Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Schronisko dla zwierząt czy "wykańczalnia"? Wolontariusze: Zwierzęta są bite! (Uwaga! Drastyczne zdjęcia!)

Redakcja
To była Nużyczka, chora na nużycę. Schorzenie to jest uleczalne. Tej suni nikt nie dał szansy.
To była Nużyczka, chora na nużycę. Schorzenie to jest uleczalne. Tej suni nikt nie dał szansy.
Czuję się oszukana - mówi pani Alicja. To ona od kilku lat wspomaga białostockie schronisko. Teraz już nie może. Bo zadaje za dużo pytań. O psy, o warunki, o faktury. W sobotę przerwała milczenie i opowiedziała, co dzieje się za murami schroniska. Jej słowa potwierdzają wolontariuszki. Pokazały nam zdjęcia maltretowanych zwierząt.
Wychudzony i okaleczony podopieczny schroniska

Wychudzony i okaleczony podopieczny schroniska

Pani Alicja od lat wspomagała białostockie schronisko przy ulicy Dolistowskiej. Skrupulatnie gromadzi dokumenty. W teczce ma laurki z 2007 roku. Dawała wtedy karmę. Potem płaciła też za sterylizację.

Na stałe mieszka w Stanach Zjednoczonych. Często jednak przyjeżdża do Białegostoku, zatrzymuje się u rodziny. Wczoraj wróciła do USA. Wcześniej spotkała się z nami i pokazała dokumenty oraz zdjęcia.

- Czuję się oszukana i lekceważona, chociaż miałam dużo dobrej woli i cierpliwości. Dość tego - mówi. Nie chce, by w gazecie pojawiło się jej nazwisko.

Ochrona danych psów

- W 2008 roku dowiedziałam się, że do adopcji oddawane są psy niesterylizowane. Myślałam, że skoro płacę za sterylizację i kastrację, to takie przypadki się nie zdarzają - mówi.

Zaczęła więc żądać dokumentów potwierdzających usługę, za którą płaciła. Kierownik schroniska przez długi czas nie chciał jej ich okazać, zasłaniając się ustawą o... danych osobowych.

Pani Alicja bardzo się zdziwiła, że w Polsce jest ustawa, która chroni dane bezdomnych psów. Ale po licznej korespondencji dostała odpowiedź. Okazało się wtedy, że niektóre psy były sterylizowane... nawet dwa razy.

- Są również rozbieżności dotyczące zakupów psiej karmy. Inne rachunki ma kierownik schroniska, inne mam ja - mówi kobieta. - Bywam często w Białymstoku i za każdym razem odwiedzałam schronisko. Widziałam, czym karmione są zwierzęta, w ich miskach były ostre kości, na przykład drobiowe, których psy nie powinny jeść. To grozi okaleczeniem. Widziałam słaniające się psy, niewiadomo z jakiego powodu. Nikt mi tego nie wyjaśnił. Zadziwiła mnie wysoka śmiertelność w schronisku.

Wolontariuszki potwierdzają

O tym, że dzieje się źle w schronisku, pisaliśmy pod koniec lipca. Wydrukowaliśmy wtedy relacje kilku wolontariuszek, które pomagały za darmo w prowadzeniu schroniska. Ale gdy zgłaszały nieprawidłowości, przestano je tam wpuszczać.

A opowiadały ze szczegółami: o usypianiu zwierząt, o wyrwanym ogonie jednej z suk, o przypalaniu papierosami... - Zwierzęta są bite i zaniedbane, w boksach jest nieporządek, w czasie upałów miski na wodę są puste - mówiła wolontariuszka Kasia (imię zmienione). - Najgorsze jest to, że do chorych szczeniaków wciąż trafiają nowe, niezaszczepione. Pracownicy robią dezynfekcję dosłownie co 2-3 dni, ale w tej sytuacji to nic nie pomaga i szczeniaki umierają.

Wczoraj dostaliśmy szokujące zdjęcia, które mają potwierdzać relacje dziewczyn. Wolontariuszki zrobiły je z ukrycia.

Uratowałam Zosię

Dostaliśmy też oświadczenie Grety Rogoz, która prowadzi dom tymczasowy dla zwierząt. Z białostockiego schroniska zabiera przede wszystkim amstaffy i szuka im nowych domów. Opisuje przypadek Zosi, pit bulla. - Mimo że w schronisku przebywała od ponad miesiąca, była bardzo wychudzona, miała ostre zapalenie pęcherza moczowego oraz tasiemca. Dodatkowo miała odleżyny na pośladkach - napisała Rogoz.

Teraz twierdzi, że Zosia, po odpowiednim żywieniu i kuracji, jest w pełni zdrowa. - Wystarczyło o nią zadbać, aby zamieniła się w fantastycznego i zdrowego psiaka.

Inną historię opowiada nam pani Halina (imię zmienione). Nie jest wolontariuszką, ale często odwiedza schronisko. - Jestem na emeryturze. Nie jestem tam mile widziana, przeciwnie jeden z pracowników zapytał mnie, czy nie mam nic innego do roboty. Kiedyś zauważyłam, że psie budy stały w wodzie, i za zgodą pań z biura poprosiłam pracownika, żeby je przesunął. Twierdził, że kierownik wyznaczył mu inne zadania. Ścinał gałęzie z drzew, psy nie były ważne.

Kierownik: Nie mam sobie nic do zarzucenia

Magistrat jeszcze w lipcu, gdy o sprawie napisaliśmy po raz pierwszy, rozpoczął kontrolę. Skończyła się w ubiegłym tygodniu. Ale dopiero dziś mają być wyniki.

Kierownik schroniska Waldemar Okulus nie boi się. Twierdzi, że wszystko jest w porządku. - Poczekam na oficjalne informacje - mówił nam w piątek. Dopiero gdy je pozna, chce rozmawiać z dziennikarzami.

Te rany są od przypalania papierosem. Wolontariuszki twierdzą, że powstały po tym, gdy pies trafił do schroniska.

Te rany są od przypalania papierosem. Wolontariuszki twierdzą, że powstały po tym, gdy pies trafił do schroniska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny