Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Sławne" sześć sekund Polski w filmie upamiętniającym upadek komunizmu. Co Europa wie o naszym kraju?

Tadeusz Jacewicz
Dwadzieścia lat po jednym z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii mamy trzy procent zasług. Za 10 lat w ogóle już nas w tej sprawie nie będzie.
Dwadzieścia lat po jednym z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii mamy trzy procent zasług. Za 10 lat w ogóle już nas w tej sprawie nie będzie. Fot. Internet
Różne rządy wydają setki milionów dolarów na promocję swoich państw. My nie mamy ani pieniędzy, ani pomysłu. Mamy za to wielki talent do ośmieszania się i przegrywania swoich osiągnięć.

Znowu podnieśliśmy larum. Skrzywdzono nas. Tym razem oprawcami są anonimowi urzędnicy Komisji Europejskiej. W trzyminutowym filmiku skleconym na dwudziestolecie upadku komunizmu Polska ma sześć sekund. To dokładnie 3,3 proc. Na tyle wyceniono nasz wkład w demontaż systemu, z którym przez pół wieku dosyć bezradnie walczyła połączona moc wolnego świata.

Oceny historyczne powstają w podobny sposób, jak ceny towarów w sklepie. Wyznacza je rynek, wynikają z tego, ile ktoś gotów jest zapłacić. Sławą, rozgłosem lub pieniędzmi. Wysokie ceny osiąga się różnymi sposobami. Jakością, marketingiem, reklamą. Jakość naszych dokonań sprzed 20 lat jest najwyższej próby. Teoretycznie nie powinniśmy mieć konkurencji, ale inni są znacznie lepsi reklamowo i marketingowo. Jakiś filmik "made in Brussels" nie jest historycznym dokumentem, ale odbija nastroje.

Dwadzieścia lat po jednym z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii mamy trzy procent zasług. Za 10 lat w ogóle już nas w tej sprawie nie będzie.
Można wzruszyć ramionami nad głupotą urzędników i zapomnieć. Urzędnicy zwykle nie są najmądrzejsi, ale nie działają w próżni. Mają wysunięte na różne strony antenki chwytające informacje i nastroje. Gdyby Polska zadbała o to, żeby wszyscy wiedzieli, iż to my rozpoczęliśmy demontaż komunizmu i skutecznie go zakończyliśmy, mielibyśmy połowę tego filmu.To byłby rok triumfu Polski, naszej sławy, dumy i autorytetu. Mógłby, ale nie będzie. Skutecznie o to zadbaliśmy.

Na świecie mamy miliony rodaków, silnie związanych z krajem, którzy chcą się nim szczycić i cieszyć się szacunkiem otoczenia, bo mają polskie korzenie. To ważny czynnik, słabo u nas uświadamiany. Politycy chyba nie zdają sobie z tego sprawy, robiąc brewerie, które Polskę i Polaków ośmieszają.

Ważniejszy jednak jest inny aspekt. W polityce międzynarodowej - jak na rynku - trzeba mieć markę, renomę, tworzyć wartość dodaną, żeby grać w pierwszej lidze światowej, a przynajmniej europejskiej. Ci, którzy tam są, mogą i wygrywają więcej, lepiej się czują, sprawniej handlują. Różne rządy wydają setki milionów dolarów na promocję swoich państw, wspierają ją najlepszymi specjalistami public relations i reklamy. My nie mamy ani pieniędzy, ani pomysłu, ani specjalistów. Mamy za to wielki talent do ośmieszania się i przegrywania swoich osiągnięć.

Polska mogłaby zbudować sobie trwałą pozycję kraju ludzi mądrych, rzetelnych, odważnych i honorowych. Począwszy od 1 września 1939 roku, zachowywaliśmy się nienagannie, powinniśmy więc budzić podziw, a i zazdrość niektórych. Za władzy ludowej wspaniały udział w najważniejszej wojnie tysiąclecia nie był eksponowany, bo główne działania miały miejsce na Zachodzie. Inni też się do tego nie kwapili i chętnie eksponowali własne zasługi. Prawdziwe lub podkolorowane.

70. rocznica wojny nie będzie światowym festiwalem polskiego bohaterstwa, bo nikt o tym nie pomyślał. Zrobimy akademię w Gdańsku i trzeba mieć nadzieję, że nikt nie skrzyknie manifestacji konkurencyjnej. Jak 4 czerwca. Tak się zapętliliśmy, przepychając się w sprawie obchodów dwudziestolecia Solidarności, że cudem będzie, jeśli jakiekolwiek medium międzynarodowe o tym wspomni. Na poważnie, bez pogardliwej ironii.

Po obejrzeniu przygnębiających obrazków z debaty premiera ze stoczniowcami czarno to widzę. Krzykacze poczuli siłę, uważają, że mają misję. Wykorzystują 4 czerwca, żeby znowu zabłysnąć w telewizji, która bezmyślnie pokazuje ich wyczyny. To, jak takie obchody powinny wyglądać, zobaczymy jesienią. U Niemców i u Czechów.

Po naszych protestach urzędnicy z Brukseli obiecali przerobić film. Dołożą kilka sekund, pokażą Solidarność i może Lecha Wałęsę. Nie będziemy jednak tego filmu bohaterami. Będziemy tłem dla innych. Niestety, tak nas już teraz widzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny