Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samochód kością niezgody

Janusz Bakunowicz
Ryszard Horbowicz odebrał samochód. Ale ma wiele obiekcji dotyczących naprawy dokonanej przez pana Sarnackiego. Choć ten wszystkiemu zaprzecza. Tłumaczy, że samochód był wielokrotnie sprawdzany i nie budził większych zastrzeżeń
Ryszard Horbowicz odebrał samochód. Ale ma wiele obiekcji dotyczących naprawy dokonanej przez pana Sarnackiego. Choć ten wszystkiemu zaprzecza. Tłumaczy, że samochód był wielokrotnie sprawdzany i nie budził większych zastrzeżeń
Nie powiodła się transakcja pomiędzy Krzysztofem Sarnackim a Ryszardem Horbowiczem.

Dwaj mieszkańcy Bielska zamiast cieszyć się z transakcji, teraz ciągają się po sądach. Sprawa kupna samochodu już trzeci raz stanęła przed obliczem Temidy.

Krzysztof Sarnacki prowadzi firmę, która zajmuje się m. in. sprowadzaniem używanych samochodów z zagranicy. Sprowadza też auta powypadkowe, które wymagają napraw. Może je przeprowadzić we własnym warsztacie.

Tak też było w przypadku Ryszarda Horbowicza, z Bielska, który zamówił u pana Krzysztofa samochód. Ford Fusion diesel nie był marzeniem pana Ryszarda, ale akurat taki model stał w Maastricht w Holandii. Szkopuł w tym, że był powypadkowy. Jednak Ryszard Horbowicz po namysłach i konsultacjach z żoną zdecydował się go kupić.

Samochód do kraju miał sprowadzić Sarnacki. Uzyskał na to pełnomocnictwo. Horbowicz odebrał auto i zostawił je w warsztacie Sarnackiego do remontu. W grę wchodziła głównie tzw. blacharka. Warunek: koszt zakupu i naprawy powinien był wynosić około 30 tys. zł.

- Umawiałem się z klientem, że samochód doprowadzę do takiego stanu, by przeszedł badania techniczne i został dopuszczony do poruszania się po drogach publicznych - mówi Sarnacki. - Tak się stało. Nie było mowy, że mam wymienić wszystkie elementy na fabrycznie nowe. Samochód miał być dopuszczony do ruchu. Tak też go naprawiłem.

Ekspertyza za ekspertyzą

Według Horbowicza czas naprawy wydłużał się w nieskończoność. To części nie było, to mechanik był za granicą.

- On rozpoczął naprawę samochodu w lipcu 2004 roku, zaraz po tym jak został sprowadzony z zagranicy - tłumaczy Horbowicz. - Miał kilka terminów, ale żadnego nie dotrzymał. Miałem pieniądze, ale nie miałem samochodu. Zwracałem się z pismem o wydanie samochodu w takim stanie, w jakim on jest. Bez skutku.

- Nieprawda. To ja wysyłałem dwa pisma ponaglające o odbiór auta.

Stworzyła się sytuacja patowa. Pan Sarnacki samochodu nie wydawał, bo Horbowicz nie uiścił umówionej wcześniej kwoty, Horbowicz nie zapłacił reszty pieniędzy, bo - jak twierdzi - naprawa nie została wykonana zgodnie z wcześniejszą umową.

Sprawa znalazła finał w sądzie. Na wniosek sądu samochodem zajęli się biegli sądowi, którzy mieli ocenić, czy samochód może być dopuszczony do ruchu.

Opinie biegłych, choć różnią się treścią, zdaniem sądu, mimo braków wyposażenia nie dyskwalifikowała dopuszczenia pojazdu do ruchu:

Sąd nakazał wydać samochód Ryszardowi Horbowiczowi, który miał zapłacić też koszty sądowe i ekspertyz.

- Dziwne, bo przecież dwukrotnie zwracałem się z pismem do pana Horbowicza ponaglającym odbiór samochodu - mówi Krzysztof Sarnacki.

Mimo wszystko postanowienie sądu było korzystne dla pana Sarnackiego. Po postanowieniu sądu na odbiór samochodu zdecydował się syn Ryszarda Horbowicza, bo ten miał problemy zdrowotne. W obecności świadków odebrał samochód. Klient jednak nie mógł pogodzić się z postanowieniem bielskiego sądu, bo uważał, że samochód nie został doprowadzony do takiego stanu, jak umawiali się wcześniej. Odwołał się od wyroku. Sąd apelacyjny nie był już tak łaskawy dla Krzysztofa Sarnackiego. Teraz jemu nakazał uiścić koszty dwóch ekspertyz biegłych sądowych, koszty badań w salonie forda, koszty sądowe oraz zastępstwa procesowego. Razem około 8 tys. zł.

O usterkach nie informował

Krzysztof Sarnacki chcąc nie chcąc, pogodził się z postanowieniem apelacji. Za wszelką cenę chciał jedynie mieć problem z głowy. Tak jednak się nie stało.

Po odebraniu samochodu pan Horbowicz postanowił dokonać napraw według własnego życzenia. Rachunki z napraw postanowił przedstawić panu Sarnackiemu. Sprawa po raz kolejny znalazła swój epilog w sądzie. Ryszard Horbowicz domaga się w sądzie - od Sarnackiego - zwrotu 20 tys. 130 zł.

- Na tę kwotę składają się koszty naprawy, po tym jak samochód został zabrany od pana Sarnackiego - tłumaczy Horbowicz. - Reszta to kwota, jaką samochód stracił na wartości będąc na posesji pana Sarnackiego.

- Ja nie wiem, co za taką kwotę można naprawiać - oburza się Sarnacki. - Rocznik 2003, przebieg 19 tys. kilometrów. To jest nowe auto z minimalnym przebiegiem.

Sarnackiego oburza sposób postępowania klienta. Jeżeli chciał dokonać napraw na mój koszt powinien wcześniej mnie uprzedzić.

Mamy to, co mamy

Przed bielskim sądem odbyła się pierwsza rozprawa dotycząca zwrotu kosztów naprawy. Świadkowie Ryszarda Horbowicza, w tym mechanicy oraz biegli sądowi przyznali, iż samochód przez dłuższy czas nie był eksploatowany, zanieczyszczony, nawet w wielu miejscach skorodowany. Wiele elementów nie zostało wymienionych. Świadkowie twierdzili, że samochód miał niesprawną klimatyzację oraz poduszki powietrzne.

- Ten samochód w świetle przepisów był sprawny - przyznaje świadek. - Później okazało się, że ma wiele usterek i braki w wyposażeniu. Samochód był na zimowych oponach i miał tylko jeden kluczyk. Nie było zapasowego. Samochód był powypadkowy, a wypadek był związany z pożarem w komorze silnika.

- Nie zgadzam się z takimi zeznaniami - nie daje za wygraną Sarnacki. - Nie można mówic, że roczne auto z przebiegiem 19 tysięcy może być wyeksploatowane. Poza tym przez cały czas, od naprawy do odbioru przez właściciela, było garażowane. Samochód dwukrotnie był dopuszczany do ruchu przez stację obsługi i raz przez wyspecjalizowany serwis forda w obecności pana Horbowicza i biegłego sądowego. Sprawdzany był również cały układ elektroniczny wraz z poduszkami powietrznymi. Samochód nie miał żadnych zastrzeżeń.

- Gdyby ten samochód został naprawiony zgodnie ze sztuką, to dziś nie byłoby tych problemów - odpiera zarzuty Horbowicz. - A tak mamy to, co mamy. Wady samochodu muszę zlikwidować, a kosztami naprawy będę starał się obarczyć osobę, która miała dokonać napraw.

- W związku z usterkami, na jakie powołuje się powód pozwany nie był informowany - tłumaczy Andrzej Kowalski, obrońca Sarnackiego. - Nie było reklamacji, więc powód utracił prawo do jakichkolwiek roszczeń do naprawy lub obniżenia ceny samochodu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny