Przydziewają zbroję i jadą bronić twierdzy, zdobywać łupy, toczyć zacięte pojedynki. Zamieniają się w prawdziwych rycerzy, których widok zapiera dech w piersiach.
Sobota, tykociński rynek. Przed pomnikiem hetmana Czarnieckiego zbiera się polska szlachta. Z bojowymi okrzykami i pieśnią o "Małym Rycerzu" na ustach maszeruje odbić tykociński zamek z rąk Szwedów i ich sojuszników. Niestraszny im mróz. Już wiedzą, że Częstochowa się broni, a to dla nich sygnał, że czas stawić czoło szwedzkiemu potopowi. Walka o zamek jest zacięta, ale siły Rzeczpospolitej, tak jak 350 lat temu, odnoszą zasłużone zwycięstwo. Tłum widzów, który ogląda historyczną rekonstrukcję wydarzeń z 1657 roku, nie może wyjść z podziwu.
Miłość do historii
A wszystko dzięki bractwom rycerskim i muszkieterskim, które zjechały do Tykocina, by stoczyć bitwę o zamek.
- Bo współcześni rycerze są jak jedna wielka rodzina. Choć dzieli nas kilkaset kilometrów, wystarczy jeden telefon, przydziewamy zbroje i jesteśmy gotowi do walki - tłumaczy Piotr Włodarczyk, rycerz z Szydłowca.
Choć na co dzień wykonują różne zawody, wszystkich łączy miłość do historii Polski.
- Tak zaczyna każdy rycerz. Ja nawet studiowałem historię - opowiada Adam Rudawski, wojownik z Tykocina. Jego przygoda z rycerstwem rozpoczęła się od obejrzenia kilku filmików z inscenizacji historycznych. - Byłem zafascynowany. Z grupą kolegów postanowiliśmy założyć własne bractwo. Na początku wszyscy się uśmiechali, jak chodziliśmy w tych strojach, ale po kilku pokazach wszystkim zaczęło się to podobać.
Żaden prawdziwy rycerz nie nosi współczesnych zbroi. Wszystko musi się zgadzać z daną epoką. - Najpierw trzeba zagrzebać się w źródłach historycznych i w muzeach, żeby zbroja była autentyczna.
- Wielu rycerzy szyje stroje własnoręcznie. Niedopuszczalne są materiały współczesne i sztuczne. Ja sam zrobiłem kolczugę. To było wiele godzin spędzonych z kombinerkami. Zaginasz kółeczko i zaginasz kółeczko. Potem następne - opowiada Konrad Dijas. - I nie jest to tanie hobby. Ale czego się nie robi dla miłości - dodaje.
Zbroje wkładają przy okazji inscenizacji historycznych, imprez, w czasie których mile widziana jest obecność prawdziwych wojów.
- Spotykamy się w Zamościu, Kostrzynie, Dębnie, Kielcach, Kamieńcu Podolskim na Ukrainie - wszędzie tam, gdzie rycerstwo polskie toczyło najcięższe walki. Każde takie spotkanie to okazja do dobrej zabawy. Mamy nadzieję, że i Tykocin wejdzie na stałe do kalendarza rycerskich imprez - dodaje Piotr Włodarczyk z Szydłowca.
Przyjaciele w zbrojach
Wielu rycerzy ma już rodziny, żony, dzieci. - Wbrew pozorom, jesteśmy normalnymi ludźmi. Może tylko nasze hobby jest niecodzienne, wyjątkowe. Ale daje poczucie wspólnoty. Jesteśmy grupą przyjaciół, którzy lubią razem wypić piwo - podkreśla Piotr Włodarczyk.
Czy łączą ich też cnoty prawdziwego rycerza: "Bóg, honor, Ojczyzna"? - Staramy się. Chociaż my odtwarzamy XVII wiek, i hmm..., zgodnie z duchem epoki kultywujemy zachowania tamtej szlachty, która była bardzo rozrywkowa - śmieje się Adam Rudawski. - Nawet próbujemy naśladować rycerskie słownictwo. Bo bycie rycerzem oznacza myślenie jak rycerz. Choć to trudne, bo do końca nie wiemy, o czym myśleli nasi praojcowie - dodaje.
Każdy szanujący się rycerz ma oczywiście damę swojego serca, u której stóp składa zwycięskie łupy. - Taka pani musi nas przede wszystkim kochać - nie ma wątpliwości Rudawski.
Choć to trudna miłość. Paniom łatwo przychodzi kochać konkretnego mężczyznę, o wiele trudniej mężczyznę - rycerza. - Czasem musi minąć wiele czasu, żeby w pełni zaakceptowały nasze hobby. Wielu z nas musiało przeżyć trudne rozmowy ze swoimi wybrankami: "Czym ty się zajmujesz? Mógłbyś sobie znaleźć poważniejsze hobby. A ty sobie rycerstwo wybrałeś". Żona kolegi z Warszawy dopiero po ośmiu latach zaczęła akceptować "drugą" miłość swojego męża. Choć to i tak nie najgorzej, bo i mogła powiedzieć stanowcze "nie" - dodaje ze śmiechem tykociński rycerz.
Ale są też panie, które dzielnie wspierają swoich wojowników w czasie spotkań rycerskich, jeżdżą z nimi na inscenizacje historyczne.
- Nie brakuje też dzieci, które z wielkim zapałem kibicują swoim tatusiom. Na jednym z takich spotkań widziałem nawet przebrane maluchy. A to jest przyszłość naszych bractw - nie ma wątpliwości Adam Rudawski.
Waćpanny też waleczne
W inscenizacjach biorą udział nie tylko dzieci. Pojawiają się też panie w wytwornych strojach z tamtej epoki. Wiele z nich przydziewa zbroje i walczy, wcale nie gorzej od panów rycerzy. - Władają szablą po mistrzowsku - zapewnia Adam Rudawski.
Potwierdza to Katarzyna Korneluk z kieleckiego bractwa muszkieterskiego.
- Kobiety zawsze przydawały się rycerzom. Do różnych celów: szyły stroje, nosiły wodę, pomagały przy posiłkach, pięknie tańczyły i oczywiście wykonywały inne ważne obowiązki - zapewnia z uśmiechem na twarzy. Teraz nie wyobraża sobie życia bez swojego bractwa. - Daje oparcie w najtrudniejszych chwilach. Poza tym uwielbiam podróżować, a razem z muszkieterami zwiedziłam już prawie całą Polskę, a także Ukrainę - dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?