Podobno z muzyką jest jak z jazdą na rowerze. Trudno zapomnieć, to co już się umie. Dlatego prędzej czy później można było się spodziewać, że współtwórca sukcesów Devil Blues znów da znać o swoim zamiłowaniu do gitary.
Mija 10 lat odkąd w Białymstoku obchodzącym wówczas Rok Bluesa ukazała się niewielka, acz znacząca pozycja „Białostocki odcień bluesa”. W niej pośród licznych nazwisk lokalnych muzyków nie mogło zabraknąć Sebastiana Kozłowskiego. Bo to on stoi za EP-ką „Borderland” sygnowaną nazwą Out of Frame.
Przed dekadą Sebastian Kozłowski był już dobrze znany w środowisku lokalnych muzyków jako utalentowany i wszechstronny gitarzysta. Trudno się dziwić tej opinii. Według Roberta Trusiaka, autora wspomnianego leksykonu, na gitarze akustycznej miał już Kozłowski grywać w podstawówce, w średniej szkole przeszedł okres fascynacji Metalliką, wreszcie zaczął zgłębiać różne odmiany bluesa. Robił to tak skutecznie, że kiedy w 2003 roku pod szyldem After Hours wystartował w konkursie towarzyszącym Jesieni z Bluesem, z marszu zajęli drugie miejsce. Później była grupa Stormy Monday, a potem pasmo sukcesów związane z działalnością Devil Blues. W 2008 roku grupa zagrała koncert na Rynku Kościuszki, zdobywała nagrody, ale w roku 2011, po koncercie z Łukaszem Łukaszewiczem jako wokalistą przestała istnieć. Tymczasem wydana niedawno płytka to ni mniej ni więcej tylko efekt wspólnej pracy kompozytorskiej i studyjnej Kozłowskiego i Łukaszewicza.
Krążek rozpoczyna ciężki rock blues „Heartless man”. Niski głos wokalisty idealnie współgra z mrocznym klimatem utworu, zaś refren może się kojarzyć nawet z zespołami gotyckiego rocka z lat 80. XX wieku. Ale w tej piosence dzieje się o wiele więcej. Instrumentalna część utworu ma niemal hard rockowy puls, by w pewnym momencie przechodzić w transowe murmurando, które staje się tłem do dogranego na pierwszym planie głosu. Dzieje się tu w niecałych siedmiu minutach więcej niż na niejednej bluesowej płycie.
„Don’t hold on” rozpoczynają gitary akustyczne, dobro, jest slide i monotonny rytm jakby z więziennego work songu. Fantastycznie zachrypnięty głos Łukaszewicza wytwarza niesamowity klimat wsparty pojękiwaniami gitar. Same solo to bardzo osobiste nuty, wypływające z głębi Kozłowskiego. Zaś zwieńczenia piosenki nie powstydziliby się najwięksi amerykańscy mistrzowie pokroju Tedeschi Trucks Band.
„Together alone” wypływa gdzieś z dalekich ech, by zamienić się w wyrazistą piosenkę, nieco przypominającą interpretacją hity Chrisa Rea. Do tego dochodzi wyborna produkcja studyjna z naszego eksportowego Studia Hertz. Radiowa perełka.
Iście epicki „I don’t know why” to nie tylko cudowna muzyczna podróż, ale przypomnienie, że Łukaszewicz z powodzeniem może śpiewać muzykę soul. Podstawowy materiał EP-ki kończy zaśpiewany po polsku utwór „Za ciszą/Samadhi”. Poetyckie słowa Kozłowskiego idealnie pasują do jego autorskich nut i interpretacji Łukaszewicza.
Powstanie materiału wsparł o stypendium prezydenta miasta. A sam Kozłowski obiecuje, że wróci z Out of Frame na scenę. Czekam.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?