Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skoki spadochronowe. Całe niebo stoi przed nimi otworem (wideo)

Magdalena Kuźmiuk [email protected]
Skoczkowie spadochronowi mają niezwykłą okazję oglądać Białystok z lotu ptaka. By widoki się nie nudziły, wyjeżdżają poskakać w inne rejony kraju.
Skoczkowie spadochronowi mają niezwykłą okazję oglądać Białystok z lotu ptaka. By widoki się nie nudziły, wyjeżdżają poskakać w inne rejony kraju. Archiwum prywatne skoczków
Skoki ze spadochronem są jak narkotyk. Uzależniają. Kto raz spróbuje, chce skoczyć znowu. Teraz, już, natychmiast. Skoczkowie z Aeroklubu Białostockiego właśnie kończą sezon. Pokazali nam, jak niesamowicie wygląda Białystok z lotu ptaka. Zdradzili, do czego można porównać skoki spadochronowe. O tych 60 sekundach wolności, bo tyle zazwyczaj trwa lot zanim otworzy się spadochron, skoczkowie będą teraz marzyć przez całą zimę. Byle do wiosny!

Katarzyna Busłowska niemal od urodzenia wiedziała, że kiedyś skoczy z samolotu ze spadochronem. Całe lato zawsze spędzała z siostrą na lotnisku w Aeroklubie Białostockim. Ich ojciec pracował jako instruktor, sam skakał.

- Tato mnie nigdy nie zmuszał, wręcz nie chciał, żebym skakała. A ja czułam, że muszę spróbować. A jak spróbowałam, to skoki mnie wciągnęły bez reszty - mówi.

Odliczała dni, kiedy skończy 16 lat, bo od tylu w Polsce można skakać ze spadochronem. Okazja, by zrobić ten wymarzony skok, nadarzyła się jednak rok wcześniej.

- To było w 2006 roku. Skoczyłam w tandemie, na Litwie, bo tam można skakać już od 14 roku życia. A regularnie skaczę od 2008 roku - opowiada Katarzyna.
Dziś na koncie ma 280 skoków. To całkiem ładny wynik. Spadochroniarz wie dokładnie, ile skoków oddał, kiedy i gdzie, bo zapisują wszystko w specjalnej książce skoków. Każdy ma swoją.

Rafał Baranowski, żeby zrobić kurs, musiał wziąć kredyt w banku. Dziś w przerwie między sezonami skrupulatnie odkłada pieniądze na kolejne skoki.

- Jeden kosztuje około 90 złotych. Bywa, że przez weekend robimy 7-8 skoków. Można łatwo policzyć - uśmiecha się.

- Swoją przygodę ze skokami zacząłem w 1986 roku - mówi z kolei Mariusz Guzowski, z zawodu lakiernik samochodowy. - Miałem 16 lat. Potem życie tak mi się układało, że musiałem zrezygnować, ale dalej obserwowałem, co się dzieje na lotnisku. Znów zacząłem skakać w 2011 roku. To jak narkotyk, uzależnia

W białostockiej sekcji spadochronowej Mariusz wyróżnia się na tle innych skoczków. Nie dlatego, że ma na koncie ponad 600 skoków, co jest imponującym wynikiem. I nie dlatego, że może pochwalić się skokiem z bagatela 6000 metrów (w Polsce skacze się z wysokości do 4000 metrów).

- Mariusz skacze w stroju szalonej wiewiórki - zdradzają ze śmiechem jego koledzy z sekcji. Szybko wyjaśniają, że chodzi o tzw. wingsuit, czyli kombinezon ze specjalnymi błonami z materiału. Taki strój zmniejsza pionową prędkość opadania, przez co skok dostarcza niezapomnianych wrażeń.

- Normalnie lot do otwarcia spadochronu trwa około 40-60 sekund. Ja lecę dwie minuty. Nie spadam, tylko szybuję - wyjaśnia Mariusz.

140 skoków i jedno lądowanie samolotem. Tyle ma na koncie żołnierz Rafał Tokarski.

- Dlaczego skaczemy? Bo boimy się właśnie lądować samolotem - żartuje. - Ja ten jedyny raz musiałem, bo tuż po starcie mieliśmy kłopot z maszyną. Nie jest to powodem do dumy żadnego skoczka, bo każdy wolałby oddać skok.

Wolność, adrenalina i widoki

- Większość ludzi myśli, że podstawą skoków jest wypaść z samolotu i uratować życie. A ten wyskok to dopiero początek podróży i to długiej, bo nieraz cztery kilometry w dół - mówi Rafał Baranowski, który takich podróży odbył już 320.

A ta podróż jest niesamowita. Wolność, piękne widoki, adrenalina, która napędza skoczków. Euforia. Zabawa.

- Jest takie powiedzenie wśród skoczków, że pierwszy skok to tysiąc wrażeń, tysięczny to jedno wrażenie - mówi Jerzy Płonowski, instruktor z aeroklubu z 30-letnim stażem.

Kiedy pytam spadochroniarzy - choć mogę już domyślać się ich odpowiedzi - do jakiego uczucia porównaliby skoki, zaczynają śmiać się znacząco.

- To chyba jasne... - urywają wszyscy na raz. - Że do orgazmu.

Ale skoczkom zdarzają się też chwile trwogi. Taką przeżyła Katarzyna Busłowska. Doskonale pamięta: to był jej 27. skok.

- Nie udało mi się znaleźć pilocika, którym otwiera się spadochron główny - mówi, jak gdyby nigdy nic. - To był mój pierwszy skok z 1500 metrów. Wszystko działo się błyskawicznie. Nawet nie było czasu się wystraszyć. Pamiętałam, że procedura awaryjna mówi, że jak dwa razy nie uda się znaleźć uchwytu, otwiera się spadochron zapasowy. Ja sięgnęłam trzeci raz. Byłam już nisko, leciałam nad drzewami. Automat, w który jesteśmy wyposażeni, otworzył mi spadochron zapasowy.

Katarzyna miała twarde lądowanie. Ale to jej w żaden sposób nie odstraszyło. Jeszcze tego samego dnia chciała znów skoczyć. Drzewa jednak zniszczyły spadochron, a w aeroklubie nie było drugiego z tak małą uprzężą.

- Jest taka zasada przyjęta w naszym środowisku, że po ratowaniu życia trzeba szybko wpakować skoczka do samolotu - mówi Mariusz Guzowski.

- Jak człowiek zostaje bez skoków, to zaczyna myśleć, zaczyna się obawiać - uzupełnia Rafał Tokarski.

- Ja kiedyś wylądowałem na linii wysokiego napięcia i na trzy godziny pozbawiłem prądu całe Suwałki - wtrąca tajemniczo instruktor Jerzy Płonowski. - To było 30 lat temu. Wiał wiatr, no i doprowadziłem do zwarcia. Wypiąłem czaszę spadochronu i spadłem z czterech metrów na nogi. Nic mi się nie stało. Poszedłem sobie zjeść obiad, podczas gdy mój instruktor miał już stan przedzawałowy.

Katarzyna zrobiła krok dalej. Zaczęła skakać B.A.S.E. jako jedyna dziewczyna w Białymstoku. To sport ekstremalny, skacze się ze spadochronem, ale np. z urwisk górskich.

Skoczkowie: to bezpieczny sport

Spadochroniarze zapewniają, że wbrew powszechnemu przekonaniu, skoki z samolotu to sport bezpieczny.

- Wielu myśli, jakie to ekstremum. Trzeba jednak skakać z głową. Ludzie są przekonani, że lądowanie to od razu połamane nogi, powykręcane kostki. A to nieprawda. Lądowanie jest tak delikatne, jak zejście z niewielkiego murku, ze stopnia schodów - porównuje Rafał Tokarski.

- Sprzęt jest teraz tak konstruowany, że jest praktycznie niezawodny. Większość wypadków, jakie się zdarzają, powstaje przez błąd skoczka - dodaje Katarzyna Busłowska.

Ale ten sport nie jest tani. Płaci się za każdy skok. Miłośnicy są w stanie wydać po kilka tysięcy złotych w sezonie, który trwa średnio od marca do końca października. Koszt samego kursu (w zależności od rodzaju) waha się od 850 złotych do nawet 4300 złotych. Wypożyczenie spadochronu to 25 złotych, jego ułożenie po skoku - jeśli ktoś tego nie potrafi - to 15 złotych. Kombinezony skoczkowie mają swoje - koszt: 300 do nawet 2000 złotych. Podobnie kask. Wysokościomierz jest tańszy, bo "tylko" 500 złotych. Najdroższy jest spadochron. Trzeba liczyć się z wydatkiem rzędu 25 tysięcy złotych za nowy, używane są tańsze, można je wypożyczyć.

- Lubimy skakać latem, bo wtedy można w samych spodenkach i koszulce - mówi Katarzyna, która ma za sobą skoki nawet w sandałkach.

- Jak skakałem z tych 6000 metrów, to na ziemi było plus 25 stopni Celsjusza, w górze - minus 25 stopni. Leci się z prędkością 200-250 kilometrów na godzinę - podkreśla Mariusz Guzowski.

A skacze się np. na płasko, głową w dół, na siedząco. Techniki są różne. Cały skok trwa zazwyczaj do pięciu minut. - Skacząc z samolotu, mamy całe niebo do wykorzystania - mówi Katarzyna.

- Zachęcamy wszystkich do spróbowania - dodaje równocześnie dwóch Rafałów.

A kto raz spróbuje, będzie chciał skoczyć znowu. Najlepiej od razu.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny