Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skok do wody i życie na wózku. Nie poddał się, znalazł żonę i studiuje na WSAP-ie.

Alicja Zielińska
Adam Kujawa
Adam Kujawa Fot. Wojciech Oksztol
Adam Kujawa uległ nieszczęśliwemu wypadkowi. Porusza się na wózku inwalidzkim. Ale się nie poddał. Pracuje, jeździ samochodem, uprawia sport. I pomaga innym w podobnej sytuacji jak on, by radzić sobie w życiu.

Pochodzi z Łaz, małej wsi w woj. mazowieckim. Do Białegostoku trafił dzięki żonie. Poznali się na obozie w 2001 roku. On był instruktorem w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. Ona też. Elżbieta, która również porusza się na wózku, prowadziła zajęcia z dziećmi. Pobrali się w 2003 roku.

O wypadku trudno mu mówić, to oczywiste. Wspomnienia są bolesne. Nie jest to jednak dla niego temat drażliwy. Opowiada o sobie, bo chce przestrzec przed lekkomyślnością, której sam stał się ofiarą. Ale też pokazać na własnym przykładzie, że mimo wszystko można normalnie funkcjonować.

Jedna chwila przekreśliła wszystko

Miał 17 lat. Był 14 sierpnia 1993 roku. Upalny dzień. Poszedł z chłopakami na tzw. glinki. Niestrzeżone kąpielisko po żwirowni. Woda czystsza niż w niejednym basenie, ciepła. Bawili się. Głupio - przyznaje Adam. Jeden drugiemu właził na barana i zrzucali się. On upadł na głowę. Tak niefortunnie, że doznał urazu rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym. Skutek taki jak przy skoku do wody. Tetraplegia - porażenie obu kończyn.

- Lekarz nie musiał mi nic mówić. Od razu wiedziałem, że jest źle ze mną - wspomina. - Czułem niedowład nóg, nie mogłem wstać. Moja ciocia jest pielęgniarką, pracowała z niepełnosprawnymi, przed wypadkiem miałem do czynienia z osobami na wózkach. I cóż, z samodzielności, której już zasmakowałem, bo zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze, musiałem wrócić w pieluchy, zaczynać wszystko od początku.

Ale podkreśla, że miał szczęście do ludzi. W szpitalu w Konstancinie, gdzie był operowany, od rehabilitantów i pielęgniarek dowiedział się więcej niż od lekarzy. - To im zawdzięczam, że tak szybko się pozbierałem - mówi wprost.

Po powrocie do domu przyszedł mu z pomocą rehabilitant z Caritasu. Dzięki niemu, mimo urazu może stanąć na nogach i zrobić dwa, trzy kroki. Potem w ośrodku rehabilitacyjnym w Ciechocinku poznał osoby z Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, które wiele lat spędziły na wózku, wiedzą więc co się z tym wiąże.

Nie głaskali po głowie, tylko zwyczajne twarde podejście: Masz to zrobić i już. Nie tak porażeni ludzie dają sobie radę. I bardzo dobrze. Tak trzeba - uważa.

Spotkał tam fantastycznego człowieka - Krzysztofa Sieradzkiego. Krzysiek porusza się na wózku, ale nikt nie zwraca na to uwagi, bo on znakomicie sobie radzi ze wszystkim. Stał się dla niego przykładem. Skoro on może, to ja też.

Wiem, co mówię, bo to znam

- Na tym bazuje Fundacja, że ktoś na wózku jest wzorcem osobowym i dociera do osób z porażeniem rdzenia kręgowego - tłumaczy Adam. - Mogę powiedzieć dokładnie to samo, co lekarz, ale z uwagi, że sam poruszam się na wózku, nikt mi nie rzuci w twarz argumentu: A co ty o tym wiesz?

Bo różne są sytuacje. Bywa, że osoby po wypadku nie chcą z nikim rozmawiać. Są załamane, przybite nieszczęściem, zbuntowane i pełne pretensji do losu: bo dlaczego ja, dlaczego mnie się to przytrafiło. Trzeba czasu. Na pewno trudno się z tym pogodzić, ale czas leczy rany, pozwala oswoić się z nową sytuacją.

Adam ma za sobą doświadczenie, wie, jak z taką osobą rozmawiać.

- Przede wszystkim idę jako ktoś, kto chce ją poznać. Najpierw mówię o sobie. Że pływam, jeżdżę samochodem, pracuję zawodowo, jestem instruktorem w Fundacji, prowadzę obozy i pomagam innym. Czekam na sygnał, o co mnie zapyta. Przypuśćmy będzie to pytanie: Ale jak to? Ty prowadzisz samochód? W twoim stanie?

I już jest ten pierwszy kontakt. Wywiązuje się rozmowa. Mówię, jak się starać o grupę inwalidzką, jak pozyskać sprzęt, jak przystosować mieszkanie i samochód, gdzie się wybrać na rehabilitację. Oraz o tym, co oferuje Fundacja Aktywnej Rehabilitacji.

Gdybym ja przed laty wiedział o tym już w szpitalu, to moja tzw. aktywizacja odbyłaby się dużo szybciej - wtrąca Adam.

- Fundacja jest organizacją pozarządową, finansowaną obecnie przez Unię Europejską. Nie płaci się za nic. Trzeba tylko chcieć przyjść. Kładziemy nacisk na samodzielność. Na warsztatach aktywizacji zawodowej, które prowadzimy, uczymy samoobsługi. Samo przesiadanie się z łóżka na wózek jest dużą trudnością na początku. Jazda wózkiem, wbrew pozorom to też sztuka. Żeby wjechać na stromy krawężnik, trzeba umieć, bo można wylądować na plecach. Nawet tak prozaiczna czynność, jak ubieranie się wymaga pewnej umiejętności, o czym na co dzień nikt sprawny nie myśli. Adam nazywa to nauczeniem się siebie od początku.

- Ja też tę drogę przeszedłem, byłem na takim obozie w charakterze uczestnika. Teraz jestem po tzw. drugiej stronie tęczy i przekazuję te wiedzę i umiejętności innym. Podczas warsztatów, finansowanych ze środków Unii Europejskiej, oprócz spotkań z doradcami zawodowymi, uczestnicy biorą udział w zajęciach sportowych. Tenis stołowy, pływanie, łucznictwo, wszystkie ćwiczenia, które rozwijają górne partie mięśni i przydają się później.

Inna szkoła, inna praca

Wypadek przekreślił również plany dalszej nauki Adama. Chodził do szkoły elektromechanicznej. Na wózku inwalidzkim nie mógł jej kontynuować, bo nie mógłby zaliczyć praktyki zawodowej Warszawie, wówczas jeszcze autobusy nie były przystosowane do niepełnosprawnych.
Ale to też okazało się do pokonania.

- Dowiedziałem się, że w Konstancinie jest Centrum Kształcenia i Rehabilitacji Inwalidów i liceum ekonomiczne. Jak na dzisiejsze czasy była to szkoła integracyjna, uczyły się tam osoby na wózkach i sprawne. Zdałem maturę. Poszedłem na studia do Olsztyna, na kierunek edukacja administracyjna menedżerska. Po roku jednak zrezygnowałem, ze względów życiowych, sytuacja mnie zmusiła do podjęcia pracy - tłumaczy.

- Pojechałem do Ciechocinka. Dostałem pracę w ośrodku Centrum Niezależnego Życia. Przyjeżdżają tam osoby na wózkach po urazie rdzenia kręgowego. Prowadziłem biuro, różnego rodzaju zajęcia.
Po powrocie do domu, postanowił znaleźć stałe zatrudnienie. Szukał dwa miesiące.

- Barierą było moje inwalidztwo. W wielu firmach, które się ogłaszały, że szukają pracowników, po przedstawieniu się, że jestem na wózku, od razu padało: Przykro nam, oferta już nieaktualna. Aż zadzwoniłem do firmy Call Center Poland. Telefon odebrała Lucyna, dziś jest moją dobrą znajomą. Powiedziałem, czym się zajmowałem, jakie posiadam umiejętności. A możesz do nas przyjechać? - zapytała. Tak, ale jestem na wózku - odpowiedziałem. A ona na to: Ja nie pytałam ciebie czy jesteś na wózku, tylko czy możesz do nas przyjechać na rozmowę kwalifikacyjną.

Pojechał swoim autem, już wtedy miał prawo jazdy. Został przyjęty. Siedział na tzw. infolinii. Praca bardzo fajna, fajni ludzie, były osoby niepełnosprawne, ale na wózku tylko on. Szybko awansował. Za jakiś czas okazało się, że jest jednym z najlepszych sprzedawców.

Ale losy potoczyły się inaczej. Na którymś z obozów kondycyjnych Adam właśnie poznał Elżbietę z Białegostoku.

Wyjść do ludzi

Jest pan taki silny i mocny, czy to życie nauczyło pokonywania przeciwności? - pytam Adama.

- Nie wiem. Jestem normalny - uśmiecha się. Po wypadku chciałem przede wszystkim odciążyć rodziców, by nie musieli się mną zajmować, żebym nie był kulą u nogi. Żeby nie rozpaczali. Chciałem pokazać, że mogę być samodzielny. A później już nie było kiedy zastanawiać się. Szkoła, praca, dom, i zajęcia społeczne jako wolontariusz. Niewiele czasu mam dla siebie. Bo teraz jeszcze studiuję na WSAP.

- Wypadek jest zawsze tragedią. Nie zawsze z czyjejś winy. Natomiast od człowieka zależy, jak szybko się on pozbiera. Im szybciej tym lepiej - mówi Adam. - Ja wszystkim mówię, by starali się wrócić do tego, co robili przedtem. Nie zamykali się w czterech ścianach. Nie są sami.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny