Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Kalisz: Bardzo lubię Kluzik-Rostkowską i Jakubiak

Marta Gawina
jest posłem Sojuszu Lewicy Demokratycznej
jest posłem Sojuszu Lewicy Demokratycznej fot. Wojciech Oksztol
Ryszard Kalisz: Chciałbym cenić wszystkich polityków, wtedy byłbym zadowolony, ale na razie tak nie jest. Ranking zaufania społecznego otwiera Jerzy Buzek. To o czymś świadczy.

Kurier Poranny: Współczuje Pan wyrzuconym z PiS posłankom Joannie Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiecie Jakubiak?
Ryszard Kalisz: Współczucie to źle powiedziane. Ja bardzo lubię obydwie panie. Jestem całym sercem z nimi. Jesteśmy po dwóch stronach sceny politycznej, ale znamy się od lat. Mogę nawet powiedzieć nieskromnie, że się przyjaźnimy. Sekunduję ich działalności. Miło, że ktoś się wyrywa z tego wojska, jakim jest PiS. Z armii, która ma być posłuszna i karna.

Jest możliwy scenariusz: Ryszard Kalisz i Joanna Kluzik-Rostkowska w jednej partii, na przykład w ruchu Janusza Palikota?
- Wątpię. Po pierwsze, Joanna Kluzik-Rostkowska ma poglądy prawicowe. W kwestiach socjalnych jesteśmy zbliżeni, ale ona ma w sobie coś z konserwatywnej tożsamości. Stąd w jednej partii nigdy się nie zejdziemy. Natomiast Janusz Palikot, jeżeli mówimy o jego partii, to partia jednej osoby.

Ale w pierwszym zjeździe ruchu Janusza Palikota wziął Pan udział.
- Bo to był zjazd ludzi lewicy, którzy chcieli zaprotestować przeciwko łamaniu zasady neutralności światopoglądowej państwa. Tam, gdzie przychodzi sześć tysięcy ludzi lewicy, powinni być i politycy lewicy.

Ale ten zjazd zakończył się dla Pana mało przychylnie. Nie żałuje Pan swojej obecności?
- Nie chcę, żeby w Polsce były armie, gdzie pójście na debatę tworzoną przez inną partię, prowadzi do wyrzucenia z partii czy z zarządu.

Jaka jest teraz Pana pozycja w SLD?
- Jestem zwykłym posłem i członkiem SLD. Szczerze mówiąc, najważniejsze dla mnie jest to, co robię. Natomiast struktura partyjna ma tu drugorzędne znaczenie. Nawet nie za bardzo przejąłem się tym wyrzuceniem z zarządu, chociaż było to dla mnie przykre.

Nie rzuca Pan Sojuszu?
- Jestem politykiem liberalno-lewicowym. Mam lewicową wrażliwość. Dziś tylko SLD na tej stronie sceny politycznej jest partią, która daje mi możliwości funkcjonowania. Nie ma innego ugrupowania. To nie znaczy, że przestaję być krytyczny co do sposobu działania i zarządzania tą partią. Uważam, że absencja wyborcza związana jest także z formułą funkcjonowania partii politycznych. Stały się one takimi ugrupowaniami hierarchicznie podporządkowanymi. Decyzje należą do wąskiego grona kierowniczego, a nawet do jednej osoby. A ja uważam, że wszyscy działający w partii powinni mieć wpływ na decyzje merytoryczne.

Mówi Pan o przyjaźni między posłami. To dlaczego my musimy być świadkami nienawiści, obrzucania się błotem?
- To wynika z tego, że partie to są zhierarchizowane struktury. Mniej czy bardziej autorytarne. Przestały już ze sobą debatować o sprawach merytorycznych. Teraz ze sobą walczą. Mówiąc krótko, w grę poszły słowne maczugi, zamiast argumentów merytorycznych. Tak się stało głównie z tego powodu, że ordynacja wyborcza, sposób finansowania preferuje ugrupowania, gdzie trzon stanowi aparat. Na czele stoi szef, który musi dbać o interesy tego aparatu. Dlatego do partii nie chcą iść ludzie, którzy mają swój dorobek zawodowy, społeczny.

Czuje się Pan spełniony jako polityk?
- Tak. Mam tyle możliwości powiedzenia w mojej dziedzinie, mam i miałem wpływ na tyle spraw, że mało który z prawników miał taki wpływ na działalność ustrojową i prawną.

Ale ludzie nie ufają politykom?
- I mnie to boli. Politycy z tych przyczyn, o których mówiłem, stanowią wyalienowaną klasę. Wielu z nich nie przedstawia większej wartości w wielu dziedzinach życia, jak choćby przestrzeganie zasad moralnych.

Ale są też porządni politycy. Kogo Pan osobiście ceni?
- Chciałbym cenić wszystkich, wtedy bym był zadowolony. Ale na razie tak nie jest. Ranking zaufania społecznego rozpoczyna Jerzy Buzek, to o czymś świadczy. Na lewicy rozpoznawalni i lubiani politycy to choćby Wojciech Olejniczak, Bartosz Arłukowicz. Dobry wynik w wyborach prezydenckich uzyskał też Grzegorz Napieralski. W Platformie cenię Jerzego Fedorowicza, Stefana Niesiołowskiego, Sławomira Rybickiego. Ale te osoby są trochę schowane, bo PO dusi indywidualności. W PiS ci najbardziej wartościowi odeszli. To Joanna Kluzik-Rostkowska, Jan Ołdakowski, Paweł Kowal (który pewnie też jest na wylocie).

Ryszard Kalisz mieszka w bloku na siódmym piętrze

Dużo miał Pan pracy przed wyborami samorządowymi?
- Dużo jeździłem po Polsce, bo dostawałem sporo zaproszeń. Choć spełniam pewnie jedną na dwadzieścia próśb. Tylko w ostatnich dniach byłem na Śląsku, w Opolu, Poznaniu, Pile, Gorzowie Wielkopolskim i we wtorek Białymstoku.

Czy wizyta polityka z pierwszych stron gazet pomaga lokalnym kandydatom?
- Jak zapraszają, to pewnie im pomaga. Ale także badania pokazują, że moje wsparcie daje spory przyrost głosów. Dlatego, że jestem politykiem, który ma duże zaufanie społeczne. Wynosi ono ok. 50 procent, a to pomaga ludziom niezdecydowanym.

Skąd się wzięła ta polityczna popularność?
- To jest pytanie do socjologów, czy psychologów społecznych. A wynika, czego nie ukrywam, z wiedzy dotyczącej mojego zawodu. Przez wiele lat byłem adwokatem, pisałem konstytucję. Po drugie - mam dystans do siebie. Nie jestem zapiekły, lubię tonować, czasami pośmiać się, również z samego siebie. To pewnie ludziom się podoba.

Jaki Ryszard Kalisz jest prywatnie?
- Normalny. Mieszkam w bloku na siódmym piętrze. Już 16 lat. Robię zakupy w sklepach, wyjeżdżam czasami na urlop, jeżdżę jaguarem. Nie jest to już najnowszy typ, ale kultowy. Kupiłem ten samochód, bo lubię trochę prowokować opinię publiczną, szczególnie tabloidy. Nabijali się ze mnie, że jeżdżę toyotą yaris i się w niej nie mieszczę. To kupiłem samochód, w którym się mieszczę.

Denerwuje się Pan, gdy pada pytanie o dietę?
- Nie. Ja w ogóle nie mam kompleksu z powodu mojej otyłości. Wprost przeciwnie. Kiedy zostałem wybrany na grubasa roku, czułem satysfakcję. Namawiam wszystkich grubasów, żeby się dobrze ze sobą czuli. Choć i do ćwiczeń też, żeby się odchudzić. To dla zdrowa lepiej. Dziesięć lat temu lekarze powiedzieli mi, że jak nie schudnę, będę miał olbrzymie problemy ze zdrowiem. Nie sprawdziło się.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny