Pana ulubiona powieść Stanisława Lema?
Prof. Andrzej Pigulski: "Solaris". W młodości przeczytałem większość jego powieści i w pewnym stopniu te lektury zadecydowały o moim zainteresowaniu astronomią.
Obrazki z lotu Mirosława Hermaszewskiego były częścią dzieciństwa dzisiejszych czterdziestolatków. W latach 70. wydawało się, że na przełomie wieków statki kosmiczne będą kursować jak boeingi. Dlaczego aż 33 lata trzeba było czekać na polskiego satelitę?
- Muszę przyznać, że w dzieciństwie miałem podobne wrażenie. Wydawało mi się, ze lada moment wszyscy będziemy latać na wycieczki na Księżyc. Okazało się, że jest pewna przeszkoda - pieniądze. Ten "sport" jest bardzo drogi, więc na masowe wycieczki po Księżycu jeszcze długo ludzkość nie będzie mogła sobie pozwolić.
Pół wieku temu wszystko było znacznie droższe: samochody, podróże lotnicze, elektronika. Ziemskie przyjemności staniały, a w kosmosie nadal drożyzna.
- Bo loty kosmiczne nadal są usługą z najwyższej półki, a nie masową produkcją. Dużo wyższe niż kiedyś są też obecnie standardy bezpieczeństwa lotów kosmicznych. To się wszystko przekłada na pieniądze.
Jak wielkie pieniądze? Ile kosztuje wyniesienie paczuszki z elektroniką na orbitę?
- Jeśli satelita nie jest wielki, to w grę wchodzi kwota liczona w setkach tysięcy dolarów czy euro.
W porównaniu do rakiety Sojuz 30, którą Hermaszewski 126 razy okrążył ziemię, satelita "Lem" wygląda mało efektownie.
- To prawda, bo jest koską o boku 20 centymetrów i waży zaledwie około 6 kilogramów. Ale od czegoś trzeba zacząć. Budowanie satelity wymaga wiedzy. Wszyscy dopiero się uczymy, a naukę najlepiej rozpoczynać od rzeczy małych. Poza tym koszty robią swoje - mniejszy satelita zwykle kosztuje mniej.
Nie dość, że mały, to jeszcze brzydal. Jeśli już debiutujemy w kosmosie, to może warto było zaprosić do współpracy designera.
- No cóż, w naszym środowisku na kwestie estetyki nie bardzo zwraca się uwagę. Ważne, że to pudełko spełnia swoją rolę.
Ładny nie jest, ale za to złoty.
- Muszę pana zmartwić. Tego złotego koloru prawie nie będzie widać, bo prawie cały będzie obłożony panelami słonecznymi. Złożoność tej konstrukcji polega na tym, że będzie musiała funkcjonować w warunkach zupełnie innych niż ziemskie. Kluczowym problemem jest różnica temperatur - z jednej strony satelita poddany będzie nagrzewaniu przez promienie słoneczne (nawet do 100 stopni - red.), za drugiej bardzo niskiej temperaturze, w jakiej znajda się jego fragmenty znajdujące się w cieniu (nawet -180 stopni). W takiej sytuacji musimy uporać się głownie z odprowadzeniem ciepła, tak aby nie powodować nagłych skoków temperatury.
"Lem" zostanie wyprodukowany w całości w Polsce?
- Tak, chociaż niektóre elementy są zakupione, bo nie mamy technologii do ich wytworzenia. Cały zespół liczyć będzie 6 satelitów. Oprócz naszych, będą również satelity z Austrii i z Kanady.
Naszych? To znaczy, że "Lem" bedzie miał bliźniaka?
- Owszem. Znamy już jego nazwę - "Heweliusz". Duża część technologii pochodzi z Kanady, która już wcześniej wypuściła swojego satelitę. "Heweliusz" będzie prawie idealną kopią "Lema". Idea jest taka, żeby satelity prowadziły obserwacje razem, ale przy pomocy innych filtrów i w innych barwach.
Sfotografują Polskę?
- Niestety nie, satelity będą skierowane w przeciwną stronę. Ich celem jest obserwacja gwiazd. Dokładnie rzecz biorąc - bardzo jasnych gwiazd. Każdy z satelitów będzie wyposażony w mały teleskop, podobny do obiektywu kompaktowego aparatu. Zmierzy on zmiany jasności gwiazd i ich pulsowanie. Na podstawie analizy tego pulsowania, można dowiedzieć się sporo o tym, co dzieje się we wnętrzu tych gwiazd. I to jest nasz główny cel. Trochę przypomina to sejsmologię, czyli badanie wnętrza Ziemi na podstawie tego, jak się fale związane z trzęsieniami, rozchodzą w jej wnętrzu.
Brzmi abstrakcyjnie. Takie badanie przełoży się na nasze codzienne życie?
- Bezpośrednio nie. Tak to już jest z każdą nauką, która prowadzi badania podstawowe. Na pierwszy rzut oka nie widać bezpośredniego zastosowania. Natomiast z biegiem czasu okazuje się, że technologie kosmiczne znajdują zastosowania. A to dlatego, że mamy tu niesłychanie duże wymagania, które trzeba spełnić przy konstrukcji satelity. Weźmy choćby technologię CCD, czyli matryce z półprzewodnikowymi detektorami stosowane w aparatach fotograficznych czy w telefonach komórkowych. Początki tych detektorów wywodzą się z satelitów szpiegowskich i z astronomii.
A jakiś sentymentalny ładunek: nuty Chopina, flaga narodowa, moneta z orłem? Nie takie rzeczy zabierano w kosmos.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Z tego, co wiem, polecą podpisy członków zespołu. Być może przed samym startem ktoś coś wymyśli.
Żeby nasza kosmiczna paczka trafiła na orbitę, ktoś musi ją tam zabrać.
- Rosjanie. "Lem" nie będzie zresztą jedynym satelitą wystrzelonym w kosmos. Poleci w czymś w rodzaju rakietowego kontenera, który zabierze ze sobą więcej tego typu urządzeń. Kto wystrzeli drugiego satelitę, jeszcze nie wiadomo. To będzie zależało od tego, kto akurat będzie planował taki lot i jaką orbitę zaproponuje.
Nie można zastrzec sobie miejsca wysiadki?
- Gdyby satelita był na tyle duży, żeby można było wystrzelić go samego, można stawiać warunki. Ale jeśli jest wystrzeliwany w pakiecie z innymi, musimy grzecznie poczekać aż nazbiera się wystarczająco dużo "pakunków" do wyniesienia na orbitę.
Nie możemy samo tego zrobić? Kosmodrom Pustynia Błędowska - brzmi nieźle.
- Najpierw musielibyśmy mieć technologię, którą ma tylko kilka państw na świecie: Stany Zjednoczone, Rosja, Francja, Indie, Chiny, Japonia. Chodzi o rozpędzenie rakiety do prędkości 8 m/s w taki sposób, aby wszystko się nie rozleciało. Nic mi nie wiadomo, żebyśmy w Polsce przymierzali się do takiego projektu, natomiast wiele da nam wstąpienie do Europejskiej Agencji Kosmicznej. A może za kilkadziesiąt lat...
W tym czasie będziemy budować satelity na zamówienie?
- Niewykluczone. W każdym razie stworzyliśmy zespół, który bardzo wiele się nauczył przy budowaniu tego satelity. A to już duży krok.
Na jakiej wysokości krążyć będzie "Lem"?
- Stosunkowo nisko - około 600 kilometrów nad Ziemią, a więc jedno okrążenie potrwa półtorej godziny. Orbita przebiega nad biegunami, wzdłuż linii, która łączy oświetloną i nieoświetloną półkulę Ziemi.
Jak długi będzie żywot naszego satelity?
- Przyjmujemy, że co najmniej dwa lata, ale jeśli nic się nie popsuje, misja będzie przedłużona na ile się da. Przy tak niskich orbitach satelita zahacza w końcu o górne warstwy atmosfery i spada. Sądzę, że możemy liczyć na kilka lat pracy, bo na kilkanaście raczej nie.
Będzie można zobaczyć "Lema" gołym okiem?
- Niektóre satelity rzeczywiście są widoczne, ale nasz jest na to za mały. Jednak przy pomocy teleskopu, owszem.
Komu polskie pudełko spadnie na głowę?
- Teoretycznie cała Ziemia jest w jego zasięgu, więc może spaść gdziekolwiek. Raczej nie ma jednak takiej obawy, bo jest na tyle mały, że powinien doszczętnie spłonąć w atmosferze.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?