Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

SBB i Józef Skrzek: Wiara to moje natchnienie

Jerzy Doroszkiewicz
lider zespołu Józef Skrzek trzy lata temu zagrał w Białymstoku
lider zespołu Józef Skrzek trzy lata temu zagrał w Białymstoku Fot. Jerzy Doroszkiewicz
Józef Skrzek to multinstrumentalista, który z grupą SBB wszedł na szczyty polskiego rocka. Dziś wieczorem zespół zagra w Białymstoku na festiwalu Jesień z bluesem.

Kurier Poranny: Gracie na Jesieni z bluesem, a skąd wziął się blues na Śląsku?

Józef Skrzek: U nas ludzie dość wcześnie zaczynali grać bluesa, jeszcze w połowie lat 60. XX wieku. A w dodatku otoczenie - kopalnie, hałdy - prawdziwy industrialny tygiel - to dało podłoże do bluesa. Mój brat Janek grał bluesa i jednocześnie pracował w kopalni. Pochodzimy z prostej rodziny śląskiej, ojciec był sztygarem na kopalni, a mama takim naszym domowym aniołem. I ta tradycja, specyfika życia i wiążące się z nią emocje pasowały do bluesa.

A granie bardziej nowoczesnej muzyki? Znaliście muzykę Hendrixa?

- Tak, to był człowiek genialny. Grał, zalewając się przysłowiową krwią, a jego sztuka przetrwała fenomenalnie. A nasze podchodzenie do wszystkiego, to było zgrywanie się zespołu. Biedowaliśmy, bo graliśmy nowoczesną muzykę. Już wtedy była komercja i zespoły, które gwizdały i przytupywały. A my? Ludzie nie rozumieli w ogóle, co gramy. Byliśmy wywrotowcami albo dziwakami w stosunku do tego, co się wokół działo.

I spotkał Pan Niemena. Trafił dziwak na dziwaka?

- Niemen był kierowany przez menadżerów w stronę popu, którzy chcieli, żeby w kubraczku (najlepiej!) śpiewał pięknym, wysokim głosem. Ale on też powiedział: basta, i spotkaliśmy się jako grupa "Niemen". I to też było wywrotowe. Kiedy zagraliśmy we Włoszech “Dziwny jest ten świat" w studiu, producent się zdziwił. Myślał, że będziemy grać jakieś big-bitowe “O sole mio".

Ale dość szybko rozstaliście się z Niemenem. Pokłóciliście się?

- To te pajace producenckie nas skłócały w Polsce. To oni wyznaczali: Czesław będzie spał w Grand Hotelu, a wy do internatu. Jesteście małolaty i robimy wam łachę, że w ogóle gracie. Od początku twierdzili, że jest król i my - służba. Osobiście przyjaźniłem się z Czesławem, widywaliśmy się często, wiedziałem wiele na jego temat i mieliśmy do siebie wielkie zaufanie. Wielka szkoda, że te producenckie manewry zakończyły się nagonką, bo my zawsze się lubiliśmy i tak było do ostatnich dni.

No to założyliście SBB.

- Bo rozstanie z Czesławem było bardzo bolesne i towarzysko, i zawodowo. Za karę zablokowano nam wszystkie wyjazdy. Wtedy pojawił się Franciszek Walicki i na początku 1974 roku powiedział, że się nami zajmie. Zaczęliśmy grać jako suport popularnej wtedy grupy Locomotiv GT z Węgier. I najfajniejsze, że chłopaki z zespołu zaprosiły nas na Węgry i zagraliśmy z nimi trasę. Graliśmy potem przed wieloma tysiącami ludzi, ale za marne grosze, bo system powodował, że zarabiałem za koncert w Sali Kongresowej tyle, co akordeonista na weselu. Ale zostałem przy SBB. Dopiero kontrakt z firmą z RFN dał nam godne układy w branży. Mogliśmy rozwijać sprzęt, zagrać w Roskilde z Bobem Marleyem, grać w Europie. Była i szansa na większą karierę, ale muzycy czuli się zmęczeni, a zespół, który nie wypełnia kontraktu jest słaby i nikt się nad nim nie lituje.

A jak było ze słabościami do używek?

- Nie róbmy sensacji z tego. To, że człowiek pali papierosy, marihuanę, pije alkohol - to jest jego osobista sprawa i nie bądźmy dewotami, którzy wtrącają się w każdą osobistą sytuację. Proszę spojrzeć, jak kradną i kombinują różni politykierzy, a my? Biedni, wrażliwi, zawsze dostajemy wciry i jesteśmy dla nich tylko marionetkami do pociągania za sznurki. I my mamy za to odpowiadać? A menadżerowie i producenci do dziś z nas zdzierają. Kiedy rozmawiałem ze świętej pamięci profesorem Henrykiem Mikołajem Góreckim, zawsze mi mówił: Abyśmy mogli godnie żyć. Oni nie traktują nas jak partnerów i wchodzą w sprawy, które nie powinny ich interesować.

To nic się nie zmieniło w stosunku do muzyków przez 40 lat?

- Nic.

A skąd się bierze natchnienie do tworzenia?

- Nie zastanawiałem się nad tym, ale to moje wychowanie, rodzina jest kluczem. Mój stryjek zginął walcząc o polskość Śląska, a mówią, że jesteśmy pół-Niemcami. Nieprawda! Każdy w naszej rodzinie był powstańcem, walczył, żeby była polskość na Śląsku. Wujek, też Józef Skrzek, walczył jako nauczyciel i harcerz w podziemiu. Zginął, publicznie powieszony na bytkowskim drzewie. To wszystko ma jakiś sens, znaczenie, to są te korzenie. Interesujemy się ploteczkami, sensacjami, a w moim przypadku duchowość wzięła się z mojego wychowania. Moje korzenie sięgają iluś tam generacji, do dziś jestem na ojcowiźnie w Michałkowicach, ojciec zginął 40 lat temu, jako ratownik w kopalni, nasze córki idą z nami. To powoduje, że mamy swoją głębię dalej sięgającą niż jakieś tam pierdoły. Moja duchowość wynika z mojej wiary i to jest moja tajemnica.

Właśnie ukazała się nowa płyta SBB “Blue Trance" - wracacie do korzeni rocka?

- Tytułowy utwór jest najbardziej rock and rollowym. Tu udało mi się namówić Alinę, żeby mi partnerowała. Bo jest też moją partnerką życiową i napisała teksty. Ta płyta powstawała w kilku etapach. W Budapeszcie, w studiu w Lubrzy, później pojechaliśmy w góry, mając niemal już cały materiał nagrany i zaczęliśmy się dopasowywać do tych dotknięć życiowych wokół człowieka. Do szczęścia, pamięci, do losu. “Blue Trance" jest takim malarskim podejściem do muzyki. Można rzec - nawet psychodelicznym, czy odlotowym. Nie chcę grać ciągle bardzo poważnie. “Memento z banalnym tryptykiem" jest w wielu zestawieniach bardzo wysoko, Zbyszek Preisner robi remake tego krążka. Poprzedni - “Iron Curtain", no dobrze, a kogo teraz obchodzi jakaś żelazna kurtyna? Nie ma za wielu młodych ludzi interesujących się Solidarnością czy żelazną kurtyną, a po co to komu? Że byliśmy podzieleni, musieliśmy przekraczać granice? Nie. Dlatego “Blue Trance" jest bardziej odlotowy, idzie w kierunku nowego wyjścia na świat.

Ale ciągle używa Pan instrumentu sprzed 40 lat.

- Chodzi o mini mooga? No tak, ale jest fortepian i to jest zawsze pewna nowość brzmienia, którą osiągamy w inny sposób. Kiedy graliśmy u Zbyszka Preisnera, to były hammondy. Na tej płycie wykluło się nowe brzmienie. Nowa gitara Antymosa, inne strojenie bębnów przez Gabora. Jest malarstwo w nowym czasie i nowe wcielenie SBB. My nie robimy czegoś takiego, jak wykalkulowana muzyka, bo taka jest akurat modna. Gramy swoją muzykę, która z nas wypływa i nas dotyczy, bo tacy w tym momencie właśnie jesteśmy. A że mamy swój poziom i swój fason, wychodzi właśnie taki “Blue Trance".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny