Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruiny Białegostoku z lotu ptaka. Niemcy dokumentowali zniszczenia wojenne.

Janka Werpachowska
Zygmunt Walkowski na tle jednego z niemieckich zdjęć lotniczych Białegostoku. Tuż nad laptopem widoczna charakterystyczna bryła kościoła św. Rocha, a idąc nieco w lewo widzimy dużą kępę drzew u wylotu ulicy Krakowskiej – czyli wzgórze Magdaleny.
Zygmunt Walkowski na tle jednego z niemieckich zdjęć lotniczych Białegostoku. Tuż nad laptopem widoczna charakterystyczna bryła kościoła św. Rocha, a idąc nieco w lewo widzimy dużą kępę drzew u wylotu ulicy Krakowskiej – czyli wzgórze Magdaleny. Fot. Wojciech Oksztol
W pracy historyka przypadek odgrywa ogromną rolę. Szukałem zdjęć z Powstania Warszawskiego, a trafiłem na unikalne zdjęcia lotnicze zrujnowanego Białegostoku.
Na zdjęciu wycinek zdjęcia lotniczego Białegostoku, bez trudu można rozpoznać kościół św. Rocha. Fotografia została zrobiona o 16.05.
Na zdjęciu wycinek zdjęcia lotniczego Białegostoku, bez trudu można rozpoznać kościół św. Rocha. Fotografia została zrobiona o 16.05.

Na zdjęciu wycinek zdjęcia lotniczego Białegostoku, bez trudu można rozpoznać kościół św. Rocha. Fotografia została zrobiona o 16.05.

Zygmunt Walkowski od 1955 roku pracował w Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Za prace nad rekonstrukcją oryginalnych kronik filmowych z Powstania Warszawskiego oraz działalność w Solidarności (za co był represjonowany) w 1990 roku został odznaczony przez Prezydenta RP na Uchodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego, Złotym Krzyżem Zasługi. Dla Muzeum Powstania Warszawskiego przygotował w 2004 roku wystawę "Warszawa z lotu" na podstawie unikalnych niemieckich zdjęć lotniczych. To przy okazji wydobywania ich z Archiwum Narodowego Stanów Zjednoczonych w Collage Park koło Waszyngtonu Zygmunt Walkowski przypadkowo natrafił na zdjęcia lotnicze Białegostoku z 1944 roku. Tydzień temu prezentował je w Muzeum Podlaskim.

Kurier Poranny: Jak znalazł Pan fotografie lotnicze Białegostoku z 1944 roku?
Zygmunt Walkowski: To był naprawdę przypadek. Od jednego ze swoich przyjaciół mieszkających w USA dowiedziałem się, że w Archiwum Narodowym Stanów Zjednoczonych w Collage Park koło Waszyngtonu znajdują się zdjęcia lotnicze Warszawy. Musiałem to zobaczyć. Dostałem wizę i poleciałem do Stanów Zjednoczonych. Okazało się, że Amerykanie wywieźli z Polski niezliczone ilości zdjęć lotniczych wykonywanych przez Niemców w latach 1941-1945. Cały ten zbiór, nieskatalogowany, nieopracowany, od lat spoczywa w magazynach Archiwum Narodowego Stanów Zjednoczonych w Collage Park. Oczywiście, w pierwszym rzędzie interesowało mnie wszystko, co związane było z Powstaniem Warszawskim. A że przy okazji wyciągania tych materiałów trafiałem na inne, równie ciekawe - to naprawdę kwestia szczęścia i przypadku. Tak właśnie trafiłem na zdjęcia lotnicze Białegostoku, wykonane już w okresie, kiedy na tym terenie nie było okupacji niemieckiej, bo we wrześniu 1944 roku. A Białystok był oswobodzony kilka tygodni wcześniej, w lipcu.

Kiedy i w jakich okolicznościach zaczął się Pan zajmować fotograficznym dokumentowaniem historii?
- Pracowałem w Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Warszawie. W drugiej połowie lat 80. podjąłem się rekonstrukcji oryginalnych kronik filmowych z Powstania Warszawskiego. Nawet w części nie zdawałem sobie sprawy, za co się zabieram. To była gigantyczna praca.

Lata 80. - począwszy od wprowadzenia stanu wojennego - nie były chyba najbardziej sprzyjającym okresem na prowadzenie badań historycznych i prac dokumentacyjnych dotyczących Powstania Warszawskiego.
- To prawda. Pracowałem wtedy w archiwum Wytwórni Filmów Dokumentalnych. I tak naprawdę praca nad kronikami z Powstania Warszawskiego to było moje prywatne zajęcie, w żaden sposób niemieszczące się w wyznaczonym mi zakresie obowiązków. Mówiąc eufemistycznie - moi przełożeni nie dawali mi zielonego światła na realizację tego zadania. Nieraz słyszałem: Pracujesz w wytwórni, rób co do ciebie należy. A kronikami powstańczymi możesz się zajmować po godzinach i w niedzielę. Analizowałem taśmy filmowe klatka po klatce, ujęcie po ujęciu. Docierałem do świadków tamtych wydarzeń, do osób uwiecznionych na filmie lub fotografii. Z ich pomocą udawało się zidentyfikować i odnaleźć we współczesnej Warszawie miejsca pokazane na zdjęciu. Czasami dzięki jakiemuś charakterystycznemu detalowi architektonicznemu, widocznemu na fragmencie ruin. To była mrówcza, benedyktyńska praca. Pochłaniała cały mój wolny czas.

Niełatwo też było zapewne dotrzeć do zasobów archiwalnych, które były za granicą.
- Oczywiście. O tym w ogóle nie było wtedy mowy. Dopiero po zmianach ustrojowych mogłem wyjeżdżać na Zachód i szperać w tamtejszych archiwach.

Podczas spotkania z białostoczanami w Muzeum Podlaskim opowiadał Pan o tym, jak można fantastycznie wykorzystać zdjęcie lotnicze, tradycyjną fotografię, plan miasta i odpowiedni program komputerowy. Spróbujmy przybliżyć to zagadnienie naszym Czytelnikom, którzy nie mieli okazji uczestniczyć w spotkaniu z Panem.
- W dużym skrócie i uproszczeniu mogę powiedzieć, że opracowałem, dochodząc do tego krok po kroku, kierując się intuicją historyka i fotografa, oryginalną metodę, dzięki której można bezbłędnie wpisać sceny i obiekty ze zdjęcia w obraz z fotografii lotniczej, a to wszystko nanieść na plan miasta lub mapę - czy to historyczną, czy współczesną. Podpowiedzią może być detal architektoniczny. Ale z chwilą, kiedy dostałem do dyspozycji zdjęcia lotnicze, mogłem też korzystać z wiedzy, jaką dawały obiekty widoczne gdzieś na dalszym planie tradycyjnej fotografii, na przykład wysokie kominy lub wieże kościoła. Szukałem ich odpowiedników na zdjęciu lotniczym, a potem, wykorzystując specjalną siatkę i proste zasady perspektywy, bezbłędnie wpisywałem sfotografowany fragment miasta w jego zdjęcie lotnicze. To pasjonujące zajęcie, taka swoista łamigłówka. Ale nie tylko o zaspokojenie zwykłej ciekawości tu chodzi. Wojskowe fotografie lotnicze są bardzo dokładnie datowane, co do minuty. I dzięki temu na przykład ustaliłem prawdziwą datę wysadzenia przez Niemców Zamku Królewskiego - przez wiele lat panowało przekonanie, że stało się to na przełomie listopada i grudnia 1944 roku, podczas kiedy naprawdę miało to miejsce między 8 a 13 września.

Czy zdjęcia lotnicze Białegostoku, które Pan prezentował, mogłyby posłużyć do podobnych badań historycznych?
- Na pewno. To byłoby ciekawe doświadczenie, bo Białystok bardzo się zmienił w stosunku do przedwojennego. Jest inny układ ulic, dużo nowych dzielnic, za to bardzo niewiele starej zabudowy. Jednak na zdjęciach lotniczych z 1944 roku widać kilka charakterystycznych obiektów, które pozwalają na identyfikację miejsc utrwalonych przez fotografa. Takie materiały mogą być pomocne nie tylko w pracach historyków, ale i urbanistów.

A czy któryś z nich zwracał się do Pana z pytaniem bądź prośbą o pomoc?
- Powiem szczerze - nigdy się to nie zdarzyło. Ani w Warszawie, ani w Białymstoku. Niestety, nie szanujemy tego, co jeszcze pozostało z dawnej zabudowy, niszczymy bezmyślnie tradycyjne układy urbanistyczne. Na ich miejsce stawiamy pseudowielkomiejskie bryły ze szkła i aluminium. I mamy w miastach albo ulice-wąwozy, przytłaczające człowieka wysoką, zwartą zabudową, albo budzące przerażenie, nieprzyjazne ogromne place. I w tym miejscu muszę pochwalić Białystok. Jestem tu pierwszy raz po 15 latach. I widzę same zmiany na lepsze. Podoba mi się tu zabudowa mieszcząca się w ludzkiej skali, latarnie świecące żółtym światłem, jak lampy naftowe. I kilka obiektów zabytkowych i sakralnych, które wyglądają jak piękne bibeloty.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny