Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć dwóch strażaków w pożarze na Dojlidach. W procesie dowódcy sąd przesłuchuje kolejnych świadków

Izabela Krzewska
Izabela Krzewska
Pożar magazynu w Dojlidach nagrany z drona
Pożar magazynu w Dojlidach nagrany z drona Paweł Jakubik
Kierujący akcją gaśniczą jest oskarżony o nieumyślne niedopełnienie obowiązków i narażenie dwóch podwładnych na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Pod strażakami gaszącymi pożar hali przy ul. Poziomej zawalił się podwieszany sufit. Żaden nie przeżył.

Zdaniem śledczych, dowódca nie zebrał wystarczających informacji na temat konstrukcji i umiejscowienia podestu technicznego oraz sufitu. Przed wysłaniem roty rozpoznawczej do wnętrza budynku nie wydał im stosownych rozkazów. Na miejscu pożaru był właściciel magazynu, który sam wezwał pomoc. W lipcu przed sądem rejonowym zeznał, że pierwszy zastęp poinformował, że wewnątrz budynku nie ma nikogo. Jest za to podwieszany sufit, który pod wpływem ognia może się zawalić.

Czytaj też: Białystok. Tragiczny pożar przy ul. Grunwaldzkiej. Trzy osoby nie żyją. Dwie skazane za nieudzielenie pomocy (zdjęcia)

Potwierdzili to przesłuchani we wtorek 7 września członkowie zastępu. Z właścicielem magazynu miał rozmawiać dowódca zastępu.

- Właściciel tego budynku był zdenerwowany i przejęty całą sytuacją. Chyba mówił, żeby nie wchodzić do tego budynku, bo tam jest podwieszony sufit, że grozi zawaleniem. Na pewno słowa te słyszałem w pierwszej fazie akcji, kiedy jeszcze nikt nie wchodził do środka budynku i kiedy nie było innych załóg straży pożarnej - zeznał ówczesny kierowca, dziś emeryt.

Podobnie mówił jego były kolega z jednostki.

- Po dojeździe na miejsce zdarzenia w chwili rozwijania linii głównej usłyszałem jak osoba znajdująca się na miejscu zdarzenia przekazywała informacje o podwieszanym suficie dla dowódcy (zastępu - przyp. red.). Radiostację miałem na początku akcji ustawioną na kanał 22. i słyszałem jak dowódca przekazuje taką informację do stanowiska kierowania - relacjonował białostocki strażak.

Relacja z pożaru: Tragedia na Dojlidach. Zginęło dwóch strażaków [WIDEO]

Opisywał, że w chwili przyjazdu jednostki dym wydobywał się z części bocznej budynku. Razem z partnerem podawali prąd wody przez okna na górze budynku. W części okien już nie było szyb, w innych pękały i wypadały. Potem zgodnie z rozkazem oskarżonego, który przejął dowodzenie - pożar gaszono pianą. Z budynku wydobywał się coraz większy dym. Wiatr kierował go w stronę strażaków, którzy cały czas musieli pracować w aparatach powietrznych z maską i butlą z tlenem. W pewnym momencie dowiedział się, że z dwoma kolegami, którzy weszli do budynku, nie ma kontaktu radiowego. Zgodnie z poleceniem zastępcy komendanta miejskiego PSP wszedł do środka w celu poszukiwań. Przesłuchiwany strażak zeznał, że w drodze do budynku widział, jak mundurowi wynieśli pierwszego poszkodowanego. On razem z dowódca zastępu przeszukiwali pomieszczenia na piętrze. Wybijali szyby, żeby szybciej oddymić pomieszczenia, ale nikogo nie zleźli.

- Czując zmęczenie i wysoką temperaturę zdecydowaliśmy się wyjść na zewnątrz budynku. Przekazaliśmy linię gaśniczą strażakom, którzy do nas dołączyli. Po wyjściu z budynku udaliśmy się do samochodu celem wymiany butli powietrznej. Dostaliśmy polecenie, aby rozpocząć działania gaśnicze z podnośnika hydraulicznego. Udając się w kierunku podnośnika widzieliśmy wynoszonego z budynku drugiego strażaka.

- Widziałem, że jego ciało jest zwęglone. Ubiór, który miał na sobie był stopiony jakby w jedną całość - opisywał inny przesłuchiwany we wtorek strażak. Jako kierowca, całą akcję gaśnicza stał przy wozie i budował linię węży zasilającą jego samochód w wodę.

Zobacz także: Śmierć strażaków. Takiej tragedii na Podlasiu nie było od 25 lat

Żaden ze świadków nie był w stanie odpowiedzieć na pytania, kto polecił pokrzywdzonym wejść do środka budynku i wyznaczył zadania. Nie byli też w stanie stwierdzić, czy informacja o niebezpiecznym podwieszanym suficie dotarła do oskarżonego, który przejął dowodzenie akcją.

Do tragedii doszło 25 maja 2017 r. Paliła się hala magazynowa przy ul. Poziomej 2, w której składowane były sztuczne kwiaty i m.in. opony. Pożar był bardzo intensywny. Do akcji zadysponowano w sumie ponad 100 strażaków i 31 pojazdów ratowniczych. Wewnątrz panowały bardzo trudne warunki: z jednej strony silne zadymienie, z drugiej, wysoka temperatura sięgająca 800 stopni Celcjusza. W pewnym momencie pod dwoma strażakami prowadzącymi rozpoznanie na pierwszym piętrze, runął podwieszany sufit. Jeden z mężczyzn zmarł w wyniku upadku, drugiego zabiła wysoka temperatura. Ofiary to 26- i 29-letni funkcjonariusze Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1.

W wyniku żmudnego zbierania dowodów, gromadzenia opinii biegłych i przesłuchaniach świadków, prokuratura doszła do wniosku, że do wypadku przyczyniły się błędy organizacyjne. Zarzut nieumyślnego niedopełnienia obowiązków i nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu strażaków wchodzących w skład roty rozpoznawczej usłyszał kierujący akcją ratowniczą. Strażak nie przyznaje się do winy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Śmierć dwóch strażaków w pożarze na Dojlidach. W procesie dowódcy sąd przesłuchuje kolejnych świadków - Gazeta Współczesna

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny