jak udało nam się dowiedzieć, były już próby przesyłania ciepła do miejskiej sieci.

Spalarnia będzie służyła nie tylko mieszkańcom Białegostoku. Będą mogli korzystać z niej okoliczne gminy takie jak Czarna Białostocka, Choroszcz, Dobrzyniewo Duże, Gródek, Juchnowiec Kościelny, Michałowo, Supraśl, Wasilków oraz Zabłudów.

I mimo tych prognozowanych korzyści, nie wszyscy są zadowoleni z tej inwestycji. Od początku towarzyszyły jej wielkie emocje. Protestowali okoliczni mieszkańcy z Dziesięcin, Pietraszy, czy Nowego Miasta. Ludzie obawiali się smrodu, hałasu, trujących substancji wydobywających się z komina. Powstał nawet Społeczny Komitet Obrony Przed Lokalizacją Spalarni. - Czy chcesz przez kolejne 30 lat wdychać trujące wyziewy palonych śmieci? Protestuj skutecznie razem z nami! - nawoływali jego uczestnicy.

Głos w sprawie spalarni zabierali naukowcy z całego kraju. W 2010 roku została nawet zorganizowana specjalna naukowa debata w naszym mieście. - Miasto może poradzić sobie z odpadami bez budowania spalarni. Przecież zbudowaliście potężny zakład w Hryniewiczach, wkładając w niego grube miliony. A energię można czerpać z innych źródeł - mówił wtedy prof. Janusz Wandrasz z Politechniki Śląskiej.

Na wnioski jest w tej chwili wcześnie. Na razie będziemy mogli tylko obserwować białostocką spalarnię

- Od spalarni nie ma odwrotu. Obawy o to, że zanieczyszczałaby środowisko, są przesadzone. Spalarnia jest najbezpieczniejszym i najlepszym pod względem ekologicznym systemem postępowania z odpadami - podkreślał z kolei dr hab. Grzegorz Wielgosiński, z Politechniki Łódzkiej.

Które argumenty trafiły ostatecznie do białostoczan? Okaże się w najbliższym czasie. Na razie o protestach nie słychać. Nie można jednak ich wykluczyć.

Czy Lech obawia się niezadowolenia mieszkańców po oficjalnym uruchomieniu zakładu? Odpowiedzi wprost na to pytanie nie otrzymaliśmy. Za to raz jeszcze padły zapewnienia, że obiekt jest całkowicie bezpieczny.

- Ochrona środowiska to priorytet. Obiekt wyposażony jest w instalację oczyszczania spali (IOS), które wyłapują i unieszkodliwiają zanieczyszczenia i toksyczne związki. Instalacja oczyszcza spaliny z tlenków azotu (NOx), kwaśnych zanieczyszczeń, metali ciężkich, dioksyn i fiuranów oraz pyłów. W efekcie emisja spalin jest na minimalnym poziomie, dalekim od dopuszczalnych wartości - wymienia Zbigniew Gołębiewski.

Przypomina, że w Europie Zachodniej funkcjonuje ok. 400 spalarni odpadów. Białostocka jest jedną z pierwszych w naszym kraju. Podobne instalacje są właśnie uruchamiane w Bydgoszczy i Koninie.

- W tym roku gotowe mają być w Poznaniu, Krakowie i Szczecinie. Są też już zaawansowane plany budowy spalarni w innych miastach - przypomina Zbigniew Gołębiewski.

Nasza droga inwestycja

Pewne jest za to, że zakład przy Andersa to jedna to najdroższych inwestycji w naszym mieście w ostatnich latach. Spalarnia powstała w ramach projektu „Zintegrowany System gospodarki odpadami dla aglomeracji białostockiej”. Jego całkowita wartość to prawie 490 mln zł brutto, z czego 210 mln zł netto pochodzi ze środków Funduszu Spójności Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko.

Sama budowa spalarni pochłonęła 333 mln zł netto. Miasto musiało się zadłużyć, by projekt zrealizować. Kredyt z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wynosi 164 mln zł. Musi zostać spłacony do 2026 roku.

Czy warto było wydawać tyle pieniędzy?

- To nie jest pytanie na dzisiaj. Odpowiedzi będzie można udzielić za rok. Dzisiaj możemy tylko patrzeć, jak spalarnia zacznie działać i tyle. Jest za wcześnie na jakiekolwiek wnioski - uważa prof. Lech Dzienis z Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska oraz rektor Politechniki Białostockiej.

Co nam da rok obserwacji? Będziemy mogli przekonać się, czy będzie wystarczająca ilość odpadów do spalania, czy spalarnia działa poprawnie pod względem technicznym.

- Będzie to obserwowało bardzo wiele osób - nie ma wątpliwości prof. Lech Dzienis.

Budowa spalarni trwała dwa lata. Oficjalnie zakończyła się w grudniu 2015 roku.

Ale polityka odpadowa aglomeracji białostockiej to nie tylko zakład przy Andersa. Spółka Lech buduje też sortownię w Hryniewiczach. Wykonawca wszedł na plac budowy w październiku ubiegłego roku. W tej chwili montowane są elementy linii technologicznej. Wstępne rozruchy planowane są w czerwcu. Sortownia ma oficjalnie zacząć działać we wrześniu. Dzięki zastosowaniu najnowocześniejszych rozwiązań Hryniewicze będą w stanie odzyskać około 90 procent surowców z posortowanych odpadów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny