Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślub z obcym? Nie u nas!

Tomasz Mikulicz
Tomasz Mikulicz
Agnieszka Wiśniewska pokazuje jedno z wielu zdjęć z narzeczonym, które ma w komórce. - To nie jest żadne papierowe małżeństwo. My naprawdę się kochamy - mówiła nam przed Pałacykiem Gościnnym.
Agnieszka Wiśniewska pokazuje jedno z wielu zdjęć z narzeczonym, które ma w komórce. - To nie jest żadne papierowe małżeństwo. My naprawdę się kochamy - mówiła nam przed Pałacykiem Gościnnym. Wojciech Wojtkielewicz
Narzeczony Agnieszki Wiśniewskiej jest w ośrodku dla uchodźców. Grozi mu deportacja. Chyba, że wezmą ślub. Tyle że szefowie USC zwlekają. A Agnieszka zarzuca: - To rasiści

Zapytał mnie, czy będę pierwszą żoną Bouamara? Bo muzułmanie mogą mieć cztery, a nawet i pięć żon. A w Maroku nie ma wielożeństwa! - denerwuje się Agnieszka Wiśniewska. Mówi o zastępcy kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Białymstoku Januszu Warelisie: - Ten człowiek to jakiś rasista!

Kobieta chce wziąć ślub z Marokańczykiem Bouamarem Chakerem. Złożyła dokumenty. Odbierał je właśnie Warelis. I wtedy padło to pytanie.

- Nie jestem żadnym rasistą, a moje pytanie nie było nie ma miejscu. W Maroku nie ma wielożeństwa? Możliwe. Wiem że z krajów muzułmańskich w Tunezji można mieć jedną żonę. O innych państwach nie słyszałem - mówi nam Janusz Warelis. Nie ma sobie nic do zarzucenia. Jego szef - Mieczysław Mejsak - też nie widzi uchybień.

Czytaj też: Rasizm! Białystok dla białych

Anna Tatar z antyfaszystowskiego Stowarzyszenia Nigdy Więcej mówi, że USC nie może decydować kto może, a kto nie może w Polsce zamieszkać. - Bez względu na to, czy Marokańczykowi grozi deportacja, USC powinien, zgodnie ze swoimi kompetencjami, zająć się ślubem - podkreśla.

Etyk prof. Jerzy Kopania: - Pani, która zgłosiła się do urzędu jest pełnoletnia i odpowiada za siebie. Pouczanie jej nie jest rolą urzędnika. Tym bardziej w formie świadczącej o niskiej kulturze osobistej. Urzędnik powinien przyjmować dokumenty i powstrzymać się od tego typu komentarzy - nie ma wątpliwości profesor.

Tyle że właśnie z dokumentami jest problem. USC wzywa do uzupełnienia braków. - Jeszcze tydzień temu urząd stwierdził, że dokumenty są w porządku. Wyznaczono mi nawet termin, bym przyjechała. W ostatniej chwili uczepili się tłumaczenia - mówi Agnieszka Wiśniewska.

Akt urodzenia Bouamara sporządzony jest w języku arabskim i francuskim. Tłumaczenie dokonano tylko z francuskiego. A i to, według USC, niedokładnie. - Nie wiem co oznacza linijka zaczynająca się słowami: „Nee le” - pokazuje nam kierownik Mieczysław Mejsak.

Tłumaczka przysięgła Hanna Taczkowska mówi, że nie przekładała tego zdania na polski, bo oznacza ono dokładnie to samo co linijka niżej. - Że Bouamar urodził się w 1981 roku. W nieprzetłumaczonym przeze mnie zdaniu jest datowanie według kalendarza muzułmańskiego (którego pierwszym rokiem jest 622 r. kalendarza gregoriańskiego - przyp. red.). Uznałam, że nie ma sensu tego pisać - mówi tłumaczka.

Mieczysław Mejsak upiera się jednak, że przetłumaczone muszą być wszystkie słowa. - Również te napisane po arabsku - mówi urzędnik.

Co jeszcze wzbudziło wątpliwości szefa USC, przeczytasz na kolejnej stronie

Poza tym wątpliwości budzi to, dlaczego w akcie urodzenia jest inna nazwa miejscowości, w której Bouamar przyszedł na świat niż w paszporcie.

- Tłumaczyłam, mój narzeczony urodził się we wsi, która później została wchłonięta przez pobliskie miasto. Stąd ta rozbieżność - mówi pani Agnieszka.

Narzeczony przebywa w zamkniętym ośrodku dla uchodźców przy ul. Bema 100. Trafił tam, bo jest w naszym kraju nielegalnie. Staż graniczna wydała decyzję o deportacji. Pani Agnieszka złożyła odwołanie. - Dziwnym zbiegiem okoliczności problemy z dokumentami zaczęły się właśnie po wydaniu przez straż graniczą wspomnianej decyzji - twierdzi Wiśniewska.

Kierownik Mejsak twierdzi, że nie wiedział o deportacji. Jest zaskoczony, gdy o tym mówimy. Wie tylko, że Marokańczyk przebywa u nas nielegalnie. I mówi nam wprost: - Pochodzi z jednego z krajów podwyższonego ryzyka. Spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność. Udzielając ślubu legalizuję jego pobyt - twierdzi.

Mama pani Agnieszki Jadwiga Kozłowska mówi, że nie ma obaw. Jej przyszły zięć nie jest terrorystą. A w Europie mieszka od 15 lat. - Taki z niego muzułmanin, jak ze mnie biskup. Jednak jeśli go deportują, córka pojedzie za nim do Maroka. A tego bym nie chciała - mówi.

Ma wyrzuty sumienia, bo to za jej namową narzeczeni przyjechali do naszego kraju. - Przez dwa lata mieszkaliśmy razem w Norwegii. Przyjechaliśmy tu, bo mama chciała, by ślub odbył się w obecności rodziny - mówi Agnieszka Wiśniewska.

Jeśli nawet uda się uzupełnić wszystkie braki, po akceptacji dokumentów przez USC trzeba czekać miesiąc na ślub. Natomiast odwołanie od decyzji o deportacji jest rozpatrywane zwykle szybciej.

Co ciekawe, sprawa pani Agnieszki nie jest wcale odosobniona. Dotarliśmy do kolejnej kobiety - Anny Chojnackiej. Ona chce poślubić Algierczyka. Jej wybranek też jest w zamkniętym ośrodku. On jednak nie ma ważnego paszportu. - Urząd ds. cudzoziemców wystawił mu tymczasowy dokument. Kierownik USC stwierdził jednak, że nie mam po co do niego dzwonić - opowiada nam pani Anna. Nam Mieczysław Mejska potwierdza, że tymczasowy dowód wystawiony przez urząd ds. cudzoziemców nie jest dokumentem tożsamości. - Na dodatek potrzebne jest też zaświadczenie z sądu, że Algierczyk ma zdolność do zawarcia małżeństwa - mówi.

Z kolei jego zastępca opowiada nam anegdotę. - Przyszła do nas kobieta, która chciała wyjść za Gruzina. Gdy padło pytanie, jak się nazywa narzeczony, pani zaczęła szukać w torebce kartki, na której napisała jego imię. Dokumenty były jednak w porządku, więc zostały przyjęte - mówi Janusz Warelis.

Jakie niespodzianki spotkały nowożeńców w białostockim USC, przeczytasz na kolejnej stronie

Historie z USC

W tym roku urzędniczka USC w Białymstoku popsuła wesele naszej Czytelniczce. - Po uroczystości w Pałacyku Gościnnym wręczyła mi kopertę z napisem „życzenia ślubne” - opowiadała.

Kopertę otworzyła na początku wesela. W środku znajdował się list od jej byłego męża. Kobieta wybiegła z sali ledwo powstrzymując łzy. Goście weselni ustalili, że urzędniczka jest w związku z byłym mężem panny młodej. Prezydent, choć nie wyrzucił swej pracownicy, ukarał ją przeniesieniem do archiwum USC. Od tej pory nie bierze już ona udziału w uroczystościach ślubnych.

W 2014 roku opisywaliśmy przypadek Żanety Kozłowskiej-Maciasz. Wypełniając dokumenty, jej przyszły mąż zaznaczył, że chce przyjąć panieńskie nazwisko narzeczonej. W dniu ślubu, po ceremonii, para odebrała akt małżeństwa, wypiła z gośćmi szampana i przyszedł moment na zrobienie pamiątkowych zdjęć. - Dopiero wtedy wyszła do nas urzędniczka i poinformowała, że mąż nie może przyjąć mojego nazwiska panieńskiego, bo to niezgodne z prawem - mówiła pani Żaneta. Wtedy Janusz Warelis przeprosił. - Uderzamy się w piersi, rzeczywiście doszło do przeoczenia ze strony urzędu podczas przyjmowania dokumentów - mówił.


Czy w Białymstoku panuje islamofobia przeczytasz na kolejnej stronie

To islamofobia


Urzędnik pyta petentkę, czy będzie pierwszą żoną Marokańczyka. Informuje, że muzułmanie mogą mieć cztery, a nawet pięć żon. Czy to rasizm?

Anna Kozicka ze Stowarzyszenia 9dwunastych: Myślę, że bardziej islamofobia. Oparta na stereotypach i uprzedzeniach, ostatnio powszechnych. Bardzo łatwo oskarżać o wszystko co złe obcego, innego, w tym przypadku Marokańczyka. Kiedy jednak podejmuje się w Polsce np. temat przemocy domowej, której jedna trzecia kobiet doświadcza od swoich partnerów, Polaków to szuka się wymówek - że przysłowiowa zupa była za słona itd. Ta sytuacja jawi mi się jako brak kompetencji międzykulturowych urzędnika, o którym mowa. Myślę, że jest jednym z wielu w białostockich urzędach. To nie jest wyłącznie kwestia tego człowieka, ale struktury, w której funkcjonuje. Pytanie, czy na jakimkolwiek szczeblu edukacji miał zajęcia poświęcone międzykulturowości albo czy jego pracodawca zadbał o to.

Kierownik urzędu stanu cywilnego stwierdził, że jego zgoda zalegalizuje pobyt cudzoziemca. A


Maroko jest krajem podwyższonego ryzyka.

Podejrzewanie każdego muzułmanina o podkładanie bomb jest niedorzecznością. Kierownik USC podlega prezydentowi. To on, jako pracodawca, powinien interweniować. Najlepszą drogą wydaje mi się edukacja, nie piętnowanie. Żeby nie dyskryminować, trzeba rozumieć czym jest ten mechanizm. Jako stowarzyszenie prowadzimy warsztaty antydyskryminacyjne, dzięki którym można nabyć podstawową wiedzę z rozpoznawania dyskryminacji i reagowania na nią. Mamy nawet scenariusz dla urzędników przygotowany rok temu dla pracowników urzędu wojewódzkiego.

A czy urząd miasta skorzystał kiedyś z waszych warsztatów?

Niestety. Urząd miasta nie wspiera naszych działań antydyskryminacyjnych. Trzymam kciuki za odwagę prezydenta i innych osób pełniących decyzyjne funkcje w tej instytucji, by w końcu zrozumiały, że w Białymstoku jak i w innych polskich miastach jest rasizm, ksenofobia i inne dyskryminacyjne praktyki i zamiast bagatelizować trudności zaczęli podejmować działania.

Rozmawiał

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny