Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rwanda. Wolontariusze z Białegostoku pomagają

Janka Werpachowska
W domu dziecka w Gakoni są prawdziwe sieroty, ale też dzieci porzucone przez rodziców
W domu dziecka w Gakoni są prawdziwe sieroty, ale też dzieci porzucone przez rodziców Fot. Z archiwum prywatnego Anny i Pawła Romaniuków
Anna i Paweł Romaniukowie, młode małżeństwo z Białegostoku, od kilku miesięcy pracują jako wolontariusze w Rwandzie. Uczą dzieci, sprowadzają z Polski dary: pomoce naukowe i wózki inwalidzkie. Bo dzieci kalekich jest w tym kraju bardzo dużo. I wszystkie bardzo chcą się uczyć.
Anna Romaniuk oprócz pracy z małymi dziećmi, zajmuje się w Rwandzie prowadzeniem treningów dla miejscowych wychowawców i opiekunów
Anna Romaniuk oprócz pracy z małymi dziećmi, zajmuje się w Rwandzie prowadzeniem treningów dla miejscowych wychowawców i opiekunów Fot. Z archiwum prywatnego Anny i Pawła Romaniuków

Anna Romaniuk oprócz pracy z małymi dziećmi, zajmuje się w Rwandzie prowadzeniem treningów dla miejscowych wychowawców i opiekunów
(fot. Fot. Z archiwum prywatnego Anny i Pawła Romaniuków)

Największym bogactwem ośmioletniego Patrika są stare, plastikowe, żółte klapki. Dzięki temu, że je ma, mniej bolą go dłonie, kiedy się porusza. Patric urodził się bez nóg. Chodzi na rękach. Udaje mu się w ten sposób pokonać odległość 500 metrów. Niestety, do szkoły jest trochę za daleko, żeby chłopiec dał rady tam się dostać. A marzy o tym, żeby się uczyć.

Piętnastoletni Bagirubwira cztery lata temu zachorował na polio, co doprowadziło do częściowego paraliżu. Był wtedy w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Dziś Bagirubwira może jedynie patrzeć, jak jego koledzy idą do szkoły. Jest to dla niego tym bardziej bolesne, że znajduje się ona zaledwie 300 metrów od jego domu. Kiedyś był tak zdeterminowany, że próbował chodzić do szkoły na czworaka, lecz to nie zdało egzaminu. Zajmowało zbyt wiele czasu i często kosztowało chłopca wiele bólu z powodu poranionych kolan. Teraz całe dnie spędza siedząc przy swojej chatce i nudząc się strasznie. Jego izolacja społeczna i poczucie nieprzydatności się pogłębiają.

Niwemutoni ma 10 lat. Nie chodzi od urodzenia. Mieszka z rodzicami i czworgiem rodzeństwa w glinianej chatce. Są bardzo biedni. Nie stać ich na łóżka - wszyscy śpią na matach - a tym bardziej na kupno wózka inwalidzkiego dla Niwemutoni. Mimo że szkoła jest niedaleko, dziewczynka całe dnie spędza w domu, poruszając się na czworaka. Wierzy, że jeśli stworzy się jej taką możliwość, będzie najlepszą uczennicą w klasie. Marzy o tym, aby w przyszłości zostać nauczycielką i pomagać tym, którzy tak, jak ona, mają trudności z poruszaniem się.

Anna Romaniuk podkreśla, że wcale nie trzeba wyjeżdżać daleko od domu, by pomagać innym. Że również w naszym najbliższym sąsiedztwie są ludzie, którzy liczą na czyjeś wsparcie lub przynajmniej dobre słowo. Ale prawdą jest, że są takie rejony świata, gdzie panuje bieda niewyobrażalna dla nas, Europejczyków.

Ania jest po pedagogice kulturalno-oświatowej, jej mąż Paweł po leśnictwie. Oboje, poza pracą zawodową, zajmowali się też wolontariatem w Białymstoku zanim wyjechali do Rwandy. Mieli do czynienia z biedą, z patologią w rodzinie, z ludzkim nieszczęściem. Jednak dopiero w Rwandzie zobaczyli, czym jest prawdziwa, beznadziejna nędza i bezwzględne prawo silniejszego do przetrwania.

Rwanda - państwo po przejściach

W domu dziecka w Gakoni są prawdziwe sieroty, ale też dzieci porzucone przez rodziców
W domu dziecka w Gakoni są prawdziwe sieroty, ale też dzieci porzucone przez rodziców Fot. Z archiwum prywatnego Anny i Pawła Romaniuków

W domu dziecka w Gakoni są prawdziwe sieroty, ale też dzieci porzucone przez rodziców
(fot. Fot. Z archiwum prywatnego Anny i Pawła Romaniuków)

Siedemnaście lat temu w ciągu kilku tygodni życie straciło około 10 procent ludności Rwandy - szacuje się, że w walkach pomiędzy plemionami Hutu a Tutsi zginęło ponad milion osób, głównie Tutsi. Byli mordowani przez swoich najbliższych sąsiadów, znajomych. To była niespotykana w skali świata, dokonana w ostatnich latach eksterminacja ludności należącej do jednej grupy etnicznej. Pod ciosami maczet, kijów ginęły całe rodziny, łącznie z dziećmi.

Może dlatego Rwanda należy dzisiaj do państw o wyjątkowo młodym społeczeństwie - średnia wieku wynosi niewiele ponad 18 lat. Ci, którzy dzisiaj tę średnią by zawyżyli, zostali wybici. Inna sprawa, że i bez bratobójczych wojen średnia wieku w Rwandzie jest bardzo niska. Statystyczny Rwandyjczyk dożywa 45. roku życia, Rwandyjka - 48.

Prawo dżungli

- Kultura, obyczaje panujące w Rwandzie mogą być dla Europejczyka szokujące - mówi Ania Romaniuk. - Byliśmy na to przygotowani, jednak mimo to wiele zjawisk nas bulwersuje.
Do braku bieżącej wody można się przyzwyczaić. Do tego, że co kilka dni nie ma prądu - i to nie przez godzinę, dwie, lecz przez następnych kilka dni - też. Ciężko natomiast słuchać spokojnie opowieści dzieci, które, gdyby nie działalność organizacji charytatywnych, byłyby pozbawione wszelkich szans. Nie tylko na życie w miarę godne, ale nawet na życie w ogóle.

Jako przykład Ania przytacza historię, która przydarzyła się jej niedawno.
- Zobaczyłam zbiegowisko. Ludzie otaczali leżące na drodze dziecko. To był kilkuletni chłopiec. Bardzo płakał, wydawało się, że nie może się ruszyć. Ludzie stali i patrzyli, ale nikt nie kwapił się z pomocą. Podeszliśmy z Pawłem. Z tłumu padały różne wersje tego, co się stało: mały spadł z roweru, małego ktoś pobił i coś mu ukradł, mały coś komuś ukradł i za to został pobity. Paweł sprowadził policję i oni dowieźli nas z chłopcem do szpitala. Okazało się, że nic mu nie jest. Za to lekarz, który znał angielski, przetłumaczył nam opowieść chłopaka. Okazało się, że Kazungu - tak brzmiało jego imię - ma dwanaście lat. Ojca nie ma już dawno, a matka znalazła nowego mężczyznę, który uznał, że w domu jest za dużo dzieci i wyrzucił Kazungu na ulicę. To powszechna w tym kraju praktyka. Zdarza się nawet, że nowy partner matki zabija dzieci poprzednika, bo chce mieć własne, a razem z tymi z poprzedniego związku byłoby już za dużo gąb do wykarmienia. Chcieliśmy pomóc Kazungu. Udało się umieścić małego w Centrum dla Dzieci Ulicy w Kigali, stolicy Rwandy.

Wózek to życiowa szansa

Adra International to fundacja, która ma swoje agendy na całym świecie. Ania i Paweł pojechali do Rwandy jako wolontariusze Adra Polska, a na miejscu współpracują z Adra Rwanda. Białostoczanie pracują w domu dziecka w Gakoni, wsi we wschodniej części Rwandy. Uczą języka angielskiego. Ania prowadzi z dziećmi muzykoterapię, a z ich opiekunami treningi z zakresu umiejętności wychowawczych. Białostoccy wolontariusze jeżdżą też do Kigali, gdzie w Centrum dla Dzieci Ulicy prowadzą podobne zajęcia.

Praca w Rwandzie to jedna strona medalu. Druga, równie ważna, to pomoc rzeczowa, płynąca do tego kraju z Polski. W Białymstoku w wielu szkołach, m.in. w Społecznym Gimnazjum nr 8 STO i Społecznym LO STO, Społecznej Szkole Podstawowej nr 2 STO, Społecznej Szkole Podstawowej nr 3 BTO, Szkole Podstawowej nr 5 od jesieni prowadzone były zbiórki podstawowych przyborów szkolnych (ta akcja trwa nadal, do 15 lutego). Udało się też zebrać 32 wózki inwalidzkie. Już poleciały do Rwandy. Na lotnisku w Nairobi pięć ktoś ukradł. Ale 27 dotarło do Kigali. Może trafią do Bagirubwiry, Niwemutoni i Patrika. I zawiozą ich do szkoły.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny