Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina zastępcza stworzy prawdziwy dom

Julita Januszkiewicz
Henryk Blaszko często bawi się ze swoimi pociechami. Dzieci to uwielbiają.
Henryk Blaszko często bawi się ze swoimi pociechami. Dzieci to uwielbiają. Wojciech Wojtkielewicz
Każde dziecko powinno mieć kochający dom - nie mają wątpliwości Jolanta i Henryk Blaszkowie, którzy prowadzą rodzinę zastępczą. W Białymstoku jest ich 263. Ale według urzędników to wciąż za mało.

Duży, wygodnie urządzony pokój. Tomek siedzi grzecznie w kąciku kanapy. Z kolei dziewczynki z panem Henrykiem układają klocki. Blaszkowie mają pięcioro dzieci. Dwoje to ich własnych, a dla trojga są opiekunami. Dzieci mówią do nich “ciociu" i “wujku".

- Kocham dzieci. Od najmłodszych lat marzyłam, by mieć dużą, kochającą i szczęśliwą rodzinę - podkreśla pani Jolanta.

Dziewięć lat temu jej marzenie spełniło się. Wcześniej w gazetach dużo czytała o adopcjach. Bała się jednak, czy sobie poradzi w nowej roli. Przecież wychowanie dziecka to duża odpowiedzialność. W końcu razem z mężem dojrzała do decyzji, by założyć pogotowie opiekuńcze.

- Pomyśleliśmy, że jeśli nie damy rady, to przynajmniej nie wyrządzimy dzieciom krzywdy, bo w pogotowiu przebywają one tylko rok - mówi pani Jolanta.

Pierwsza trafiła do państwa Blaszko półroczna dziewczynka, z podejrzeniem AIDS. Oczywiście, na początku jej opiekunowie byli przerażeni. Nic nie wiedzieli o tej chorobie. Poza tym bali się o swoją córeczkę. Ale na szczęście, badania medyczne wykazały, że Karolinka jest zdrowa i nie ma wirusa.

Przez siedem lat mieszkało u nich trzydzieścioro dzieci, w różnym wieku, od niemowlęcia po nastolatka. Potem trafiły one do rodzin zastępczych lub wracały do rodziców biologicznych.
Trzyletnią Kasię znaleźli sami. Błąkała się tuż przed przejściem dla pieszych. Była brudna i zasmarkana. Miała na sobie tylko jednorazową pieluszkę, i o pięć numerów za duże kapcie. Jej matka zamiast zajmować się córeczką, piła. Blaszkowie postanowili się nią zaopiekować.

Różne problemy

Od dwóch lat prowadzą zawodową rodzinę zastępczą. Jak mówią, nie jest to łatwy kawałek chleba. Dzieci często mają poczucie winy oraz problemy emocjonalne. Trzeba pracować z każdym nad podniesieniem jego wartości. Ale są to dzieci, które potrzebują miłości i zainteresowania. - Zwłaszcza na początku jest ciężko. Okazuje się, że one nie znają reguł życia w rodzinie. Na przykład nie wiedzą, że trzeba dbać o higienę. Zwykłe mycie często stanowi problem. Właśnie wtedy wychodzi też na jaw, że maluchy były molestowane seksualnie. Tak było z trójką sióstr. Zaniepokoiło nas to, że podczas kąpieli dziewczynki dziwnie się zachowywały. Specjalista stwierdził, że były one wykorzystywane. Sprawą zajęła się prokuratura - wspomina pani Jolanta.

Kłopoty pojawiają się też wtedy, gdy dzieci idą do szkoły. Nie wszystkie przecież radzą sobie z nauką. Mają duże zaległości. Tak jak 9-letni Tomek, który jeszcze nie umie czytać.
Na początku nie wszystkie też akceptują nową ciocię i wujka. Wolą ojca i matkę pijaków. Niektóre płaczą z tęsknoty za nimi, zaś inne tłumią w sobie emocje. Bywa, że udają grzecznych, albo są agresywne. Z kolei starsze przejmują rolę dorosłych. I to też nie jest dobre.

- Była u nas trzynastoletnia dziewczynka, która próbowała opiekować się młodszym rodzeństwem, karmiła, myła je. Tłumaczyliśmy jej, że to nie należy do jej obowiązków. Magda przyzwyczaiła się do tej roli, ponieważ jej mama piła. Dziewczynka nigdy nie zaznała matczynego ciepła - opowiada pani Jolanta.
To nie adopcja

Rodzina zastępcza to nie adopcja. Jej celem jest dać dzieciom opiekę i jak najwięcej miłości. Ale ma ona obowiązek podtrzymywać więzi dziecka z biologicznymi rodzicami, żeby wróciły do swojego rodzinnego domu. - Robimy wszystko, by dzieci utrzymywały kontakt z rodzicami. Ale nie jest to takie proste - podkreśla pani Jolanta.

Poza tym często to właśnie rodzice utrudniają kontakty dziecka z opiekunami. Są zazdrośni, gdy ich pociecha trafia do rodziny zastępczej i potem robią wszystko, by popsuć te dobre relacje.
- Uważają, że zabraliśmy im je dla pieniędzy. Przynoszą słodycze, by udowodnić, że u nas nie ma co jeść. Tak chcą przekupić dzieci, pokazać, że interesują się nimi - dodaje.

Potwierdza to Janina Marlewska, która prowadzi rodzinę zawodową od dziesięciu lat.

- Rodzice czyhają na każde moje potknięcie. Gdy moi podopieczni mają u nich spędzić weekend, tłumaczę im, by nie traktowały tego jako kary. Wręcz przeciwnie, by wyobraziły sobie, że są z rodziny królewskiej, albo jakieś amerykańskiej, a one mieszkają w internacie - mówi.
Na szczęście rodziny zawodowe nie zostają same ze swoimi problemami. Raz w miesiącu spotykają się w tzw. grupie wsparcia, na które przychodzą inni rodzice zastępczy oraz psycholodzy i terapeuci.

- Rozmawiamy o doświadczeniach, sukcesach, jak i porażkach. Można wyrzucić z siebie wszystko co leży na sercu. Nie ma tematów tabu - przekonuje Jolanta Blaszko.

Nie żałują swoich decyzji

Żeby stworzyć ciepły i kochający dom, trzeba mieć powołanie. Pani Janina odkryła je w sobie, po tym jak w tragicznym wypadku straciła ukochanego syna.

- To była potrzeba chwili. Byłam samotną, zrozpaczoną wdową. Co prawda, miałam jeszcze jednego syna, ale on był już dorosły, zajęty swoimi sprawami. A w dzielnicy mieszkał siedemnastoletni chłopiec, który potrzebował wsparcia. Zaopiekowałam się nim - opowiada.
Potem miała półtora roku przerwy na przemyślenie i zastanowienie się, czy chciałaby to robić. Dziś nie żałuje tej decyzji.

- Do tego trzeba dorosnąć. Nie powinno być to spontaniczne - wyjaśnia.

Owszem bywają chwile, że jest zmęczona. Ale dzieci wynagradzają ten trud uśmiechem i przytulaniem.

- Kiedyś na pamiątkę dostałam śliczną laurkę od dziewczyny, która skończyła 18 lat. Proszę sobie wyobrazić, że zadzwoniła też jej matka, od której usłyszałam: “Pani Janino, kocham panią, bez pani nie dałabym sobie rady". Dla tak wspaniałych chwil chce się dalej pracować - uśmiecha się kobieta.

Rodziny zastępcze poszukiwane

Obecnie w Białymstoku funkcjonują 263 takie rodziny. Najczęściej tworzą je osoby spokrewnione z dzieckiem, na przykład wujek, ciocia, babcia czy starsze rodzeństwo. Są też 22 rodziny niespokrewnione oraz 10 zawodowych. W sumie przebywa w nich 345 dzieci, w tym najwięcej, bo 288 mieszka ze swoimi krewnymi. - Ale mogłoby być ich więcej - przyznaje Agnieszka Górska, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku.

Tym bardziej, że zmieniły się przepisy. Według prawa żadne dziecko poniżej siódmego roku życia nie może trafić do domu dziecka. Poza tym w rodzinie zastępczej nie może też przebywać więcej niż troje dzieci.

Każdy, kto zdecyduje się na rodzicielstwo zastępcze powinien zgłosić się do białostockiego MOPR - u. Rodzicem zastępczym może być zarówno osoba pojedyncza, jak i małżonkowie. Takie osoby nie mogą być pozbawione władzy rodzicielskiej, ani też nie może ona być zawieszona czy ograniczona. Poza tym nie mogą być karani. I muszą być zdrowi. W przypadku małżeństwa chociaż jedna z osób musi pracować.

Trzeba też przejść przez różne szkolenia. W tym czasie kandydaci spotykają się z psychologami oraz pedagogami.

Rodzina zastępcza zawodowa bądź niespokrewniona dostaje 1000 złotych miesięcznie na opiekę nad dzieckiem. Opiekunowie mogą też liczyć na dofinansowanie opłat za mieszkanie. Natomiast na konto rodziny zawodowej co miesiąc wpływa wynagrodzenie, które wynosi 2000 złotych brutto.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny