Zanim rycina zagości na dobre w muzealnych wnętrzach, musi przejść konserwację. Mimo tego Muzeum Podlaskie zdecydowało się pokazać ją białostoczanom choć przez chwilę. Rycina stała się na zaledwie dwa dni głównym elementem ekspozycji w ratuszu.
To rycina Michaela Heinricha Rentza stworzona według Jana Henryka Klemma około 1746-1950 roku. Jest jednym z najważniejszych źródeł ikonograficznych przedstawiających pałac od strony ogrodów i kanału. Rezydencja „uchwycona/” została w czasach największej świetności, a więc w połowie XVIII wieku.
Na rycinie widać elementy znane i dziś – jak Pawilon pod Orłem, rzeźby w alei głównej ogrodów czy mniejsze rzeźby, poświęcone znakom zodiaku w parterach bukszpanowych. Są też elementy, których obecnie w ogrodzie nie ma. To rzeźby gladiatorów przy zejściach nad kanał czy fontanna z jeleniem atakowanym przez psa. Obecnie w jej miejscu znajduje się most nad kanałem.
Rozmowa o nowym eksponacie Muzeum Podlaskiego
Jak w ogóle trafiliście na tę rycinę?
Waldemar Wilczewski, dyrektor Muzeum Podlaskiego: - Powiem trochę żartem. Muzeum Podlaskie posiada „wyspecjalizowane służby” w śledzeniu aukcji. Obserwujemy co się dzieje na rynku antykwarycznym, na rynku sztuki. Na wiele rzeczy mamy ochotę, z wielu musimy zrezygnować, bo – wiadomo – nie na wszystko nas stać. Inne nie mieszczą się w naszym profilu jeśli chodzi o politykę gromadzenia zbiorów. No ale są takie materiały, które wpisują się w nią i nie możemy ich nie mieć. Wszelkie materiały dotyczące przeszłości Białegostoku, szczególnie związane z rodem Branickich w naszym profilu się mieszczą. Stawiamy na to, aby takie rzeczy do naszego muzeum pozyskiwać. Tę wspaniałą XVIII-wieczną rycinę, przedstawiającą ogrody założenia Branickich udało się pozyskać obserwując, śledząc aukcje.
Ile kosztowała grafika i gdzie była do kupienia?
- Zapłaciliśmy za nią 7,5 tys. zł. Wystawiona była w Domu Aukcyjnym Ostoja.
Wiadomo było o dwóch takich rycinach. Jedna znajduje się w białostockim Uniwersytecie Medycznym, druga w Krakowie, w kolekcji Muzeum Książąt Czartoryskich. Czy pojawienie się trzeciego egzemplarza było zaskoczeniem?
- Pojawienie się XVIII-wiecznych materiałów z Białegostoku zawsze jest czymś wyjątkowym. Czy dotyczy to korespondencji Branickich, czy to dokumentów, map, rycin. To zawsze jest wydarzenie. Nie jest to zbyt częste na rynku antykwarycznym. Powiedzmy, że szerszy krąg Branickich, czyli rodów magnackich związanych z Branickimi, jest oczywiście lepiej reprezentowany. Materiałów dotyczących ściśle Białegostoku i Branickich jest mniej. Jak widać na przykładzie ryciny – zdarzają się i udało nam się ją pozyskać. Jestem przekonany, że lata działalności Branickich w Białymstoku to coś, co powinniśmy eksponować i się tym chwalić. Mamy pałac na miarę Nieborowa czy Łańcuta. Lata Branickich nadały Białemustokowi wyjątkowy charakter w czasach niepodległej Rzeczypospolitej. Złośliwi mówią, że Białystok nigdy nie był prawdziwym miastem. Wynika to z tego, że najpierw – w czasach Wiesiołowskich – była to osada parafialna. W czasach Branickich Białystok był osadą pałacową. Później osadą fabryczną czy też kolejową. Pozostawiając na boku złośliwości. Nawet jeśli Białystok był osadą pałacową, miejscem, które obsługiwało dwór, to z całą pewnością był to czas świetności Białegostoku. Czas, który odcisnął piętno na strukturze miejskiej. Muzeum Podlaskie wydało nie tak dawno plan XVIII-wiecznego Białegostoku. Dzięki niemu widać, jak pewne założenia są trwałe w przestrzeni. W całej przestrzeni Białegostoku widać zamysł Branickich.
I to nie tylko w centrum, ale także na obrzeżach. Wspomnę takie miejsca jak Wysoki Stoczek, Bażantarnia, Pstrągarnia, Ogrodniki Wysokostockie, Słobodę czy Wielką Kaskadę. To wszystko relikty z czasów Branickich.
- Do tego jeszcze Choroszcz, Tykocin czy Bielsk Podlaski, które rozkwitły w czasach Branickich. Choroszcz to perełka z parkiem zachowanym w niezmienionym układzie, ale bez budynków. Teraz będziemy remontować tam pawilon, mamy przygotowane projekty rekonstrukcji drugiego z pawilonów. Jeśli będziemy mieć tam wnętrza z dopełnieniem pawilonami, oficynami pałacowymi oraz parkiem, który zachował przecież swój oryginalny układ, to Choroszcz też będzie magnesem na turystów.
W Muzeum Podlaskim często mówicie o Branickich.
- I o tych czasach chcemy mówić. Zawsze powtarzam, że ojciec Jana Klemensa Branickiego przeniósł się spod Krakowa do Białegostoku nie dlatego, że chciał być na peryferiach. Wręcz przeciwnie. Przyjechał tu, by być w centrum, na przecięciu szlaków z Krakowa, Warszawy do Wilna, Grodna, Królewca, Gdańska. Dlatego tylu gości odwiedzało Białystok. To było skrzyżowanie szlaków. W 250 rocznicę śmierci zorganizowaliśmy pierwsze sympozjum poświęcone Janowi Klemensowi. W zeszłym roku zorganizowaliśmy sympozjum poświęcone kobietom a okazją była rocznica ślubu Jana Klemensa z Izabelą z Poniatowskich. W przyszłym roku, na jesieni, planujemy trzecie Symposium Branicianum. Chcemy je poświęcić XVIII-wiecznej twórczości literackiej, w kontekście dworu Branickich.
Można powiedzieć, ze kolejnym aspektem jest sztuka – malarstwo czy grafika właśnie. Grafika, o której mówimy, była istotna przy odtwarzaniu ogrodów współcześnie.
- Jeśli chodzi o historyków sztuki, była już znana.
Nie przeczę. Warto jednak pamiętać, że była wzorcem dla Tomasza Rogali, który przygotowywał projekt odtwarzania białostockich ogrodów czy Michała Jackowskiego, który opracował część współczesnych ogrodowych rzeźb. Można powiedzieć, że to taki wzorzec ogrodowy.
- Zdecydowanie tak. Wszelkie zachowane materiały, łącznie z tymi z bibliotek francuskich, służą za inspirację przy odtwarzaniu ogrodu Branickich. Sporo materiałów znajduje się w Paryżu, ale na dużą kwerendę zasługują też archiwa petersburskie, choć obecnie przeprowadzenie jej jest niemożliwe. Miejmy nadzieję, że kiedyś będzie do tego okazja.
Wróćmy do ryciny. Na razie pokazywaliście ją zaledwie przez dwa dni. Kiedy ujrzy światło dzienne na dłużej?
- Po konserwacji. Chcieliśmy się pochwalić ją na gorąco. Z punktu widzenia muzealniczego nie jest jednak w stanie wystawienniczym. Ma rozdarcia na brzegach. Nie wymaga wielkiej konserwacji, no ale trzeba ją wykonać.
Tych eksponatów związanych z Branickimi w ratuszu już trochę jest. Mamy portret Jana Klemensa Branickiego pędzla Augustyna Mirysa. Mamy portret Stanisława Augusta Poniatowskiego, brata Izabeli Branickiej, namalowany przez Marcello Bacciarelliego czy wreszcie dwa duże portrety Jana Klemensa i Izabeli nieznanego autorstwa.
- Te dwa portrety, kupione jeszcze przez dyrektora Andrzeja Lechowskiego, są ozdobą naszej kolekcji. Warte zobaczenia są także pokazywane w Muzeum Historycznym makieta barokowego Białegostoku i wyeksponowane wokół niej, na ścianach, kopie grafik przedstawiających ogrody pozyskane ze zbiorów Francuskiej Biblioteki Narodowej w Paryżu.
Myślicie powoli o ekspozycji poświęconej Branickim?
- Mam plan. Ale wszystko zależy od miejsca. Bardzo bym chciał, gdyby udało się go zrealizować. Uważam – i dążę do tego – że powinniśmy przygotować ekspozycję poświęconą dziejom Białegostoku od czasów najdawniejszych i naszych zbiorów archeologicznych. Czas Branickich byłby na niej czasem centralnym. Bardzo bym chciał, by nam się udało. Na razie, z powodu kwestii lokalowych i finansowych, projekt jest jednak w zawieszeniu.