Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Petru: Odczuwamy kłopoty gospodarcze państw ze strefy euro

pwalczak
Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich
Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich Piotr Walczak
Z Ryszardem Petru, przewodniczącym Towarzystwa Ekonomistów Polskich, rozmawia Piotr Walczak.

Jak – obiektywnie patrząc – ma się nasza gospodarka na tle Europy?
Ryszard Petru:
Wypadamy naprawdę nieźle. Europa jest w okresie stagnacji, wiele krajów przeżywa recesję, sytuacja pogarsza się z roku na rok. Bezrobocie na przykład w Hiszpanii wynosi już 25 procent, w przypadku młodych ludzi aż 50. Grecja natomiast do 2016 roku straci jedną czwartą swojego PKB. Na tle tych państw nasza gospodarka wzrośnie. Trochę też dlatego, że jesteśmy biednym krajem, który zyskuje dzięki tak zwanej rencie opóźnienia. Czyli możliwości szybkiego rozwijania się z tego tytułu, że jesteśmy właśnie biedni i możemy  importować najnowsze technologie, przyspieszać w stosunku do innych. Na szczęście udało nam się odpowiedzialnie zarządzać gospodarką, uniknęliśmy zarówno problemów greckich, ale też węgierskich. Proszę zauważyć, że Węgry w ciągu 20 lat rozwijały się dwa razy wolniej niż Polska. Trzeba wziąć więc pod uwagę, że inni – którzy startowali z lepszej pozycji – rozwijali się dużo wolniej niż my. Nadal jesteśmy tak zwaną zieloną wyspą, choć ta zieleń nie jest już tak intensywna, co kiedyś. Perspektywy na najbliższy czas mamy nie najgorsze. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że mało kogo interesuje, jak polska gospodarka ma się w porównaniu do innych krajów. Dla ludzi ważne jest to, jaką mają szansę zatrudnienia i utrzymania miejsc pracy, wysokości zarobków, zapewnienia przyszłości swoim dzieciom.

Co nas czeka w 2013 roku?
– Już hamujemy i to widać. Gospodarka zwalnia do około dwóch procent. Po pierwsze, kanał handlowy, czyli eksport do Niemiec siada, a to dlatego, że Niemcy eksportują dużo mniej do Europy Zachodniej. Po drugie, inflacja zżera dużą część naszych dochodów, nie ma presji ze strony pracowników, żeby więcej zarabiać. Przedsiębiorcy nie są skłonni jakoś specjalnie inwestować, bo obawiają się tego, co się dzieje w Europie. A inwestycje publiczne z kolei, po Euro 2012 wyhamowały. One dalej co prawda są, ale już nie napędzają takiego wzrostu gospodarczego, jak jeszcze przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej. Suma tych czynników powoduje, że trudniej znaleźć wzrost od wewnątrz w Polsce, choć nie jest on nierealny. Miejmy świadomość tego, że ten wzrost sam z siebie się nie pojawi. Bo choćby prywatyzacja służy temu, by Polska rozwijała się w tempie nie 2, a 3 procent. Ale już 5 czy 6 procent jest trudne do osiągnięcia w chwili, gdy Europa jest w recesji.

Twierdzi Pan, że realny wzrost gospodarczy na przyszły rok to dla Polski 2-3 procent. Wydaje się, że to mało.
– Adekwatnie do naszych możliwości. My nie możemy się rozwijać o 5 procent szybciej niż choćby Niemcy. Możemy rozwijać się o 2-3 procent szybciej niż nasz zachodni sąsiad, ale nie więcej. To już nie te czasy.

Minister finansów Jacek Rostowski uważa, że w 2013 roku zaliczymy odbicie w górę. To realne?
– Bardzo bym chciał, żeby miał rację, ale to chyba zbyt optymistyczna prognoza. Uważam, że poczekamy przynajmniej rok, dwa.

Dzięki czemu nie jesteśmy w takich opałach jak Grecja czy Hiszpania?
– Polską gospodarkę w niezłej kondycji utrzymują inwestycje prywatne, konsumpcja wewnętrzna i eksport. Trzeba jednak pamiętać, że o ile eksport nam pomaga, to nie jest to czynnik, na którym można budować siłę gospodarki. To że eksporter ma zysk, nie znaczy przecież wcale, że te pieniądze zainwestuje. Jeśli tego nie zrobi, nie będzie nowych miejsc pracy, spadnie konsumpcja.

Mówi się, że konsumpcja już spada...
– Przedsiębiorcy faktycznie wstrzymują się z wydawaniem pieniędzy. Natomiast ludzie po prostu szukają rzeczy tańszych, starają się żyć oszczędnie, biorą pod uwagę to, że kryzys był i może być znowu ciężko. Nie widzę irracjonalnych zachowań w postawie Polaków. Obecny okres to raj dla rozwoju dyskontów, tanich sieci handlowych.

Jak długo może potrwać kryzys w Europie? To już w ogóle kryzys?
– Sądzę, że to nie jest tyle kryzys, co spowolnienie, stagnacja. Wychodzenie z niej może potrwać dobrych kilka lat. Jeśli tak przyjmiemy, powinniśmy wewnętrznie się reformować, żeby Polska była bardziej atrakcyjna dla inwestorów, trzeba stworzyć podwały dla wewnętrznego szybszego wzrostu. Deregulacja, reforma KRUS-u, przyspieszenie prywatyzacji, zaangażowanie prywatnych funduszy w inwestycje energetyczne – te wszystkie czynniki są fundamentalne dla rozwoju.

Twierdzi Pan, że strefa euro przetrwa. Jeśli tak, kiedy powinniśmy do niej dołączyć?
– Uważam, że należy wejść do strefy euro z kilku powodów, m.in. też ze względów bezpieczeństwa energetycznego, militarnego, ekonomicznego. Strefa euro będzie zapewniała bezpieczeństwo, pod warunkiem oczywiście, że się zreformuje. Musimy ten proces wspierać, a nie stać z boku. Gdybyśmy mieli wyznaczać terminy, to nie wcześniej niż w 2020 roku, więc nie jest to dyskusja na najbliższe lata.

W jednej ze swoich wypowiedzi wskazał Pan, że nie mówi się już o kiepskiej sytuacji gospodarczej Irlandii. Co oni takiego zrobili, że wyszli na prostą?
– W tym kraju zostały przeprowadzone szybkie reformy, zrobiono bardzo głębokie cięcia wydatków. To wszystko było w krótkim czasie, więc spowodowało odbicie. Podobnie Polska wprowadziła reformy Balcerowicza w latach 1990-91: były głębokie, szybkie, konkretne, przez co mieliśmy tylko dwa lata recesji. A choćby w Grecji teraz potrwa ona kilka lat, tam wszystko trwa długo i rozwlekle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny