Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Satelita Lem nad naszymi głowami

Adam Willma
Miniatura polskiego satelity. Lem trafi na orbitę prawdopodobnie pod koniec września przyszłego roku.
Miniatura polskiego satelity. Lem trafi na orbitę prawdopodobnie pod koniec września przyszłego roku.
Budowanie satelity wymaga wiedzy. Wszyscy dopiero się uczymy, a naukę najlepiej rozpoczynać od rzeczy małych. Poza tym mniejszy satelita zwykle kosztuje mniej - mówi prof. Andrzej Pigulski z Instytutu Astronomicznego Uniwersytetu Wrocławskiego.

Pana ulubiona powieść Stanisława Lema?

Prof. Andrzej Pigulski: "Solaris". W młodości przeczytałem większość jego powieści i w pewnym stopniu te lektury zadecydowały o moim zainteresowaniu astronomią.

Obrazki z lotu Mirosława Hermaszewskiego były częścią dzieciństwa dzisiejszych czterdziestolatków. W latach 70. wydawało się, że na przełomie wieków statki kosmiczne będą kursować jak boeingi. Dlaczego aż 33 lata trzeba było czekać na polskiego satelitę?

- Muszę przyznać, że w dzieciństwie miałem podobne wrażenie. Wydawało mi się, ze lada moment wszyscy będziemy latać na wycieczki na Księżyc. Okazało się, że jest pewna przeszkoda - pieniądze. Ten "sport" jest bardzo drogi, więc na masowe wycieczki po Księżycu jeszcze długo ludzkość nie będzie mogła sobie pozwolić.

Pół wieku temu wszystko było znacznie droższe: samochody, podróże lotnicze, elektronika. Ziemskie przyjemności staniały, a w kosmosie nadal drożyzna.

- Bo loty kosmiczne nadal są usługą z najwyższej półki, a nie masową produkcją. Dużo wyższe niż kiedyś są też obecnie standardy bezpieczeństwa lotów kosmicznych. To się wszystko przekłada na pieniądze.

Jak wielkie pieniądze? Ile kosztuje wyniesienie paczuszki z elektroniką na orbitę?

- Jeśli satelita nie jest wielki, to w grę wchodzi kwota liczona w setkach tysięcy dolarów czy euro.

W porównaniu do rakiety Sojuz 30, którą Hermaszewski 126 razy okrążył ziemię, satelita "Lem" wygląda mało efektownie.

- To prawda, bo jest koską o boku 20 centymetrów i waży zaledwie około 6 kilogramów. Ale od czegoś trzeba zacząć. Budowanie satelity wymaga wiedzy. Wszyscy dopiero się uczymy, a naukę najlepiej rozpoczynać od rzeczy małych. Poza tym koszty robią swoje - mniejszy satelita zwykle kosztuje mniej.

Nie dość, że mały, to jeszcze brzydal. Jeśli już debiutujemy w kosmosie, to może warto było zaprosić do współpracy designera.

- No cóż, w naszym środowisku na kwestie estetyki nie bardzo zwraca się uwagę. Ważne, że to pudełko spełnia swoją rolę.

Ładny nie jest, ale za to złoty.

- Muszę pana zmartwić. Tego złotego koloru prawie nie będzie widać, bo prawie cały będzie obłożony panelami słonecznymi. Złożoność tej konstrukcji polega na tym, że będzie musiała funkcjonować w warunkach zupełnie innych niż ziemskie. Kluczowym problemem jest różnica temperatur - z jednej strony satelita poddany będzie nagrzewaniu przez promienie słoneczne (nawet do 100 stopni - red.), za drugiej bardzo niskiej temperaturze, w jakiej znajda się jego fragmenty znajdujące się w cieniu (nawet -180 stopni). W takiej sytuacji musimy uporać się głownie z odprowadzeniem ciepła, tak aby nie powodować nagłych skoków temperatury.

"Lem" zostanie wyprodukowany w całości w Polsce?

- Tak, chociaż niektóre elementy są zakupione, bo nie mamy technologii do ich wytworzenia. Cały zespół liczyć będzie 6 satelitów. Oprócz naszych, będą również satelity z Austrii i z Kanady.

Naszych? To znaczy, że "Lem" bedzie miał bliźniaka?

- Owszem. Znamy już jego nazwę - "Heweliusz". Duża część technologii pochodzi z Kanady, która już wcześniej wypuściła swojego satelitę. "Heweliusz" będzie prawie idealną kopią "Lema". Idea jest taka, żeby satelity prowadziły obserwacje razem, ale przy pomocy innych filtrów i w innych barwach.
Sfotografują Polskę?

- Niestety nie, satelity będą skierowane w przeciwną stronę. Ich celem jest obserwacja gwiazd. Dokładnie rzecz biorąc - bardzo jasnych gwiazd. Każdy z satelitów będzie wyposażony w mały teleskop, podobny do obiektywu kompaktowego aparatu. Zmierzy on zmiany jasności gwiazd i ich pulsowanie. Na podstawie analizy tego pulsowania, można dowiedzieć się sporo o tym, co dzieje się we wnętrzu tych gwiazd. I to jest nasz główny cel. Trochę przypomina to sejsmologię, czyli badanie wnętrza Ziemi na podstawie tego, jak się fale związane z trzęsieniami, rozchodzą w jej wnętrzu.

Brzmi abstrakcyjnie. Takie badanie przełoży się na nasze codzienne życie?

- Bezpośrednio nie. Tak to już jest z każdą nauką, która prowadzi badania podstawowe. Na pierwszy rzut oka nie widać bezpośredniego zastosowania. Natomiast z biegiem czasu okazuje się, że technologie kosmiczne znajdują zastosowania. A to dlatego, że mamy tu niesłychanie duże wymagania, które trzeba spełnić przy konstrukcji satelity. Weźmy choćby technologię CCD, czyli matryce z półprzewodnikowymi detektorami stosowane w aparatach fotograficznych czy w telefonach komórkowych. Początki tych detektorów wywodzą się z satelitów szpiegowskich i z astronomii.

A jakiś sentymentalny ładunek: nuty Chopina, flaga narodowa, moneta z orłem? Nie takie rzeczy zabierano w kosmos.

- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Z tego, co wiem, polecą podpisy członków zespołu. Być może przed samym startem ktoś coś wymyśli.

Żeby nasza kosmiczna paczka trafiła na orbitę, ktoś musi ją tam zabrać.

- Rosjanie. "Lem" nie będzie zresztą jedynym satelitą wystrzelonym w kosmos. Poleci w czymś w rodzaju rakietowego kontenera, który zabierze ze sobą więcej tego typu urządzeń. Kto wystrzeli drugiego satelitę, jeszcze nie wiadomo. To będzie zależało od tego, kto akurat będzie planował taki lot i jaką orbitę zaproponuje.

Nie można zastrzec sobie miejsca wysiadki?

- Gdyby satelita był na tyle duży, żeby można było wystrzelić go samego, można stawiać warunki. Ale jeśli jest wystrzeliwany w pakiecie z innymi, musimy grzecznie poczekać aż nazbiera się wystarczająco dużo "pakunków" do wyniesienia na orbitę.

Nie możemy samo tego zrobić? Kosmodrom Pustynia Błędowska - brzmi nieźle.

- Najpierw musielibyśmy mieć technologię, którą ma tylko kilka państw na świecie: Stany Zjednoczone, Rosja, Francja, Indie, Chiny, Japonia. Chodzi o rozpędzenie rakiety do prędkości 8 m/s w taki sposób, aby wszystko się nie rozleciało. Nic mi nie wiadomo, żebyśmy w Polsce przymierzali się do takiego projektu, natomiast wiele da nam wstąpienie do Europejskiej Agencji Kosmicznej. A może za kilkadziesiąt lat...

W tym czasie będziemy budować satelity na zamówienie?

- Niewykluczone. W każdym razie stworzyliśmy zespół, który bardzo wiele się nauczył przy budowaniu tego satelity. A to już duży krok.

Na jakiej wysokości krążyć będzie "Lem"?

- Stosunkowo nisko - około 600 kilometrów nad Ziemią, a więc jedno okrążenie potrwa półtorej godziny. Orbita przebiega nad biegunami, wzdłuż linii, która łączy oświetloną i nieoświetloną półkulę Ziemi.

Jak długi będzie żywot naszego satelity?

- Przyjmujemy, że co najmniej dwa lata, ale jeśli nic się nie popsuje, misja będzie przedłużona na ile się da. Przy tak niskich orbitach satelita zahacza w końcu o górne warstwy atmosfery i spada. Sądzę, że możemy liczyć na kilka lat pracy, bo na kilkanaście raczej nie.

Będzie można zobaczyć "Lema" gołym okiem?

- Niektóre satelity rzeczywiście są widoczne, ale nasz jest na to za mały. Jednak przy pomocy teleskopu, owszem.

Komu polskie pudełko spadnie na głowę?

- Teoretycznie cała Ziemia jest w jego zasięgu, więc może spaść gdziekolwiek. Raczej nie ma jednak takiej obawy, bo jest na tyle mały, że powinien doszczętnie spłonąć w atmosferze.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny