Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Somalijscy piraci porwali tankowiec. Kapitan Marek Niski był na jego pokładzie.

Krystyna Pohl [email protected]
Piraci na pokładzie. To zdjęcie kapitan Marek Niski zrobił ze swojej kajuty.
Piraci na pokładzie. To zdjęcie kapitan Marek Niski zrobił ze swojej kajuty.
Szturchają bronią i krzyczą. Dziesięciu uzbrojonych, odurzonych narkotykami somalijskich piratów. Prawie dwa miesiące przetrzymywali tankowiec Sirius Star. W historii morskiego piractwa to największy zatrzymany statek.
Piraci na pokładzie. To zdjęcie kapitan Marek Niski zrobił ze swojej kajuty.
Piraci na pokładzie. To zdjęcie kapitan Marek Niski zrobił ze swojej kajuty.

Piraci na pokładzie. To zdjęcie kapitan Marek Niski zrobił ze swojej kajuty.

Błękit nieba zlewa się z błękitem oceanu. Jest słoneczny poranek. Ogromny tankowiec Sirius Star płynie z Zatoki Perskiej do portów USA. Trasa wiedzie przez Ocean Indyjski, wokół Przylądka Dobrej Nadziei, przez Atlantyk, na Zatokę Meksykańską. Pokonuje ją po raz kolejny.

Tankowiec, jeden z największych na świecie (330 m długości) wiezie ponad 300 tysięcy ton ropy. Jest bardzo głęboko zanurzony, burta wystająca ponad powierzchnię wody ma zaledwie pięć metrów wysokości. Dlatego tak łatwo mogli ją pokonać piraci.

Gonią nas

Dochodzi ósma rano. Kapitan Marek Niski w swoim statkowym biurze odbiera telefon.

- Goni nas jakaś łódka - informuje oficer wachtowy.

Kapitan natychmiast jest na mostku. Na gładkim jak stół Oceanie Indyjskim widać hen daleko białą kreseczkę. Wokół nie ma żadnych statków. Tankowiec znajduje się ponad 460 mil morskich od wybrzeży Kenii, a więc daleko poza strefą zagrożoną morskim piractwem, która rozciąga się do 300 mil od brzegów.

Łódź jest coraz bliżej, płynie znacznie szybciej niż tankowiec. Po chwili pojawia się druga. Na statku nie mają wątpliwości. To piraci. Załoga zamyka pomieszczenia, przygotowuje węże wodne i pompy pożarowe. Obserwują łodzie. Dostrzegają na nich uzbrojonych ludzi. Mają granatniki i karabiny. Wobec takiego uzbrojenia węże wodne na nic się zdadzą. Piraci oddają strzał ostrzegawczy. Przystawiają drabinkę do burty i błyskawicznie wspinają się na pokład.

Kapitan o ataku powiadamia dowództwo marynarki brytyjskiej, której jednostki patrolują rejon Zatoki Adeńskiej, i przyciska specjalny przycisk, który alarmuje oficera bezpieczeństwa w siedzibie armatora w Dubaju. Jest 15 listopada 2008 roku.

Nie gińcie za laptopa

Piraci są już na mostku. Z bronią skierowaną w kapitana nakazują zatrzymanie statku. Są poirytowani, że trwa to długo. Nie rozumieją, że zatrzymanie takiego kolosa wymaga czasu. Po angielsku mówi tylko ich przywódca. Pozostali szturchają bronią i krzyczą w niezrozumiałym języku. W sumie jest ich dziesięciu. Każdy jest uzbrojony. Łodzie napastników zostają wciągnięte na pokład i przywódca piratów nakazuje płynąć pod brzeg Somalii. Na mostku pojawia się zaniepokojona załoga. Kapitan uspokaja. Prosi o nieprowokowanie napastników, niestawianie czynnego oporu, bo nie warto ginąć za laptopa, telefon czy aparat fotograficzny. Załoga wraz z kapitanem liczy 25 osób, najwięcej jest Filipińczyków (19), 2 Polaków, 2 Brytyjczyków, po jednym Chorwacie i Saudyjczyku.

Trzy dni nie spałem

Kapitan przyznaje, że często myślał o tym, jak by się zachował, gdyby doszło do pirackiego ataku na statek.

- Te przemyślenia oraz szkolenia przydały mi się, ale teraz to ja mógłbym napisać podręcznik o tym, jak postępować w czasie takiego ataku. Dla mnie najważniejsze było bezpieczeństwo załogi i statku. Nie mogłem dopuścić, by ludzie wpadli w panikę. Wiem, że bacznie mnie obserwowali. Robiłem wszystko, aby wierzyli, że wszyscy wyjdziemy z tego bezpiecznie, aczkolwiek ja czasem miałem wątpliwości. Starałem się zachować spokój i kamienną twarz. Ale nie zawsze było to łatwe. Przez pierwsze trzy doby nie spałem. Chciałem mieć wszystko pod kontrolą. Piraci buszowali po statku, okradali kabiny załogi. Oni pilnowali nas, ale my też staraliśmy się nie tracić ich z oczu.

Spalimy tankowiec

17 listopada uprowadzony Sirius Star rzucił kotwice u wybrzeży Somalii, 500 km na północ od Mogadiszu. Przywódca piratów zapowiedział, że potrzebują tylko pieniędzy i nikomu nic się nie stanie. Groził jednak, że gdyby pojawiły się amerykańskie okręty, spalą statek.

- Zrobiło się groźnie, bo pojawiły się i okręty, i śmigłowce, a piraci wpadli w złość, ponieważ sytuacja zaczęła ich przerastać - opowiada kapitan. - Nie mogli zrozumieć, że statek jest własnością Saudyjczyków, pływa pod banderą liberyjską a armator ma biuro w Dubaju. Sądzili, że ja to wymyślam i utrudniam im życie. Swoją złość skierowali na saudyjskiego marynarza. Ukryliśmy go przed nimi w maszynowni, gdzie na szczęście rzadko zaglądali. Ryzykując, prowadziłem tajną łączność z armatorem. On wiedział, co się dzieje na statku, a ja wiedziałem, że są prowadzone negocjacje odnośnie okupu i musimy czekać. Wiedziałem też, że o naszej sytuacji są na bieżąco przez armatora informowane rodziny. My z bliskimi mogliśmy oficjalnie porozmawiać dopiero po kilku dniach.

Tato, jestem z ciebie dumny

- O tym, co się stało, dowiedziałam się w tym samym dniu od córki - mówi pani Zyta, żona kapitana. - Marta, która pracuje w Vela w Dubaju, była akurat w Polsce. Wieczorem zadzwonił mąż, a potem regularnie kontaktował się ze mną armator. Znałam sytuację, ale ten straszny niepokój pozostał.

Syn Marcin wysłał do ojca SMS-a: "Tato, wiem, że sobie poradzisz. Jestem z ciebie dumny". Kapitan nie kryje wzruszenia, gdy przypomina sobie jego treść.

Na Sirius Star mijały kolejne tygodnie nerwowej egzystencji z piratami. Nigdy nie było wiadomo, co zrobią i jak się zachowają. Byli młodzi, prymitywni i agresywni. Palili papierosy i żuli liście miro o działaniu narkotycznym. Agresja się nasilała, gdy kończył się narkotyk. Często kłócili się między sobą. Nie radzili sobie z klamkami u drzwi ani z chodzeniem w kradzionych butach.

- Mieliśmy świadomość, że żyjemy na beczce prochu - mówi kapitan. - A dla nich ani ich życie, ani tym bardziej nasze nie miało żadnej wartości. Dlatego cały czas powtarzałem załodze: tylko spokój, żadnej brawury, żadnego bohaterstwa. I dokładnie obserwowałem napastników. A ich było na statku od 10 do ponad 20. Najgorzej było, gdy schodzili szefowie, a zostawali sami żołnierze. Nie mogłem sobie pozwolić na żaden błąd. Diabli mnie brali, ale udawałem, że nie widzę kradzieży i dewastacji kabin, zarzynania kóz na pokładzie. Co jakiś czas przywozili z lądu żywe kozy, zabijali je i kazali kucharzowi gotować. Aby nie drażnić piratów, zrezygnowaliśmy ze świąt Bożego Narodzenia. Oni już i tak byli wściekli, bo media podały, że uwolnią nas przed świętami. My też mieliśmy taką nadzieję. Byliśmy już coraz bardziej zmęczeni tą sytuacją.

Statek znów pływa

I wreszcie nadszedł ten długo oczekiwany dzień. 9 stycznia 2009 roku piraci dostali okup. Trzy miliony dolarów. Samolot zrzucił w pobliżu statku dwa pomarańczowe pojemniki z pieniędzmi. Piraci wydobyli je na swoje łodzie. Kilka godzin trwało na statku liczenie i wypłacanie pieniędzy. Na pokładzie było wtedy 35 piratów. Co chwila wybuchały między nimi kłótnie.

- Część porywaczy wsiadła do łódek i odpłynęła, pozostali jeszcze kradli co się dało, a to jeszcze jeden kombinezon, a to ekspres do kawy - opowiada kapitan. - Nagle podniósł się straszny wrzask. Jeden z porywaczy rozmawiał przez telefon komórkowy i krzyczał. Zamarliśmy ze strachu, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Do końca im nie dowierzałem. Cały czas bałem się, że wezmą i okup, i nas jako zakładników, że poważnie uszkodzą statek. Okazało się, że zatonęła jedna z łodzi i wraz z nią poszło na dno kilku porywaczy z częścią okupu. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Piraci nadal byli na pokładzie statku. Nadeszła pełna nerwów noc. Dopiero o świcie opuścili statek. Szybko sprawdziliśmy dokładnie wszystkie pomieszczenia w obawie, czy nie zostawili ładunków wybuchowych. Ruszyliśmy w kierunku Zatoki Perskiej. Nigdy nie zapomnę radości z pierwszego śniadania wolnych ludzi. Czuliśmy się jak nowo narodzeni.

W Dubaju czekały zaproszone przez armatora rodziny. Odbyło się spotkanie z przedstawicielami firmy, dyplomatami. "Dziękujemy, kapitanie" - usłyszał Marek Niski od załogi i pracodawców.

Pod koniec stycznia tankowiec wrócił na morze. Załoga potrzebuje na to dużo więcej czasu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny