Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć trzech ludzi. Chcieli ratować księdza.

Alicja Zielińska
Tablica z nazwiskami pomordowanych mieszkańców Choroszczy
Tablica z nazwiskami pomordowanych mieszkańców Choroszczy
Trzech mieszkańców Choroszczy: Polak i dwóch Żydów poszli do Rosjan wstawić się za aresztowanym księdzem. Zostali w okrutny sposób zamordowani na polu koło szosy warszawskiej.

W 1984 roku ludzie z okolicy po kryjomu usypali tam symboliczną mogiłę i ustawili krzyż. Teraz po latach miejsce to zostało na trwale upamiętnione granitowym obeliskiem.

Historię tę opowiedziała mi pani Stefania Zalewska - wspomina Jan Adamski z Choroszczy. Dotyczyła bowiem jej brata Henryka Klimowicza. 24 czerwca 1941 roku na rynku choroszczańskim zabity został rosyjski lejtnant, oficer polityczny. Prawdopodobnie Rosjanie sami się z nim rozprawili, gdyż był powszechnie znienawidzony. Oskarżyli jednak o to Polaków. Stwierdzili, że strzał padł z wieży kościelnej i aresztowali proboszcza, księdza dziekana Franciszka Pieściuka.

Na plebanii wtedy znajdowali się chorzy przeniesieni z miejscowego szpitala psychiatrycznego, zlikwidowanego przez Rosjan w styczniu 1941 roku. Natomiast w budynkach szpitalnych ulokowała się sowiecka baza wojskowa - tzw. wojenny gorodok. Lekarz Izaak Frydman (który przybył do Choroszczy z Otwocka) i dwóch sanitariuszy, rodowitych choroszczan: Jankiel Sidrański i Henryk Klimowicz postanowili ratować księdza. Poszli wyjaśnić, że to nieprawda, ksiądz nie jest niczemu winien. Ludzie widzieli, jak szli do sztabu. Niestety nie wrócili już stamtąd.

Ksiądz Pieściuk uratował się. Z tego, co opowiedział później podczas kolędy u Apolonii i Mieczysława Rogowskich, zdarzyło się coś niesamowitego. Po przesłuchaniach miał być rozstrzelany. Żołnierz sowiecki prowadził go przez pole w stronę wsi Nowosiółki, by wykonać wyrok. Ksiądz przed rychłą śmiercią zwrócił się z prośbą, że chce się pomodlić. I wtedy ten żołnierz zostawił go i poszedł, strzelając w górę. Być może sumienie w nim się odezwało, był sam, wiedział że nikt tego nie zobaczy. W każdym bądź razie nieoczekiwanie darował proboszczowi życie.

Tymczasem 26 czerwca, już po wkroczeniu Niemców do Choroszczy (wybuchła wojna niemiecko-sowiecka), jeden z mieszkańców Żółtek przypadkowo natknął się na ciała trzech mężczyzn, leżące w krzakach przy szosie warszawskiej. Byli to właśnie zaginieni dwaj sanitariusze: Henryk Klimowicz i Izaak Frydman oraz lekarz Jankiel Sidrański. Zostali zamordowani bagnetami w okrutny sposób. Mieli wydłubane oczy, obcięte języki.

Henryk Klimowicz został pochowany na cmentarzu katolickim w Choroszczy, a Izaak Frydman i Jankiel Sidrański na cmentarzu żydowskim w Nowosiółkach - w czasie pogrzebu nad ich mogiłami przemawiał cudem uratowany ksiądz Franciszek Pieściuk.

Jesienią Stefania Zalewska poprosiła stolarza, by zrobił drewniany krzyż i ustawiła na polu, chcąc upamiętnić miejsce, gdzie zginął jej brat. Przez lata krzyż uległ zniszczeniu, tylko nieliczni wiedzieli, co się tam stało.

- Kiedy usłyszałem o tym tragicznym zdarzeniu, postanowiliśmy w Towarzystwie Przyjaciół Choroszczy zadbać o to miejsce - mówi Jan Adamski. Był 1984 rok, okres ciężki (rządziły władze komunistyczne, w październiku SB zamordowało księdza Jerzego Popiełuszkę), jednak mieszkańcy z okolicznych wsi: Żółtki, Dzikie, Nowosiółki oraz Choroszczy nie ulękli się.

Miejsce, gdzie zginęło trzech mieszkańców Choroszczy wskazał Mieczysław Talipski. A potem do akcji włączyli się inni. Aleksander Markowski, Tadeusz Zahorenko, Stanisław i Adam Mikutowiczowie, Eugeniusz Popławski, Jerzy Prokofij, Janusz Fiesiak, Zdzisław Talipski z synami, Zygmunt Maliszewski, Jerzy Talipski, Czesław Talipski - wymienia Jan Adamski. - Włączył się też mój ojciec i syn Wojciech.
Robiliśmy wszystko po kryjomu, w wielkiej tajemnicy, bo kto by zezwolił na ustawianie przy szosie krzyża, upamiętniającego zamordowanych przez Rosjan. Często wieczorami, żeby milicja nie zobaczyła. Bo przecież trzeba było nawieźć tam ziemię na mogiłę, zrobić ogrodzenie, pomalować, wykonać krzyż, tablicę. Kiedy dziś wspominam tamte wydarzenia, to sam się dziwię, jak nam się udało wszystko szczęśliwie doprowadzić do końca. Musieliśmy przecież liczyć tylko na siebie.

Prace trwały miesiąc. 8 lipca 1984 roku księża z Choroszczy poświęcili krzyż i symboliczną mogiłę. Jan Adamski wskazuje na znamienny moment podczas uroczystości. Tej niedzieli akurat, kiedy ludzie z okolicy modlili się za pomordowanych przez Rosjan, szosą warszawską jechała kolumna samochodów radzieckich. Wracali z ćwiczeń.

- To było jak symbol - określa Jan Adamski. - Ci żołnierze nie mieli pojęcia, że ich rodacy podczas wojny dokonywali takich mordów w Polsce, a myśmy wiedzieli i nie mogliśmy o tym głośno mówić.
Przez lata krzyż i symboliczna mogiła znajdowały się po lewej stronie szosy warszawskiej, jadąc z Białegostoku do Warszawy. Kiedy rozpoczęła się przebudowa drogi E-8, okazało się, że przez ten teren przebiegać będzie nowa jezdnia.

Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad zwróciła się do sołtysa wsi Żółtki i zaproponowała przeniesienie krzyża na drugą stronę. Sołtys Grzegorz Szczepański rozpoczął starania u władz gminy Choroszcz, by godnie i na trwale upamiętnić bohaterski wyczyn z 1941 roku. Działania zakończyły się wykonaniem nowego obelisku z nazwiskami pomordowanych.

Pomnik stoi teraz na górce. Widać go z daleka. W przyszłości obok ma być parking, a dotychczasowa droga stanie się lokalną i będzie mniejszy ruch. Jest więc nadzieja, że i inne osoby tu się zatrzymają na chwilę refleksji.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny