Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

SP nr 2 Łapy. Amerykanka uczy angielskiego za darmo

Julita Januszkiewicz
Dziewiętnastoletnia Anna Stone, mieszkanka Kansas, uczy za darmo języka angielskiego w Szkole Podstawowej nr 2 w Łapach.
Dziewiętnastoletnia Anna Stone, mieszkanka Kansas, uczy za darmo języka angielskiego w Szkole Podstawowej nr 2 w Łapach. Anatol Chomicz
Wy Polacy nie uśmiechacie się tak często jak my - zauważa Anna Stone, wolontariuszka amerykańskiej organizacji studenckiej. Od początku lipca prowadzi w Szkole Podstawowej nr 2 w Łapach darmowe lekcje języka angielskiego dla dzieci, młodzieży i dorosłych. A przy okazji zwiedza nasz region.

W Polsce jest wspaniale, a w Łapach czuję się jak u siebie w domu - śmieje się niewysoka, długowłosa szatynka. Anna Stone ma 19 lat. Pochodzi z Ottawy. To małe, liczące 12 tysięcy mieszkańców, typowo rolnicze miasteczko - w amerykańskim stanie Kansas. Dziewczyna studiuje na drugim roku education and government na Georgetown University w Waszyngtonie. W tłumaczeniu na język polski to zarządzanie oświatą.

Jednak jak każdego młodego człowieka, ciągnie ją w daleki świat. Dziewczyna kocha przygodę. Jak na razie była tylko w sąsiedniej Kanadzie. Ale to nie to samo, co wyjechać za ocean, do Europy. Dla młodych Amerykanów podróż na stary kontynent to wyróżnienie i prestiż. Postrzegają oni Europejczyków jako osoby inteligentne, wykształcone i obyte.

Przeszła przez ostrą selekcję

Okazja zagranicznego wyjazdu pojawiła się gdy Anna została wolontariuszką amerykańskiej organizacji studenckiej Learning Enterprises. Jej misją jest szerzenie wśród mieszkańców małych miejscowości kultury - poprzez nauczanie języka angielskiego.

Organizacja działa od 1992 roku. Założył ją ówczesny amerykański student Adam Tolney, który jako pierwszy wyjechał na Węgry.

W krajach Wschodniej i Środkowej Europy akurat upadł komunizm, a ich mieszkańcy bardzo chcieli uczyć się języka angielskiego. Chociaż minęło już dwadzieścia lat, organizacja prężnie działa i rozwija się.

O jej popularności świadczy to, że tego lata ponad 130 wolontariuszy wyłonionych wśród studentów najlepszych amerykańskich uczelni, uczy języka angielskiego w jedenastu krajach, między innymi w Polsce, Słowacji, Chorwacji, Panamie, Turcji i Chinach.

- Chciałam wyjechać do Panamy, by podszlifować język hiszpański - mówi Anna Stone. - Ale pojawił się problem. Wybrałam więc Polskę.

Anna słyszała wcześniej o tym kraju od kolegów z roku, w których żyłach płynie polska krew. Z kolei niektórzy amerykańscy studenci chwalili się, że spędzili u nas fajne wakacje. Nieraz chwalili polską gościnność.

Dziewczynie Polska kojarzyła się z takimi smakołykami, jak swojskie wędliny, kiełbasy czy pierogi.

- Poza tym, jak słyszałam słowo Polska, to zawsze w kontekście II wojny światowej. Na lekcjach historii uczyliśmy się o napadzie Niemców na wasz kraj we wrześniu 1939 roku oraz o hitlerowskich obozach koncentracyjnych - wspomina.

Zanim spełniła swoje marzenie, musiała przejść przez rekrutację. Została wybrana podczas, jak to sama określa, ostrej selekcji przeprowadzanej przez tzw. programme directors organizacji Learning Enterprises.

Wolontariusze udzielali wywiadu przez telefon. W końcu Stany to ogromne państwo i nie wszyscy kandydaci mogli się stawić w jakimś określonym miejscu na spotkanie.

- Pytania były podchwytliwe. Musieliśmy udowodnić, że wcześniej braliśmy udział w wolontariackich programach. Opowiadaliśmy na przykład jakbyśmy zareagowali, gdyby okazało się, że wśród ludzi, u których przebywamy nikt nie zna języka angielskiego - opowiada Anna.
Studentka poradziła sobie. Mogła się pochwalić, że wcześniej pomagała słabszym uczniom w nauce. Z kolei jej chłopak, także student nie przeszedł przez to sito, chociaż bardzo chciał.

- Polska jest popularnym krajem. Wolontariusze chętnie tu przyjeżdżają. Tym razem udało się to połowie chętnych kandydatów - wspomina Anna.

Pierwszy raz na Podlasiu

W tym roku do Polski przyjechało 25 młodych, amerykańskich wolontariuszy, w tym po raz pierwszy także do województwa podlaskiego.

- Łapy w programie znalazły się tylko wyłącznie dzięki mnie - podkreśla Jolanta Chrustowicz.
Od trzech lat uczy języka angielskiego w tamtejszej Szkole Podstawowej nr 2. To właśnie ona jesienią ubiegłego roku nawiązała kontakt z amerykańską organizacją. Opowiedział jej o niej kuzyn męża, który studiował w USA.

- Ponieważ mieszkam i pracuję w Łapach, zaproponowałam zorganizowanie zajęć wolontariusza Learning Enterprises w mojej szkole. Tym samym przyczyniłam się do znacznego poszerzenia terytorium oddziaływania Learning Enterprises w Polsce. Dotychczas zajęcia odbywały się głównie w południowej Polsce, np. w Tarnowie, w Bieszczadach - opowiada nauczycielka.
Jej zadaniem było też znalezienie rodziny, która przyjmie wolontariuszkę do siebie na miesiąc, czyli zapewni darmowy nocleg i wyżywienie.

Problemów nie było też z wyszukaniem chętnych do nauki angielskiego. Pani Jolanta zorganizowała grupy w zależności od wieku uczniów oraz poziomu ich znajomości języka.
Zajęcia przebiegają pod hasłem "Summer with English". W sumie uczęszcza na nie 70 osób, w wieku od 7 do ponad 40 lat.

- Przed pierwszą lekcją uczuliłam Annę, że dzieci nie rzucą się jej od razu na szyję, że będą zawstydzone, ale szybko znaleźli wspólny język - opowiada pani Jolanta.
Uczy jak używać angielskiego

Co prawda Anna przywiozła ze sobą podręczniki, ale by zachęcić najmłodszych do nauki wymyśla coraz ciekawsze zajęcia. Dziewczyna nie chce, by były one zwyczajne, sztampowe, a jej uczniowie nudzili się. Zaplanowała, że Polaków nauczy podstawowych zwrotów - przydatnych w codziennym życiu, na przykład podczas robienia zakupów czy też kupowania biletów.

- Mam wrażenie, że polskie dzieci znają sporo angielskich słówek, ale nie umieją ich użyć w praktyce. To znaczy, że nie potrafią ułożyć z nich zdania. Mają problemy ze swobodnym rozmawianiem w tym języku - zauważa. Anna chce to zmienić. Zachęca więc swoich podopiecznych do jak najczęstszego mówienia po angielsku.

Na przykład, wychodzi z dzieciakami przed szkołę. Rzuca kolorową piłką, i zadaje proste pytania: jak się masz, co lubisz robić, kiedy i gdzie się urodziłeś.

Najmłodsi szybko ożywiają się i włączają do gry. Najbardziej aktywni w nagrodę dostają amerykańskie lizaki albo gumy do żucia.

Wolontariuszce fajnie się też pracuje z uczniami w podobnym do niej wieku.

- Doceniam to, że starają się zrozumieć mój specyficzny, amerykański akcent. W luźnych rozmowach przyznają, że w polskich szkołach głównie jest kładziony nacisk na naukę gramatyki - przyznaje.

W przypadku dorosłych jest nieco gorzej. Niektórzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z językiem angielskim. Anna opowiada im o życiu codziennym w Stanach. Łapianom tłumaczy wszystko pani Jolanta, która codziennie uczestniczy w zajęciach.

- Zdarza się, że dzieci nie rozumieją co Anna mówi do nich. Wtedy muszę pomóc. A przy okazji mogę osłuchać się z amerykańską wymową.

Z kolei studentka dowiaduje się, na czym polega zawód nauczyciela.

- To bardzo ciężka praca, która przynosi wiele satysfakcji. Ale nie wiem czy chciałabym uczyć. W Stanach nie jest to prestiżem. Ale najważniejsze, że moi polscy uczniowie robią postępy - cieszy się Amerykanka.

Chciałaby jeszcze do nas przyjechać

- Program Learning Enterprises jest na tyle szczególny, że wolontariusz w nim uczestniczący nie zarabia żadnych pieniędzy. Rodzina, która go przyjmuje i ja też nic nie dostajemy. Wszystko działa na zasadzie hojności - podkreśla Jolanta Chrustowicz.

Najważniejsze jest to, że Anna ma okazję pozwiedzać oraz poznać polską kulturę. Była już w Krakowie, Oświęcimiu. Niesamowite wrażenie zrobiły też na niej mazurskie jeziora.

Dobrze czuje się w Łapach. Jest tu tak samo spokojnie jak w jej rodzinnym miasteczku.
Wolontariusze nie mają tylko uczyć angielskiego, ale również wtopić się w miejscową społeczność.

- Podczas pobytu u was zrozumiałam, że Amerykanie marnują wszystko co się da. Na przykład nie gasimy światła po wyjściu z łazienki. Świeci się przez cały dzień - dodaje dziewczyna.

Zauważyła też, że Polacy nie uśmiechają się tak często jak jej rodacy. Zdziwiło ją też, że Polacy są tacy szczupli.

- Jak wy to robicie, przecież wasza kuchnia jest taka smaczna. Nie mogę się oderwać od waszych smakołyków. U nas śniadania są bardzo lekkie. Późnym popołudniem za to jemy obiadokolacje - śmieje się.

Na Annie zrobiło też wrażenie to, że polska młodzież świetnie orientuje się w geografii. W USA ten przedmiot jest wykładany tylko przez rok.

- Kiedyś amerykańska młodzież po skończeniu szkoły średniej chciała jak najszybciej się usamodzielnić. Teraz w Stanach popularne staje się posiadanie dyplomu uczelni wyższej. Na przykład na mój uniwersytet nie jest tak łatwo się dostać - przyznaje dziewczyna.

Studiowanie w USA jest drogie. Rok nauki kosztuje 60 tysięcy dolarów. Anna, chociaż dostaje stypendium, i tak musi dorabiać. Bo pomoc państwa i rodziców nie wystarczają. Dlatego przez sześć godzin w tygodniu studentka ma pod swoją opieką dziewięcioletniego chłopca. Płaci jej za to uniwersytet, który z kolei dostaje pieniądze od rządu.

W Polsce młoda Amerykanka będzie gościła do 27 lipca. Potem planuje jeszcze zobaczyć Pragę, Budapeszt oraz Wiedeń.

- Moim amerykańskim kolegom opowiem, że warto przyjechać do Polski. Będę ambasadorką waszego kraju. Zostałam tu bardzo mile przyjęta - mówi.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny