Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smutny film o zabijaniu

Jerzy Szerszunowicz
Nie ma chyba takiej roli, w której Artur Żmijewski straciłby coś ze swego męskiego uroku. W "Katyniu” gra rotmistrza 8. Pułku Ułanów z Krakowa.
Nie ma chyba takiej roli, w której Artur Żmijewski straciłby coś ze swego męskiego uroku. W "Katyniu” gra rotmistrza 8. Pułku Ułanów z Krakowa.
Najbardziej przygnębiająca w filmie Andrzeja Wajdy wcale nie jest zbrodnia katyńska, lecz poziom artystyczny.

Gdyby od takiego filmu Wielki Reżyser zaczął swoją karierę, to o Oscarze, nawet "za całokształt", mógłby tylko pomarzyć, a o jego dokonaniach mało kto by pamiętał.

Na wstępie chciałbym zastrzec, że nikogo nie chcę urazić, nie piszę ani słowa o zbrodni katyńskiej i uczuciach tych, których bliscy zostali okrutnie zamordowani. Piszę tylko i wyłącznie o filmie jako dziele sztuki.

Przepis na "dzieło"

Jeżeli na podstawie "Katynia" ktoś chciałby stworzyć przepis na "dzieło narodowe", to zadanie miałby aż nadto proste.

Wybierz ważny temat. Nie przejmuj się tym, że wcześniej wszystko zostało napisane i odkryte. W końcu to ty jesteś Wielkim Reżyserem, więc wszyscy polecą do kina zobaczyć, co masz do powiedzenia. A jak nie polecą, to wyśle się karne kompanie beanów (czytaj: młodzież szkolną, w ramach wychowania patriotycznego). Jeżeli dobrze wybrałeś temat, to dostaniesz pieniądze - prawdopodobnie za duże na serial, a za małe na fresk historyczny. Mógłbyś dopraszać się o więcej, porwać się na coś naprawdę ważnego, ale przecież i tak nikt na to nie liczy, nie wymaga, więc po co się nadwyrężać? Poza tym powiększenie budżetu nie ma sensu, bo przecież większość i tak rozdasz na zwerbowanie tzw. kwiatu aktorstwa, czyli możliwie dużej galerii Gąb Telenowelowych. Jak ich nie zatrudnisz, to nie dadzą ci pieniędzy, bo film "nie będzie rokował". Błędne koło. A do tego wpędzisz się w poważne kłopoty: zatrudniając debiutantów, będziesz musiał serio wziąć się za reżyserowanie. A tak, rozdajesz teksty, potem krzyczysz: "Akcja!" i kolejny kawałek filmu zrobiony. Prawda, że proste? Najtrudniejszą sprawą jest scenariusz Niestety, musisz go napisać - nawet jeżeli jesteś Wielkim Reżyserem. Dialogami, na szczęście, nie musisz się przejmować - im nudniejsze, tym lepsze. Byle były patriotyczne, patetyczne i poprawne politycznie. Niech Serialowe Gęby odymają się i puszą, jak tylko potrafią najpiękniej. Fakt, to nie ma nic wspólnego z aktorstwem, ale - parafrazując jednego z geniuszy polskiej sceny politycznej - ciemny widz to kupi. Skoro przełknął wszystkie "papa movie", nic mu już nie zaszkodzi. W finale obowiązkowy wstrząs. Żeby się zbudzili, wzruszyli, zadumali i wyszli z kina w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Kiedy to wszystko masz już za sobą, wystarczy zatrudnić dwóch, a najlepiej trzech drugich reżyserów. W końcu dałeś z siebie wszystko - nazwisko, przeszłe dokonania, charyzmę. Teraz ktoś musi zrobić ten film.

Jak to widać?

Nie twierdzę, że tak rozumował Andrzej Wajda, nie posądzam go o cynizm. Raczej o zmęczenie i poleganie na doradcach. Efekty: Bogusław Linda gra księdza Robaka. A potem jeszcze można przeczytać, jak dobrze im poszło.

Przy "Katyniu" jest podobnie. Dwie godziny nudy i kilka minut mordowania na deser okrzyknięto epokowym dziełem. Nie mam nic przeciwko brutalności w kinie. Pod warunkiem, że jest podana "w kontekście" i uzasadniona jakimiś wyższymi racjami. W "Katyniu" kontekstem jest gumowaty melodramat, okraszony żenująco słabym aktorstwem, który niespodziewanie kończy się okrutną strzelaniną w stylu znanym z gier komputerowych (na czele z klasycznym "Volfsteinem"). Jedyną "wyższą racją" może być stwierdzenie "tak było", używane całkiem niedawno w odniesieniu do groteskowo krwawej "Pasji" Mela Gibsona.

Przyznam, finał "Katynia" zapiera dech w piersiach. Tyle że z tego "zaparcia" nic nie wynika. Po co, na miły Bóg, było pokazywać w pełnym świetle przestrzeliwanie czaszek, po co te fontanny krwi - po co ten cały kicz, na dodatek powtórzony kilka razy z rzędu? Czy tandetne formy ekspresji, rodem z thrillera klasy B, są aby najlepszym sposobem oddania tragedii zbrodni katyńskiej? Takie środki wyrazu mógł zastosować debiutujący reżyser w produkcji niezależnej. Nie potrafię zrozumieć, co ujęło w nich Andrzeja Wajdę?

Wyważanie otwartych drzwi

Dlaczego nie napisałem do tej pory prawie nic o akcji filmu? Bo nie ma o czym pisać, Szanowni Państwo. Wielowątkowa, nafaszerowana bohaterami (głównie bohaterkami) historia o kobietach poszukujących swoich mężów, synów, braci i ojców, a potem domagających się ujawnienia prawdy o ich śmierci, nie wnosi nic do wiedzy o Katyniu. W planie historycznym jest wyważaniem otwartych drzwi. W planie psychologicznym jest żenująco słaba, trąci nudą i napuszonym moralizatorstwem.

"Katyń" jest filmem słabym artystycznie. Ma spore walory edukacyjne, ale - zważywszy na okrutny finał - ganianie szkół do kina może budzić pewne wątpliwości. Jedyną intrygującą zagadką tej produkcji jest pytanie, dlaczego "Katyń" powstał akurat teraz, dlaczego Wajda nie zrobił filmu o zbrodni katyńskiej piętnaście czy nawet dwadzieścia lat temu? Podobno nie wiedział, jak zabrać się do tego ważnego tematu, w jaki sposób go pokazać. Trudno brać serio to wyjaśnienie. Gdyby było prawdziwe, nie powstałby "Katyń"...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny