Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sowlany: Wypadek autokaru z dziećmi. Świadkowie i policja mówią o przyczynach

Aneta Boruch
Wypadek autokaru w Sowlanach
Wypadek autokaru w Sowlanach Anatol Chomicz
37 dzieci z Krynek jechało do Teatru Lalek w Białymstoku. Nie dojechały - w Sowlanach na zakręcie autobus wpadł do rowu. To cud, że skończyło się na powierzchownych ranach. Policjanci twierdzą, że kierowca szarżował na zakręcie, a autobus miał zakaz poruszania się tą drogą.

[galeria_glowna]
Najciężej rannych było czworo dzieci. Miały poranione twarze, były potłuczone, posiniaczone. I bardzo przestraszone. Po południu lekarze zdecydowali, że dwoje pozostanie jeszcze na obserwacji.
Do tego wypadku doszło po godzinie ósmej we wsi Sowlany, położonej tuż przy granicy z Białymstokiem, na przedłużeniu ulicy 27 Lipca. Padało od rana, a w tym miejscu jest dość ostry zakręt. Autokar wypadł z jezdni i przewrócił na lewy bok. - Najpierw był huk, potem krzyk i płacz. Dzieci wymiotowały - opowiada jedna z opiekunek.

To była wycieczka do teatru. Wśród 49 pasażerów było 37 przedszkolaków. Pozostali to rodzice i nauczyciele. To oni wynosili z autokaru maluchy zaraz po wypadku. Błyskawicznie na miejscu pojawiły się też służby ratunkowe.

Na początku strażacy przenosili dzieci do swoich wozów. Potem podstawiono kolejny autokar. W nim też udzielano pierwszej pomocy.

Potem zdecydowano, że wszystkie maluchy pojadą na rutynowe badania do szpitala. Tam okazało się, że rany są powierzchowne, większość dzieci wypuszczono do domów.

Kierowca był trzeźwy. Policjanci twierdzą, że przyczyną mogło być niedostosowanie prędkości do warunków. Ta droga jest bardzo kręta. Obowiązuje tu też zakaz jazdy samochodów powyżej ośmiu ton. - Ten autobus nie powinien tamtędy jechać - mówi Kamil Sorko z Komendy Wojewódzkiej Policji.

Oczami świadków

- Odebrałam telefon od wychowawczyni: jest wypadek, autokar się wywrócił, ale wszyscy żyjemy - mówi Alicja Miron, dyrektorka Zespołu Szkół w Krynkach. - Uspokoiłam się trochę, gdy usłyszałam słowa: wszyscy żyjemy.

Ten wyjazd do teatru dzieci z zespołu szkół w Krynkach, ich rodzice i nauczyciele zapamiętają na długo. Grupa składała się z przedszkolaków od czterech do sześciu lat. Około godziny ósmej już dojeżdżali do Białegostoku. Kilometr pod miastem, na zakręcie drogi we wsi Sowlany doszło do dramatycznego wypadku.

Wjeżdżając do lasu, na śliskiej jezdni, w miejscu gdzie jest ostry zakręt, autobus nagle wypadł z drogi, zrył ziemię i wylądował na lewym boku w rowie. Posypało się szkło. - To był moment - opowiadała jedna z opiekunek. - Nagle przechyliliśmy się, zrobił się huk, krzyk, płacz.

- Dzieci płakały, wymiotowały - opisywali później opiekunowie. - Skupiliśmy się na tym, żeby powynosić je na zewnątrz.

Maluchy były przerażone. Na zewnątrz było zimno i padał deszcz. Szybko rozpoczęła się akcja ratunkowa.
Najpierw karetki odwiozły najmocniej poranione dzieci na izbę przyjęć Dziecięcego Szpitala Klinicznego. Potem dość szybko pozostali uczestnicy wypadku zostali tam zawiezieni podstawionym zapasowym autokarem.

- Krzyk, pisk, zamieszanie - opisuje sytuację na izbie przyjęć Beata Oleksza, mama czteroletniej Oli, która była w autokarze. - Rodzice biegali w nerwach, każdy szukał swojego dziecka.

Ola miała stłuczoną głowę i skaleczoną buzię. Drżała, była przestraszona, dopóki nie przyjechała do niej najpierw ciocia, a po jakimś czasie - rodzice. Oni dowiedzieli się o wypadku z mediów albo od policji.

- Na początku byłam w szoku, gdy usłyszałam o wypadku w radiu - już na spokojnie opowiadała Beata Oleksza. - Najpierw miałam nadzieję, że to nie dotyczy nas, a zaraz potem był ogromny strach o dziecko, tym bardziej że na początku nie było wiadomo gdzie dzwonić.

Zarówno na miejscu wypadku, jak i już później, w szpitalu, dziećmi troskliwie się zajęto. Aby jak najszybciej zapomniały o przeżytym strachu, dostały zabawki, kredki, książeczki do kolorowania. A najbardziej pomogła obecność rodziców. Okazało się, że tylko dwoje musi zostać na dłużej w szpitalu. To ci, którzy mieli rany głowy czy pokaleczoną twarz.

Policja zajęła się wyjaśnianiem przyczyn wypadku. Według wstępnych ustaleń autobus mógł wpaść w poślizg.

- Dobrze się stało, że nie rosło tu żadne drzewo, a podłoże było miękkie - stwierdził Radosław Dobrowolski, burmistrz gminy Supraśl, na terenie której zdarzył się wypadek.

- Szczęście w nieszczęściu - dodał wiceprezydent Białegostoku Aleksander Sosna.

- Jesteśmy szczęśliwi, że tak się skończyło - mówiła Alicja Miron. - Pan Bóg czuwał nad nami i naszymi dziećmi.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny