Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Samotny zachód" w Dramatycznym

Jerzy Szerszunowicz [email protected] tel. 85 748 95 53
Ksiądz Welsh (Bernard Maciej Bania) i Girleen (Katarzyna Mikiewicz) – niespełniona miłość małolaty i kapłana alkoholika
Ksiądz Welsh (Bernard Maciej Bania) i Girleen (Katarzyna Mikiewicz) – niespełniona miłość małolaty i kapłana alkoholika
Farsa Martina McDonagha jest zaskakująca: zamiast głupawych żartów z "wyższych sfer" proponuje autentyczny dramat.

Zaśmiewamy się do łez, które mogą okazać się prawdziwe. Szczególnie w oku polskiego katola.

Czy ksiądz alkoholik przeżywający pięć razy w tygodniu kryzys wiary jest zabawną postacią? Jasne, że tak! Wielebny Welsh jest groteskowy, godny pożałowania i wykpienia. Ale jednocześnie w tym swoim nieudolnym zmaganiu ze słabościami ciała i ducha staje się istotą godną szacunku - w upadku (a właściwie serii potknięć) objawia się jego człowieczeństwo. W podobny sposób pokazywane są wszystkie postaci "Samotnego zachodu".

Dramat w farsowych ciuszkach

Martin McDonagh szydzi okrutnie ze słabości, małości, głupoty swoich bohaterów. Jednak jest czuły na najdrobniejszy prawy gest, na każdą nutę ludzkiego dramatu. Jakby nieustannie sugerował, że choć nasze życie jest byle jakie, miałkie, pozbawione patosu, to za tą całą mizerią zawsze stoi prawdziwy człowiek usiłujący zmierzyć się z życiem i własnym przeznaczeniem. Dzięki takiemu nastawieniu "Samotny zachód" jest jak kobieta w średnim wieku ubrana w jaskrawe fatałaszki - to dramat obyczajowy w farsowym kostiumie. Rzecz autentycznie śmieszna i jednocześnie przygnębiająca. Plus minus jak życie każdego z nas.

Ta dwoistość tekstu wymaga nieustannej czujności od reżysera i aktorów. Nie da się "przejechać" przez spektakl na jednym tonie - zarówno przesadna "dowcipność", jak i nadmiar patosu zniszczyłyby tekst. Tak się nie stało. A przynajmniej nie musi się stać, bo kwestia jest cały czas otwarta: jak aktorzy danego dnia zagrają, taka będzie ta sztuka.

Kwartet egzotyczny

Przed tygodniem, w niedzielę, najciekawiej wypadł Bernard Maciej Bania. Jego Welsh był niemal bez skazy naturalny. Prosty klecha, alkoholik udręczony niepowodzeniami w posłudze kapłańskiej. Jest przejmująco szczery - i w modlitwie, i rozpaczy z powodu przegranego meczu.

Objawieniem okazała się Katarzyna Mikiewicz (Girleen). Możemy ją pamiętać z "Czarownic z Salem" i z "Wiwisekcji". Pierwsza duża rola i duży sukces. Po obejrzeniu "Samotnego zachodu" jakoś nie potrafię sobie wyobrazić innej aktorki Dramatycznego w roli Girleen. Zapewne to urok "nowej twarzy", ale chyba nie tylko. Wystarczy popatrzeć, jak Mikiewicz radzi sobie z otwierającą spektakl jazdą na hulajnodze - banalny wstępniak zamienia w małą etiudę, zawłaszcza uwagę publiczności. Nie mówiąc ani słowa, buduje postać pewnej siebie małolaty, świadomej swych kobiecych wdzięków i tego, co chce w życiu osiągnąć.

Gdyby "Samotny zachód" był egzaminem aktorskim, to wystarczyłaby ta jedna scena, żeby zdać go celująco. Słabiej wypadły sceny rozpaczy - płacze i jęki brzmiały nieco sztucznie. Za to sekwencje z Girleen w roli małego drapieżnika były w zasadzie bez zarzutu.

Druga połowa scenicznego kwartetu, Sławomir Popławski i Rafał Olszewski (jako wojujący, przez lata skłóceni bracia Valene i Coleman), zasługuje na ukłon "czapką do ziemi". To, że Olszewski potrafi, było wiadomo od dawna. Zaskoczeniem jest niezwykle staranna kreacja Popławskiego. Oglądamy człowieka ograniczonego, prostaka, który w swej manii kontrolowania, posiadania na własność ociera się o psychozę. To chyba pierwsza w karierze Popławskiego rola, która zostanie zapamiętana na długo i z sympatią. Kontrapunktem jest postać Olszewskiego - porywczy, zwierzęco impulsywny, chaotyczny. Obaj dziecinnie zajadli w sporach, ukrywający za fasadą cynizmu i agresji potrzebę ciepła. Samo życie. Udany duet.

Reżyser to sprawił

Można powiedzieć, że sprawcą sukcesu "Samotnego zachodu" jest Martin McDonagh. Prawda. Ale udane przedstawienie białostocki Dramatyczny zawdzięcza Gienadijowi Muszpiertowi z Teatru Dramatycznego w Grodnie. Znam paru "fachowców", którzy zamieniliby tekst McDonagha w jeszcze jedno kasowe sztuczydło - powód do pustego rechotu. Muszpiert zaryzykował zrobienie rzeczy śmiesznej, ale niepozbawionej ambicji. Skorzystali na tym wszyscy. A i kasa powinna się zgodzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny