Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodziny zastępcze porzucają dzieci. To plaga

Julita Januszkiewicz
W ubiegłym roku z rodzin zastępczych wróciło ośmioro dzieci, w tym pięcioro z rodzin spokrewnionych
W ubiegłym roku z rodzin zastępczych wróciło ośmioro dzieci, w tym pięcioro z rodzin spokrewnionych
W ciągu trzech ostatnich lat rodziny zastępcze z Podlasia zwróciły 60 dzieci. - Opiekunowie przywożą je do nas i nie tłumaczą dlaczego. A dzieci przeżywają dramat - mówi Marek Iwanowicz, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Białymstoku.

Siedmioletnia Marlena jako małe dziecko trafiła do rodziny zastępczej. Ale po dwóch latach jej opiekunowie odwieźli ją do pogotowia opiekuńczego.

- Znalazłam ją tam przypadkowo. Zabrałam do siebie. Przeżyłam szok. To dziecko zostało potraktowane jak zabawka, która szybko się znudziła i wyrzucono ją w kąt - denerwuje się Anna Zieniewicz, dyrektorka Domu Dziecka w Krasnem.

Wspomina też historię dziewczynki, którą odesłano do domu dziecka, tylko dlatego, że przyniosła z przedszkola długopis.

To nie są wyjątki. Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Białymstoku podaje, że tylko w ubiegłym roku z rodzin zastępczych wróciło ośmioro dzieci, w tym pięcioro z rodzin spokrewnionych. A w ciągu trzech lat zwróconych dzieci było aż 60.

Okaleczona psychika

- To istna plaga - przyznaje Marek Iwanowicz, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Białymstoku. Przebywa tu obecnie takich porzuconych dzieci dziesięcioro. Czworo rodzeństwa przywieziono przed Wielkanocą, w Wielki Piątek. Po siedmiu latach w rodzinie zastępczej.

- Zanim nawiązaliśmy z nimi kontakt, były ogromne problemy. Dzieci uciekały. Miały pretensje do całego świata. Źle mówiły o swoich opiekunach - opowiada Marek Iwanowicz.

Odrzucenie przez rodzinę zastępczą na trwale odciska piętno w psychice dzieci. Przeżywają one podwójną tragedię, bo po raz kolejny zawiodły się na dorosłych.

- Najpierw same straciły rodzinę biologiczną, potem kiedy była już szansa, że ktoś wreszcie je pokocha, zostały ponownie odrzucone - mówi Grażyna Zimnoch, zastępca dyrektora Domu Dziecka nr 2 w Białymstoku. Opiekuje się właśnie ośmiorgiem dzieci, które wróciły z rozwiązanych rodzin zastępczych.

- Dzieci porzucone tracą wiarę w siebie, są nieufne - dodaje Anna Zieniewicz, dyrektorka Domu Dziecka w Krasnem. - Nie chcą walczyć, próbować i starać się. Bo i po co, skoro i tak nikt ich nie chce. Czują się gorsze, a przede wszystkim winne. Pytają, co one takiego złego zrobiły, że zostały odtrącone. Tym bardziej, że straciły kontakt z osobami, które zapewniały je o swojej miłości, przywiązaniu i zainteresowaniu

Rocznie z Krasnego do rodzin zastępczych trafia kilkoro dzieci, i tyle samo po jakimś czasie wraca.

To ciężki kawałek chleba

- Takie jest prawo. Rodzinę zastępczą ustanawia sąd i on ją rozwiązuje - wyjaśnia Iwona Andrzejewska, dyrektorka Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Białymstoku.

Obecnie w Białymstoku jest 199 takich rodzin. To o czterdzieści mniej niż siedem lat temu. Najczęściej tworzą je osoby spokrewnione z dzieckiem, na przykład wujek, ciocia, babcia czy starsze rodzeństwo. Jest też 20 rodzin niespokrewnionych oraz 11 zawodowych - wielodzietnych. W sumie przebywa w nich 325 dzieci, w tym najwięcej, bo 264 mieszka ze swoimi krewnymi.

- Żeby stworzyć taki dom, trzeba nie tylko spełnić różne kryteria oraz przejść przez badania i szkolenia, ale przede wszystkim mieć powołanie, bo to ciężki kawałek chleba - mówi Jolanta Perkowska, z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku.

Teoretycznie dziecko może przebywać w takiej rodzinie do ukończenia 18 lat. Ale życie pisze swoje scenariusze.

Przerastają je problemy

Bywa, że u dorosłych wygasa zapał, jaki mieli, kiedy tworzyli taką rodzinę. I nawet pieniądze, które dostają na dzieci nie są motywacją.

- Ja to rozumiem - mówi Grażyna Zimnoch, wicedyrektorka białostockiego Domu Dziecka nr 2. - Wszystko jest piękne na początku, gdy dzieci są jeszcze małe. Można je wtedy przytulać, bawić się z nimi. Kłopoty pojawiają się, kiedy idą one do szkoły. Nie wszystkie przecież świetnie radzą sobie z nauką. Zaczynają się buntować. Nie chcą chodzić do szkoły. Wagarują. I jest rozczarowanie.

Poza tym utarło się przekonanie, że wychowankowie “bidula" to dzieci trudne, zdemoralizowane. Mają one etykietę złych. Nie zawsze są akceptowane przez nauczycieli oraz rówieśników. Sytuacja często się pogarsza, kiedy wchodzą w trudny okres dojrzewania. Nastolatki popadają w konflikt z prawem, piją alkohol, biorą narkotyki, a nawet okradają swoich rodziców zastępczych. W końcu te problemy przerastają ich opiekunów.

- Pamiętam przypadek chłopców w wieku 10 i 14 lat. Kiedy cioci i wujka nie było w domu, to oni wszystko niszczyli. W końcu sami poprosili, by odesłać ich do pogotowia opiekuńczego. Może dlatego, że był tam większy luz - zastanawia się Jolanta Perkowska.

Wspomina też siedemnastoletnią dziewczynę, którą wychowywała starsza siostra. - Uciekła z domu, wpadła w złe towarzystwo. Teraz jest w ciąży ze starszym mężczyzną. Jej dziecko na pewno też trafi do placówki opiekuńczo-wychowawczej - mówi Jolanta Perkowska.

Konflikt z rodzicami, presja otoczenia

Rodzina zastępcza to nie adopcja. Ma obowiązek podtrzymywać więzi dziecka z biologicznymi rodzicami, żeby wróciły do swojego rodzinnego domu. I często to właśnie rodzice utrudniają kontakty dziecka z opiekunami. Są zazdrośni, gdy ich pociecha ma trafić do rodziny zastępczej i potem robi wszystko, by popsuć dobre relacje dziecka z nowymi opiekunami.

- I ta rodzina nie wytrzymuje tej wojny i odsyła podopiecznych do domu dziecka. Rodzice biologiczni wolą, aby ich dziecko było w placówce państwowej niż u obcych ludzi - mówi Jolanta Perkowska.

Lilia Bućko od trzech lat zawodowo prowadzi zastępczą rodzinę. Oprócz dwojga swoich, wychowuje pięcioro cudzych dzieci w wieku od 2 do 12 lat.

- To ogromne wyzwanie. Nie wszystkie dzieci przecież akceptują nową ciocię i wujka. Wolą ojca i matkę pijaków. Poza tym rodzice zastępczy są pod ciągłą obserwacją otoczenia, szkoły i kuratora. Banalny przykład, jeśli takie dziecko ma porwane kapcie lub plamę na koszulce, to zaraz wybucha afera. Trzeba być naprawdę psychicznie wytrzymałym - mówi Lilia Bućko. Ale podkreśla, że nawet przez chwilę nie pomyślała, by oddać dzieci. Jednak nie potępia osób, które tak robią.

Anna Zieniewicz, dyrektorka Domu Dziecka w Krasnem, twierdzi, że rodziny zastępcze nie zdają egzaminu.

- Ludzie są za słabo przygotowywani do wychowywania dzieci z dużym bagażem życiowych doświadczeń. Podchodzą do nich zbyt emocjonalnie. A tak nie można. Z takimi rodzinami powinien pracować sztab ludzi. Trzeba im przydzielić opiekuna na rok, na dwa, żeby je prowadził - uważa.

- Ważne jest też wsparcie psychologa i pedagoga - dodaje Marek Iwanowicz.

Jolanta Perkowska, z białostockiego MOPR, która od jedenastu lat zajmuje się rodzinami zastępczymi, zapewnia, że taki nadzór jest. Urzędnicy kontaktują się z rodzinami, odwiedzają je.

- Owszem, zdarzają się ciężkie chwile. Dlatego raz w miesiącu uczestniczymy też w tzw. grupie wsparcia. Spotykamy się z rodzicami zastępczymi oraz psychologami. Rozmawiamy o doświadczeniach, sukcesach, jak i porażkach. Takie rozmowy są bardzo potrzebne. Można bowiem wyrzucić wszystko co leży na sercu. U nas nie ma tematów tabu - podkreśla Lilia Bućko.

Z tej pomocy korzystają rodziny zawodowe. Ale spokrewnione już nie.

Marta Szczurko, mama zastępcza od kilku lat, uważa, że to błąd.

- Babcie zazwyczaj uważają, że skoro wychowały swoje dzieci, to i z wnukami sobie poradzą, bo tak zawsze było. Kiedy więc pojawia się trudności, to wstydzą się zwrócić po pomoc specjalistów. Kłopoty narastają. Z powodu tak tradycyjnego podejścia cierpią najmłodsi. Rodziny wtedy nie radzą sobie z problemami i dlatego odsyłają dzieci do domów dziecka - mówi Marta Szczurko.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny