Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rowerowy Białystok. Poznaj miasto z innej strony. Rowerzysta kontra pieszy, a jeździć trzeba.

Mirosław Miniszewski
Kiedy idzie grupa osób i widzą kogoś jadącego na rowerze, to zamiast iść tak, aby umożliwić mu przejazd, specjalnie zajmują cały chodnik, zmuszając go do zatrzymania pojazdu i zejścia zeń
Kiedy idzie grupa osób i widzą kogoś jadącego na rowerze, to zamiast iść tak, aby umożliwić mu przejazd, specjalnie zajmują cały chodnik, zmuszając go do zatrzymania pojazdu i zejścia zeń Fot. sxc.hu
Nie miałem dotąd pojęcia, że miasto i jego ulice z perspektywy rowerzysty wyglądają całkiem inaczej. Tym większy jest to dysonans, im w większym stopniu wykorzystuje się rower do celów praktycznych, a nie tylko rekreacyjnych. Staje się on w obecnych czasach normalnym narzędziem pracy i podstawowym środkiem transportu miejskiego.

Białystok zatkał się komunikacyjnie. W godzinach szczytu coraz trudniej przedostać się przez nasze ulice. Jak już się dojedzie do centrum, to trzeba jeszcze znaleźć miejsce parkingowe, co czasami graniczy z cudem. Trzeba jeszcze kupić bilet parkingowy, po który trzeba drałować nieraz kilkaset metrów, wrócić z nim, wypełnić go i pilnować terminu ważności. Wszystko to pochłania zbyt dużo czasu.

Komunikacja miejska? Jaka jest, każdy widzi. Co prawda autobusy są nowe, ale już z kupieniem biletu poza centrum miasta albo późno wieczorem jest poważny problem Do tego tłok i ogólny klimat - stosunek kierowców do pasażerów, pasażerów do współpasażerów - powoduje, że podróż autobusem jest cały czas czymś traumatycznym i do tego dosyć kosztownym (chociaż i tak jest taniej niż w innych miastach Polski). W takiej sytuacji pozostaje iść pieszo albo przesiąść się na rower, co wydaje się rozwiązaniem najsensowniejszym.

Na ten pomysł masowo wpadli już dawno mieszkańcy zachodniej Europy. Zwłaszcza Holandia przoduje pod tym względem, ale nie tylko ona. Niemcy i kraje skandynawskie są także przykładami modernizacyjnych rozwiązań ułatwiających życie rowerzystom. Tak już od kilkudziesięciu lat rower nie służy tylko rekreacji, ale jest podstawowym środkiem transportu ludzi udających się do pracy.

Grody zachodniej części naszego kontynentu są tak zorganizowane, że rowerzysta może bezkolizyjnie przejechać całe miasto i dotrzeć praktycznie wszędzie. Na ulicach np. Berlina nikogo nie dziwi widok rowerzysty w garniturze, z elegancką teczką na bagażniku albo statecznej i elegancko ubranej pani, która obuta w szpilki jedzie jednośladem do pracy.

Bicykl staje się koniecznością

W każdym bądź razie miałem dosyć korków, autobusów, samochodu i walki z biletami parkingowymi, które zużyte walają się ciągle po wnętrzu auta, i kupiłem sobie rower. Poza tym, że czas dojazdu do pracy zmniejszył mi się z czterdziestu do dziesięciu minut, to mój brzuch zaczął się wciągać, nadając nareszcie mojej sylwetce bardziej korzystny wygląd. Ponadto czuję się znacznie lepiej na ciele i umyśle (skutek ogólnego dotlenienia organizmu). Po kilku tygodniach poruszania się po Białymstoku rowerem mam kilka spostrzeżeń.

Nie miałem dotąd pojęcia, że miasto i jego ulice z perspektywy rowerzysty wyglądają całkiem inaczej. Tym większy jest to dysonans, im w większym stopniu wykorzystuje się rower do celów praktycznych a nie tylko rekreacyjnych. Rower staje się w obecnych czasach normalnym narzędziem pracy i podstawowym środkiem transportu miejskiego. Naprzeciw takim rozwiązaniom wyszedł nawet nasz fiskus. Od niedawna osoby prowadzące działalność gospodarczą mogą ująć zakup roweru w kosztach firmy i odliczyć podatek VAT. Uznano, że jest on równoprawnym środkiem transportu, takim samym jak samochód.

W sytuacji, po pierwsze: wzrostu cen paliw, po drugie: pełzającej katastrofy ekologicznej wybór roweru jest głosem rozsądku i decyzją, która już całkiem niedługo stanie się zwykłą koniecznością. W mieście tej wielkości, co Białystok jest rozwiązaniem idealnym i poza okresem, kiedy zalega śnieg, najsprawniejszym sposobem transportu. Dlatego też nie unikniemy i modernizacji, i rozbudowywania infrastruktury ułatwiającej cyklistom życie. Jednak nie tylko o ścieżki rowerowe chodzi. Zmianie musi ulec cały bagaż złych nawyków zarówno kierowców, jaki pieszych względem rowerzystów - potrzebujemy nowych wzorców kulturowych w tym względzie, bo na razie sytuacja jest naprawdę tragiczna.

Z tego, co wiem od innych rowerzystów, Białystok do niedawna był miastem skrajnie dla nich nieprzyjaznym. Ostatnie lata przyniosły pod tym względem zmiany. Tutaj trzeba się ukłonić w stronę władz samorządowych: wszędzie tam, gdzie budowane są nowe drogi, remontowane stare, pomyślano o rowerowych ścieżkach, których jest coraz więcej. Przy czym nie odbiegają one standardem od tych z miast zachodniej Europy. Pomimo ogromnych nakładów, które miasto w związku z tym niewątpliwie poniosło, ogólna sytuacja jest jednak daleka od zadowalającej, z powodów, z których kilka postaram się opisać.

Ścieżki rowerowe są tylko dla rowerzystów

Białostockie ścieżki rowerowe służą jako deptaki dla spacerowiczów. Rozpędzony rowerzysta musi bardzo często hamować, aby nie rozjechać ludzi, matek z dziećmi w wózkach. Nasi piesi nie zdają sobie po prostu sprawy z tego, że ścieżka rowerowa jest rodzajem jezdni, która nie służy do spacerowania. Pomijając już to, że przebywanie na niej grozi kolizją z rowerem (może być to równie niebezpieczne w skutkach, co wpadnięcie pod samochód) i jest niezgodnie z przepisami, to jest to zwykły przejaw braku kultury. Nie po to miasto wydaje miliony na infrastrukturę mającą w założeniu służyć cyklistom, żeby teraz korzystały z niej niefrasobliwie spacerujące sobie rodziny.

Ścieżki rowerowe są dobrze oznakowane. Stoją przy nich zwykłe znaki pionowe oraz na samej jezdni namalowane są na biało rowery. Jeśli, przechodniu, idziesz chodnikiem i widzisz takie znaki, zejdź z niego natychmiast. Stwarzasz poważne zagrożenie.

Postuluję, aby chodzenie po ścieżkach rowerowych było karane mandatami. Rozumiem, że dla białostoczan jest to nowość, ale nie wierzę, że aż tak trudno dostrzec oznakowanie. Mówiąc krótko: chodzenie po ścieżce rowerowej jest przejawem braku obycia. Nie po to lobby rowerzystów całe lata walczyło o korzystne dla siebie rozwiązania, żeby teraz cyklista musiał przepraszać, że jedzie po przeznaczonej dla siebie jezdni! Sam prawie co dzień spotykam się w czasie jazdy po ścieżkach rowerowych z pełnymi oburzenia komentarzami, że "jak tak szybko można jeździć po chodniku, przecież tu są dzieci".

Rowerzysta w starciu z kierowcą samochodu jest bez szans

Tam, gdzie nie ma jeszcze ścieżek rowerowych, rowerzysta musi włączyć się w ruch uliczny, co oznacza jazdę pomiędzy samochodami i autobusami. Jest nader często traktowany tam jak intruz. Trąbi się na niego, zmusza do zjeżdżania na chodnik, nie ustępuje się pierwszeństwa przejazdu tam, gdzie wymagają tego przepisy, itd. A to oznacza, że jazda rowerem po normalnej jezdni jest po prostu niebezpieczna. Kierowcę samochodu irytuje, że rowerzysta jedzie wolno i hamuje czasami ruch. Tak bywa, ale bez przesady - kilka sekund zwłoki nie jest aż takim problemem, żeby stwarzać zagrożenie. Kierowcy po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, że cyklista w starciu z samochodem nie ma szans i prawie zawsze taka kolizja jest tragiczna w skutkach. Nawet przy bardzo małej prędkości samochodu.

Rowerzysta jest na jezdni pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego. Ma takie same prawa i obowiązki jak inni. Ale w obecnej sytuacji to od kierowców samochodów zależy komfort i bezpieczeństwo na drodze. Rowerzysta po prostu nie ma nawet okazji być dla kierowcy poważnym zagrożeniem. Może co najwyżej zarysować komuś lakier. Jak z polską kulturą jazdy jest, każdy dobrze wie. Jeśli kierowca chce się przekonać o tym, jakie są realia, niech na jeden dzień przesiądzie się na rower. Od czasu, kiedy sam tak zrobiłem, radykalnie zmieniłem swoje nawyki w jeżdżeniu autem, z którego nadal czasami muszę korzystać.

Przechodniu, okaż odrobinę życzliwości

Kiedy mimo wszystko nie da się włączyć w ruch drogowy, pozostaje chodnik. Tutaj sytuacja jest naprawdę nienaturalna, bowiem nie służy on do tego celu. Na chodniku to pieszy ma pierwszeństwo i wszystkie przywileje. Wielu cyklistów zachowuje się statecznie: radykalnie zwalniają, przepuszczają przechodniów. Mimo tego piesi są w Białymstoku często bardzo nieżyczliwi w stosunku do rowerzystów. Specjalnie tarasują im drogę, nie pozwalają przejechać.

Codziennie się z tym spotykam. Kiedy idzie grupa osób i widzą kogoś jadącego na rowerze, to zamiast iść tak, aby umożliwić mu przejazd, specjalnie zajmują cały chodnik, zmuszając go do zatrzymania pojazdu i zejścia zeń. Często zdarzają się przykre i obelżywe słowa, niestosowne uwagi. Czy tak trudno pojąć, że rowerzysta też chce się gdzieś dostać, że - zwłaszcza w dzień powszedni - jedzie prawdopodobnie do pracy, że nie wadzi nikomu, że jedzie powoli i nie robi nikomu tego na złość? Odrobina dobrej woli załatwiłaby wszystko.

Miejmy nadzieję, że z czasem będzie przybywać ścieżek rowerowych. Są one potrzebne zwłaszcza w centrum miasta. Rozwój w tym względzie nie jest żadną ekologiczną fanaberią. Nie jest ekstrawagancją. Jest cywilizacyjną koniecznością. Docelowo, tak jak w innych miastach Europy, całe centrum miasta (nie tylko jego kawałek) powinno być w ogóle wyłączone z ruchu samochodowego i udostępnione wyłącznie pieszym i cyklistom. Jazda samochodem po mieście takim jak Białystok jest naprawdę przejawem wygodnictwa i wielkopańskich manier.

Liczyłem dokładnie: na przykład od rogatek przy wyjeździe na Warszawę do cmentarza na Dojlidach jest ok 30 minut jazdy rowerem. Z Zielonych Wzgórz na Wygodę podobnie. Jeśli po drodze rowerzysta nie musiałby walczyć ze zbyt wysokimi krawężnikami, nieżyczliwymi przechodniami, agresywnymi kierowcami, to czas ten byłby znacznie krótszy. Białystok z zachodu na wschód ma około 12 km, z północy na południe na najszerszym miejscu około 9 km. Rower porusza się z prędkością 20-25 km/h. Samochód jako pojazd miejski to dzisiaj w wielu przypadkach luksusowy dodatek - bardzo drogi dodatek, zwłaszcza w eksploatacji. Zakup dobrego roweru to ok. 1000 zł, jego użytkowanie kosztuje grosze. Nie zatruwa środowiska.

Nie zabija ludzi w wypadkach drogowych. Nie czyni ich kalekami. Już naprawdę nadszedł czas na masowe przesiadanie się na rowery. To, że ciągle jeszcze z tym zwlekamy, jest wynikiem wyłącznie uwarunkowań kulturowych. Wielu też ludzi, widząc co dzieje się na drogach, po prostu boi się przesiąść na rower.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny