Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sadyści znęcali się nad trzydniowym noworodkiem, utopili go w latrynie

Dariusz Chajewski [email protected] 68 324 88 79
Maluśki biały grób. Białe kwiaty. I biała szarfa: "Kochanemu synkowi rodzice”.
Maluśki biały grób. Białe kwiaty. I biała szarfa: "Kochanemu synkowi rodzice”. Fot. Dariusz Chajewski
Maluśki biały grób. Białe kwiaty. I biała szarfa: "Kochanemu synkowi rodzice". Mama i tata Pawełka kochali na... zabój. Siedzą w areszcie. Sadyści znęcali się nad trzydniowym noworodkiem, a później utopili go w latrynie.

Cmentarz w Jasieniu (woj. lubuskie). Biała szarfa powiewa na wietrze. Przechodząca obok kobieta żegna się powoli, z namaszczeniem.

- Aniołek - mówi. - A widzi pan ten grobek obok? O życie tego dziecka rodzice walczyli miesiącami. Nie udało się. Ot, sprawiedliwość. Ale Bóg miał w tym jakiś plan.

Na czym polegał boski plan wobec Pawełka? Chłopczyk, któremu imię nadano po śmierci, przyszedł na świat zdrowy, 13 stycznia. 15 stycznia już nie żył. Matka i ojciec najpierw skatowali noworodka, później wrzucili do latryny. Ale bali się, że mógł przeżyć. Wyciągnęli, jeszcze raz zmaltretowali i wrzucili ponownie. Wtedy byli już pewni.

Za zieloną furtką

- Jego, znaczy tatę, widziałam jeszcze w niedzielę, dzień po śmierci dzieciaka - opowiada sąsiadka. - Był tak pijany, że nie mógł trafić w furtkę.

Zielona furtka prowadzi na ciasne podwórko, wciśnięte między zaniedbany dom a ciąg komórek z żółtej cegły. Za jednymi z tych półokrągłych drzwi. Nie, jeszcze bardziej bolesnym widokiem jest stara huśtawka, która lekko kołysze się na wietrze. Pawełek na niej nie usiądzie.

Drzwi, schody. On, tata, mieszkał tu od zawsze. Jak opowiadają sąsiedzi, miał około sześćdziesiątki. Z pierwszą żoną miał dwoje dzieci, dziś już dorosłych. Ludzie mówią, że to była babka z klasą. Druga żona zmarła. Został wdowiec, który lubił zajrzeć do kieliszka. Bardzo.

- Ale żeby awanturny był, to nie powiem - zapewnia sąsiadka.

Ona, mama, przyszła tu z ul. Kolejowej, gdzie mieszkała przy matce. To był związek raczej dochodzący. Kobieta z przeszłością, nastoletni syn w internacie.

- To była, to jest wspaniała kobieta - zapewnia jej matka. - Rwała się do każdej pracy, za robotą jeździła nawet po okolicznych miejscowościach.

Oboje po przejściach

Czy to była miłość? Jego brat tylko się uśmiecha. Miłość? Raczej nie chcieli być osobno. Mężczyzna po przejściach, kobieta z przeszłością.

- To wszystko przez ten alkohol - mówi brat. Mieszka w tym samym domu. Trzeba wspiąć się po stromych schodach. Wyżej jest już tylko zaniedbany strych.

- Byliśmy raczej sąsiadami niż braćmi, mijaliśmy się - tłumaczy. - Sąsiadem nie był nadzwyczajnym, często imprezowali.

Brat opowiada, że gdy dziś przechodzi obok latryny, czuje ciarki na plecach. Jak tak można było? I on, przecież miał sześćdziesiątkę, dwoje dzieci wychował, że coś takiego.

- Nawet ja nie wiedziałem, że była w ciąży - dodaje. - Ale przecież nie planowali tego od początku, nie chodziłaby z tym dzieckiem w ciąży osiem miesięcy. To musiał być alkohol i jakieś chwilowe szaleństwo.
Dlaczego? Nie wie. Nie ma pojęcia. Może starsza siostra, ona była z nimi bliżej.
- Nie, dziękuję - starsza siostra zamyka drzwi.
Niczemu się nie dziwię

- Nie, jeśli chodzi o nich, to niczemu się nie dziwię - sąsiadka pyta, czy napiję się kawy. Widać, że sporo myślała o tej tragedii, o nich. - Nie żeby byli kłopotliwi. Ale byli tacy, tacy... skończeni. Bez przyszłości - stwierdza. - Są ludzie, którzy starają się walczyć z codziennością, ze złym losem. Oni tego nie robili. I wyłączyli wszystko. Pewnie także ludzkie uczucia. Pomogła im w tym wóda.
- Stoczyli się na samo dno - podpowiada sąsiadka z naprzeciwka.

- Nie, to nie to - uważa kobieta. - Oni byli jak ci wszyscy zarośnięci, śmierdzący, których można spotkać po parkach. Oni tylko myślą o tym, żeby się napić, uciec. Dziecko by im przeszkadzało. Zmuszało do utrzymania się na powierzchni. A oni nie chcieli.

W ośrodku pomocy społecznej szefowa nie musi zaglądać do dokumentów. Oboje byli podopiecznymi ośrodka, ale osobno. Nie występowali jako rodzina. Ona dostawała pomoc na syna mieszkającego w internacie. On? Cóż, a do emerytury sporo mu brakowało.

- Gdybyśmy wiedziały, że ona jest w ciąży, całkiem inaczej byśmy z nią rozmawiały - tłumaczy kierowniczka ośrodka. - Zawsze, na wszelki wypadek, mówimy, że istnieje możliwość zostawienia dziecka w szpitalu, że ma szansę na adopcję, na normalne, szczęśliwe życie. Kilka dziewcząt, kobiet z tego skorzystało.

Nie chcieli ciężaru

Jasień w te dni jest szary, bury, smutny. Brodaty mężczyzna zaczepia mnie przy cmentarnym murze. Może dołożę mu do biletu kolejowego? Do rodziny chce pojechać, dawno jej nie wiedział, a Jasień działa na niego przygnębiająco. Pytam o ojca Pawełka. Wzrusza ramionami.

- No, ja dziecka bym nie skrzywdził. Nie wiem, co im odbiło. Zrobili je po pijaku, nie chcieli ciężaru - podejrzewa.

Bo to mała miejscowość jest. Wszyscy się znają. Jej matka boi się wyjść na ulicę. Wzrok ludzi aż parzy. Ale bardziej bolą te myśli. Dlaczego? Byli normalną rodziną. Było biednie, ale przecież miłości nie brakowało.

- To naprawdę była, jest wspaniała dziewczyna - mówi szeptem. Obok stoi nastoletni wnuk. Jej syn. Ludzie nie rozumieją. Ona też nie rozumie. Przecież to się nie mieści w głowie. To ona zorganizowała pogrzeb Pawełka. Takie ładne imię wybrali. Było kilka osób. Najbliżsi. A teraz ludzie na cmentarz biegają, szarfę oglądają i gadają.

- Taka trochę dziwna była - wspomina koleżanka ze szkoły, z klasy. Dziwne, wszyscy mówią o nich w czasie przeszłym. - Pewnie, chciała kochać, jak każda kobieta. Ale jakoś jej tak się nie udawało. A że się z nim związała, to trochę tak, że swój ciągnie do swego. W desperacji już była. Też sama wychowuję dzieciaka, ale żeby aż tak. Myślę, że to on nie chciał dziecka, a ona z nim chciała być. Nie wyobrażam sobie, żeby matka...

Pytana kobieta z wózkiem natychmiast wyciera oczy grzbietem zmarzniętej dłoni. Niemowlak ubrany na niebiesko, zapewne też chłopczyk.

- Jak oni mogli, przecież ono już na nich patrzyło, już ich, ją kochało. Nie wierzę, że matka... - urywa w połowie zdania.
Dlaczego?

Sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie i dla matki, i dla ojca. Za zabójstwo dziecka staną przed sądem. Grozi im do 25 lat więzienia albo nawet dożywocie. Cytując prowadzących śledztwo, "zgromadzony materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie kobiecie i jej konkubentowi zarzutów zabójstwa dziecka". Prokurator dodaje, że nie składają wyjaśnień, nie mówią. Dopiero przed sądem matka zaczęła opowiadać, ale dla dobra śledztwa nie są znane szczegóły jej relacji. I odpowiedź na pytanie: Dlaczego? Ponieważ rodziców zatrzymano kilka dni po śmierci Pawełka, nie wiadomo nawet, czy w chwili zabójstwa byli trzeźwi.

Kobieta na cmentarzu jeszcze raz się żegna.

- Aniołek - powtarza.

A na podwórku wiatr delikatnie porusza huśtawką.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny