Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smoleńskie demony zła zostały obudzone

Krzysztof Nyszkowski
Katastrofa w Smoleńsku - akcja ratownicza.
Katastrofa w Smoleńsku - akcja ratownicza. fotki.yandex.ru
Niestety, po dwóch latach można napisać tylko o straconych złudzeniach.

Gdy szukam obrazów z kwietnia 2010 roku, które najbardziej zapadły w pamięci, od razu nasuwają się dwa. Pierwszy przypominał ostatnią scenę filmu "Demony wojny" Władysława Pasikowskiego. Rozgrywała się na pokładzie wojskowego samolotu transportowego. Wracał nim z Bośni major Keller (w tej roli Bogusław Linda). Siedział sam, a przed nim bodajże osiem trumien żołnierzy poległych podczas dowodzonej przez niego akcji. To robiło na widzach porażające wrażenie.

Tyle, że to był film, w rzeczywistości nigdy do kraju tak dużego transportu poległych nie było. Do 14 kwietnia 2010 roku. Tego dnia z Moskwy do Warszawy przetransportowano 30 trumien z ciałami ofiar smoleńskiej katastrofy. Widok wynoszonych z samolotu na Okęciu, przewożonych karawanem za karawanem ulicami Warszawy i w końcu ustawionych na Torwarze zostawił na zawsze piętno. A przecież jeszcze do kraju miały wrócić 64 trumny. Zaiste, jaźń tego nie była w stanie ogarnąć. I chyba nie jest do dzisiaj.

I druga scena, choć o trzy dni wcześniejsza z 11 kwietnia 2010 roku. Obserwując na ekranie telewizora przejazd żałobnego konduktu ulicami Warszawy i te nieprzerwane tłumy, które witały/żegnały prezydenta Polski, przez głowę przemykały obrazy również znane z filmów. Bo tamte niedzielne sceny przypominały dwa podobne wydarzenia z historii Polski. Jedno sprzed wieków, drugie sprzed 75 lat.

Tak bowiem w maju 1935 roku Polacy żegnali marszałka Józefa Piłsudskiego. Wtedy też na trasie konduktu ustawiły się tłumy warszawiaków. Widać to na przedwojennych filmach dokumentalnych. I drugi obraz nakreślony dzięki filmom fabularnym i kronikom pisanym, to kondukt żałobny ciągnący z Tykocina do Krakowa ze szczątkami Zygmunta Augusta.

I te analogie nasuwały się same. Ale też obserwując tamte sceny z 11 kwietnia, miałem nieodparte wrażenie, że tłumy pogrążone w smutku przywróciły zbiorowej świadomości, a może i nawet nadały nowe znaczenie majestatowi urzędu prezydenta RP. Bez względu, kto go pełni.
- Trzeba mieć nadzieję, że obudzony w trakcie tego smutnego weekendu szacunek do polityków w ogóle, szczególnie zaś do tych, którzy nie cieszyli się, na co dzień powszechnym uwielbieniem Polaków, pozostawi trwały ślad w kulturze politycznej naszego narodu. Jakże paradoksalne jest, że dopiero teraz, 20 lat po odzyskaniu pełnej suwerenności, zaczęliśmy mówić o politykach: elita. Ci, z których czasami drwiliśmy, wytykając różne mniejsze bądź większe słabości, musieli zginąć, aby zasłużyć na uznanie i miano bohaterów - pisał w "Porannym" w kwietniu 2010 roku socjolog Radosław Oryszczyszyn.

- Jako naród zdaliśmy egzamin, przed którym postawiła nas zbrodnia katyńska. Zdołaliśmy odtworzyć elity, zbudować silne, rozwijające się państwo i gospodarkę odporną na ogólnoświatowe kryzysy. W tej chwili przed nami kolejna próba, z którą razem musimy uporać się po sobotniej katastrofie. Czy obronimy wspólnotę i staniemy się lepszymi obywatelami, zależy tylko od nas samych.

Niestety, po dwóch latach można napisać tylko o straconych złudzeniach. Jeśli za 100 lat Polska przetrwa jako państwo, to nam potomni będą podkreślać, że po 10 kwietnia ich przodkowie stracili szansę na zbudowanie swojej nowej państwowości. Nazajutrz po zakończeniu żałoby narodowej. W zamian obudzili demony zła.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny