Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Romuald Mineyko: Trzeba mieć marzenia

Alicja Zielińska
Jako nastolatek zawsze chciałem poznać świat - mówi Romuald MIneyko. Więc chciałbym, aby i te dzieci, dziś znajdujące się w trudnej sytuacji zobaczyły, że ten duży świat jest także dla nich, że mogą ze wszystkiego korzystać
Jako nastolatek zawsze chciałem poznać świat - mówi Romuald MIneyko. Więc chciałbym, aby i te dzieci, dziś znajdujące się w trudnej sytuacji zobaczyły, że ten duży świat jest także dla nich, że mogą ze wszystkiego korzystać Anatol Chomicz
To, co robi ojciec Edward Konkol i stowarzyszenie Droga ma przyszłość. Kiedy go słucham, to odnoszę wrażenie, jakby on przyjechał z Kanady, jakby tam się wychował - mówi Romuald Mineyko.

Kurier Poranny: W tym czasie, gdy Jan Sawicki, właściciel białostockiego Jaz-Budu remontował ze swoich środków budynek dla Domu Powrotu stowarzyszenia Droga, Pan zbierał pieniądze na ten cel w Montrealu i Ottawie. Jak udało się Panu przekonać swoich kolegów z Kanady do pomocy dla dzieci z dalekiego Białegostoku?

Romuald Mineyko, jeden z dyrektorów kanadyjskiej firmy Fednav Limited, który pomógł w powstaniu Domu Powrotu: W mojej firmie Fednav Limited ludzie wiedzą, że pochodzę z Białegostoku. Ja zawsze podkreślam, że jestem białostoczaninem. Chociaż wyjechałem z Polski na początku lat 80, podróżowałem wiele po całym świecie, wręcz nie ma miejsca, gdzie bym nie był - to jednak czuję się stąd, gdyż tutaj się wychowałem. Podstawy, które zdobyłem w Białymstoku przygotowały mnie do dalszego życia. Do dzisiaj pamiętam swoje przedszkole, szkołę podstawową, czy III Liceum Ogólnokształcące, gdzie zdałem maturę.

Pojęcie Białegostoku i Polski nie jest więc obce wśród moich koleżanek i kolegów z Kanady. Wiedzieli, że moja mama zmarła pod koniec listopada 2010 roku. Stosunki wśród pracowników w Fednav Limited są niemal rodzinne, bardzo dba się o ich życie prywatne, żeby byli szczęśliwi, bo wtedy lepiej pracują. Jeżeli ktoś jest chory, ma problemy, to wiemy o tym i pomagamy sobie. Taką miał wizję właściciel firmy Laurence Pathy od początku jej założenia i teraz to kontynuują jego dwaj synowie Paul i Mark, którzy przejęli zarządzanie.

Inspiracją dla Pana była współpraca Pana mamy, Maryny Mineyko ze stowarzyszeniem Droga. Od razu wiedział Pan, co chce zrobić?

- Wizja wytworzyła się tutaj, w rozmowie z ojcem Konkolem, wręcz w jaki sposób to ma wyglądać, kiedy razem oglądaliśmy budynek przy ul. Orzechowej, który Droga dostała od miasta. Generalnie ludzie chcą pomagać, tak jest w Kanadzie. Ale pomagają w sposób zorganizowany, na przykład głodnym dzieciom z Afryki, bo usłyszą w telewizji. Wiele osób ma w sobie potrzebę pomocy, więc była tylko kwestia przedstawienia tego, jakie są potrzeby w Białymstoku i co to ma być. Mój dyrektor naczelny poradził mi, żebym skontaktował się z szefową organizacji charytatywnej w Montrealu. I właśnie Belinda Pyle wytłumaczyła mi zasady rządzące działalnością charytatywną, jak stworzyć podstawy budżetu, założenia i rozpisać to wszystko na poszczególne etapy.

To brzmi jak program, bardzo metodycznie.

- Bo tak jest, dokładnie. W Kanadzie, a myślę, że w ogóle na Zachodzie działalność charytatywną traktuje się jak biznes. Ale biznes, którego zyskiem jest dobro innych. W związku z tym musisz sobie wszystko ułożyć, napisać plan, policzyć koszty. Musi być założenie, cel i powód, dla którego to robisz.

Robił Pan prezentacje, przedstawiał założenia. Z kim się Pan spotykał? Jak reagowano na projekt pomocy dla Domu Powrotu w Białymstoku?

- Zacząłem od najbliższego mi środowiska, swojej pracy. Fednav Limited jest prywatną firmą armatorską, żeglugową. Istnieje od 65 lat. Zajmuje się budowaniem statków, posiadamy ich aktualnie około 50, wiele statków też czarterujemy. Statki budujemy dla siebie, by przewozić towary, na które mamy kontrakty na całym świecie. W sumie zatrudniamy, poprzez swoich kontrahentów, ok. 10 tys. ludzi.

Pierwsze pytanie, jakie padły podczas spotkań, były następujące: jak długo dzieci będą przebywać w tej placówce? I na jakich zasadach wracać do swoich domów? Dla Kanadyjczyków jest oczywiste, że taki ośrodek po to istnieje, by przywracać dzieciom normalne dzieciństwo.

Dużo takich spotkań musiał Pan przeprowadzić?

- Sporo, żeby przekazać ideę tego przedsięwzięcia i przekonać do jej wsparcia, trzeba było wiele zrobić spotkań. Dwa ostatnie, które odbyłem, były z przedstawicielami organizacji charytatywnych, którym my pomagamy jako firma. W lutym robiłem prezentację dla naszej pracowniczej organizacji Fednav Community Employee Committee. Prezentacja została bardzo dobrze przyjęta, udało mi się uzyskać poparcie i zaangażowanie FCEC dla Drogi i Domu Powrotu, co w przyszłości ma pomóc finansowo w realizacji programów pomocy dla dzieci.
I oczywiście spotykałem się ze swoimi znajomymi, Polakami w Montrealu i z przyjaciółmi w Ottawie, którym opowiadałem o stowarzyszeniu Droga i powstającym Domu Powrotu. I oni także, na ile mogli wsparli nasze starania. Jak mówili, była to okazja do przypomnienia sobie związków z krajem.
Wierzył Pan, że ta akcja się uda?

- Ja z natury jestem optymistą i do wszystkich zadań podchodzę z wiarą, że się uda. Ale jak wychodzi - jak było w tym przypadku - to jest wielka satysfakcja. Raptem człowiek sam się zmienia. Praca na rzecz stowarzyszenia Droga wpłynęła też na moje życie w Kanadzie.

A jak w Kanadzie wygląda opieka i pomoc dzieciom z trudnych środowisk?

- W Kanadzie nie ma domów dziecka, sierocińców. Podstawą opieki i pomocy dla dzieci z rodzin niewydolnych wychowawczo są takie właśnie placówki jak Nasz dom ojca Konkola. Funkcjonują one jak rodziny. Czasami jest to normalny biznes - ktoś ma dom i podejmuje się takiej działalności, zatrudnia ludzi. Pieniądze daje państwo w zależności od liczby przebywających tam dzieci.

Są to stałe dotacje, co jest szalenie ważne, bo zapewniają one stabilizację w ich prowadzeniu. Taki system obejmuje dzieci samotne i z rodzin trudnych. Bo sytuacja pod tym względem w Kanadzie jest taka sama jak w Polsce. Są rodzice, którzy mają problemy z alkoholem, z narkotykami, czy problemy psychiatryczne. A dzieci są ofiarami tych sytuacji i tych problemów.

Więc to, co robi ojciec Konkol ma przyszłość. Kiedy go słucham, to mam wrażenie, jakby on przyjechał z Kanady, jakby tam się wychował.

Poza pomocą materialną dla Domu Powrotu, otwartym w ubiegłą sobotę, zaproponował Pan też wsparcie w organizowanie podopiecznym Drogi wyjazdów na obozy do Kanady.

- Jest taki plan. W lutym spotkałem się z szefową YMCA Strong Kids Campaign, która zajmuje się organizowaniem obozów młodzieżowych w Quebec, niedaleko Montrealu. Te obozy są nastawione głównie na dzieci, które potrzebują pomocy. Ale organizacja nie wyłącza dzieci rodziców, których stać na to, by za pobyt zapłacić. A ponieważ obozy te mają bardzo atrakcyjny program, to cieszą się popularnością i zawsze jest dużo chętnych na wyjazdy. Z tym, że nie ma tam żadnej segregacji - dzieci razem się bawią, pływają na kajakach, uczestniczą w zajęciach językowych.

Quebec jest głównie francuskojęzyczny, więc dzieciaki mają też okazję uczyć się francuskiego. Szefowa YMCA Strong Kids Campaign była zafascynowana moim pomysłem i wyraziła gotowość pomocy w organizacji przyjazdu na obozy dzieci z Białegostoku.

Kiedy na te obozy mogliby pojechać podopieczni stowarzyszenia Droga?

- W przyszłym roku, bo na te wakacje jeszcze nam się nie uda wszystkiego załatwić, za mało jest czasu. Dyskutowałem o tym z ojcem Konkolem, musimy dopiąć wiele spraw, spełnić formalności, po prostu wszystko dobrze zorganizować. To jest bardzo ważne, bo dobrze jest mieć marzenia, bez marzeń nic by nie wyszło, ale trzeba je realizować w zależności od możliwości. I to jest jedno z takich marzeń - moje i ojca Konkola, czuję że to nam wyjdzie. Jestem o tym głęboko przekonany.

Ja jako nastolatek byłem szalenie otwarty i odważny, zawsze chciałem poznać świat. I chciałbym, żeby te dzieci, dziś znajdujące się w trudnej sytuacji, zobaczyły, że ten duży świat to także ich świat i mogą ze wszystkiego korzystać. Bo tak naprawdę nie ma różnicy, skąd pochodzą.

Więc, jak powiedział o. Konkol, pozostanie Pan już na stałe przypisany do Domu Powrotu.

- Nie ulega wątpliwości, że tak będzie. Jestem przekonany, że moje dwie córki też będą związane z tą działalnością.

Przyjechał Pan do Białegostoku na trzy dni, na otwarcie Domu Powrotu. Z jakimi wrażeniami wraca Pan do Montrealu?

- Wrażeń mam bardzo dużo, przede wszystkim tych związanych ze stowarzyszeniem Droga. Poznałem wspaniałych ludzi, którzy bardzo ofiarnie zaangażowali się w powstanie Domu Powrotu. Jestem pełen podziwu dla Jana Sawickiego, prezesa Jaz -Budu. Gdy go poznałem, to miałem wrażenie jakbym spotkał brata, o istnieniu którego nie wiedziałem. Ten entuzjazm i chęć niesienia pomocy są fascynujące. Bardzo mi się też podobało, że sąsiedzi z ul. Orzechowej tak serdecznie i przyjaźnie są nastawieni do tej placówki.

Taka akceptacja jest potrzebna tym dzieciom, żeby się tam dobrze czuły. No i jestem zafascynowany zmianami, jakie się dokonują w Białymstoku. Białystok pięknieje, nabiera kształtu miasta nowoczesnego, ale i przyjaznego mieszkańcom. Widzę, jak się rozbudowuje, powstają nowe ulice, a jednocześnie centrum zrobiło się miejscem relaksu. Jestem dumny z tego, że pochodzę z Białegostoku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny