Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sergiusz Andrijewski - szef więziennego szpitala trafił do celi. Skazany za łapówki

Włodzimierz Jarmolik
Dr Sergiusz Andrijewski trafił do więzienia, w którym wcześniej pracował. Dzięki swoim znajomościom załatwił jednak sobie przeniesienie do Łomży
Dr Sergiusz Andrijewski trafił do więzienia, w którym wcześniej pracował. Dzięki swoim znajomościom załatwił jednak sobie przeniesienie do Łomży sxc
W 1930 r. kierownikiem więziennej służby medycznej został dr Sergiusz Andrijewski. Był on uznanym ekspertem medycznym policji i wymiaru sprawiedliwości. Wielkim więc zaskoczeniem stało się jego aresztowanie jesienią 1936 r.

Prokuratura wniosła przeciwko niemu poważne oskarżenie. Lekarz miał oto przyjmować pieniądze od krewnych więźniów w zamian za informacje o ich stanie zdrowia oraz za specjalne względy dla tych, którzy znaleźli się w więziennym szpitalu. Dużym zarzutem było też branie łapówek za ułatwianie osadzonym uzyskanie przerwy w odbywaniu kary. W końcu oskarżano doktora o wydawanie fałszywych opinii lekarskich, które miały wpływ na wyrok sądowy.

Proces trwał trzy dni - od 27 do 29 kwietnia 1937 r. Przez salę sądową przewinęło się aż 53 świadków. Swoje uwagi do sprawy wygłosiło też dwóch biegłych. Andrijewski przyznał się tylko do pierwszego zarzutu, twierdząc, iż pobierał niewielkie opłaty (5, 10 zł), za, jak to określił, tracony czas na poszczególnych funkcjonariuszy.

Jednak świadkowie zupełnie inaczej przedstawiali rolę oskarżonego. Okazało się bowiem, że sława dobrotliwego lekarza szybko rozeszła się po innych więzieniach. Wielu tzw. chorych, odsiadujących tam wyroki starało się o przeniesienie do Białegostoku. Była to bowiem jedyna droga, aby załatwić urlop lub poprawić sobie warunki odbywania kary. Wystarczyło by ktoś z rodziny, a nawet kolega, złożyli Andrijewskiemu cichą wizytę z wypukłą kopertą. Nie musiało to być nawet wiele pieniędzy. Lekarza satysfakcjonowała każda kwota. Bywały jednak i 100-złotowe podarunki. Później lekarz wzywał do siebie odpowiedniego więźnia i polecał mu pisać podanie z prośbą o przerwę w odbywaniu kary. Reszta była już czystą formalnością.

Współpracownicy dr. Andrijewskiego potwierdzili w sądzie opinię, że ich szef zawsze szczególną opieką otaczał więźniów zamożniejszych, a także tych, skazanych za sprawy polityczne. Odnosił się do nich z wyraźnym szacunkiem i sam wręcz nakłaniał do korzystania z jego medycznych umiejętności i możliwości.

Sąd pierwszej instancji obszedł się z Andrijewskim całkiem łagodnie. Skazał go tylko na pół roku więzienia i 500 złotych grzywny, po czym karę pozbawienia wolności zawiesił na 5 lat. Sąd apelacyjny w Warszawie podwyższył jednak karę do 18 miesięcy więzienia, a grzywnę ustalił na 2000 zł. Zniósł także zawieszenie wyroku. W ten sposób były lekarz więzienny trafił do białostockiego więzienia, jako jego pensjonariusz. Andrijewski zdecydował się wysłać do prezydenta prośbę o ułaskawienie. Nie została ona jednak uwzględniona. Jedyne co udało mu się zrobić, korzystając ze starych znajomości, to przeniesienie do więzienia w Łomży.

Po aferze Andrijewskiego białostocki szpital więzienny znalazł się pod baczną obserwacją policji. Już w 1938 r. stwierdzono, że więźniowie łatwo kontaktują się ze światem zewnętrznym. Przekazują grypsy rodzinie i wspólnikom i sami otrzymują wiadomości spoza murów. Szczegółowe śledztwo wykazało, że łącznikiem był felczer więzienny Godlewski, dawny współpracownik doktora Andrijewskiego.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny