- Ale to nie przywróci naszemu ojcu zdrowia. Gdyby nie tamta zwłoka, to być może dałoby się ojcu uratować nogę i nie groziłaby mu amputacja drugiej – mówi z żalem pan Mariusz Dziemidow.
Niedziela na SORZ- w Śniadecji
Ojciec pana Mariusza ma 78 lat, mieszka w Białymstoku. Przeżył trzy zawały, cierpi na cukrzycę. W niedzielę 19 lipca trafił na SOR w szpitalu wojewódzkim w Białymstoku. Tego dnia Śniadecja miała dyżur.
- Spędził tam kilka godzin. Był odwożony i przywożony kilka razy. Nie wiem, dlaczego nie zostawiono ojca wtedy w szpitalu. Nie zrobiono nawet badania dopplerowskiego tak podstawowego przy takim schorzeniu nóg. Tylko te podstawowe: krew, mocz. Za to usłyszeliśmy od lekarza, że na ból najlepszy jest apap – opisuje Mariusz Dziemidow.
Ok. drugiej w nocy ojciec został przywieziony do domu. Ale już we wtorek 21 lipca rodzina wezwała karetkę.
- Jak przyjechała lekarka, to nie mogła uwierzyć, że dwa dni wcześniej nie zrobiono ojcu dopplera – opowiada pan Mariusz.
Pogotowie zabrało seniora na SOR do ... szpitala wojewódzkiego w Białymstoku. Bo Śniadecja znowu miała dyżur.
- Ojciec przebywał cały dzień i noc na SORZ-e. Chyba nie tak powinna wyglądać opieka nad chorym, który ponownie trafia na ten sam oddział – żali się Mariusz Dziemidow. - Na drugi dzień usłyszeliśmy tylko, że ojca przewożą do kliniki naczyń USK i tam go zostawiają.
Zobacz też:Tak wyglądają szpitale oddziały ratunkowe w Białymstoku
W USK rodzina usłyszała, że trzeba szykować się na najgorsze.
- Ponieważ nie mam możliwości podawania w domu leków uśmierzających ból, wyprosiłem o skierowanie ojca do szpitala. Został przyjęty na kardiologię. Jedna z lekarek obdzwoniła okoliczne szpitale, czy nie podjęliby się próby uratowania ojca. Zareagował szpital w Łapach – opowiada pan Mariusz
Z USK pacjent trafił 24 lipca do Łap, a rodzina złożyła skargę do dyrektora szpitala wojewódzkiego w Białymstoku na to, w jaki został potraktowany ich ojciec na SOR-ze.
Szpital wojewódzki: Sytuacja na SOR-ze nie powinna się zdarzyć
Rafał Tomaszczuk, rzecznik Śniadecji wyjaśnia, że po analizie sytuacji z 19.07.2020 w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, zostały przeprowadzone rozmowy wyjaśniające z personelem medycznym, który tego dnia obejmował pacjenta opieką medyczną.
- Według dyrekcji szpitala opisane zdarzenie nie powinno mieć miejsca i dlatego też personel został pouczony, co do konieczności bezwzględnie właściwej opieki sprawowanej nad pacjentami - mówi Rafał Tomaszczuk.
Rafał Tomaszczuk dodaje, że w dniu 21.07. 2020 r. po ponownym przyjęciu pacjenta oraz przeprowadzeniu badań diagnostycznych, podjęta została decyzja o konieczności przekazania chorego do kliniki chirurgii naczyń, która jako jedyna znajduje się w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku.
- Jeszcze tego samego dnia przeprowadzono konsultację wyników z lekarzem dyżurnym szpitala USK. Pomimo sugestii i prób natychmiastowego transportu pacjenta do kliniki chirurgii naczyń okazało się, że możliwe jest to jedynie w dniu następnym – tłumaczy rzecznik Śniadecji. - Zatem po podaniu leków przeciwzakrzepowych, przeciwzapalnych, przeciwbólowych oraz antybiotyku, pacjent został zatrzymany na noc w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Białymstoku, a kolejnego dnia przekazany został do poradni chirurgii naczyniowej USK zgodnie z zaleceniem chirurga naczyniowego, konsultującego pacjenta w dniu poprzednim.
Syn: ojcu to nogi nie zwróci
Mariusz Dziemidow mówi, że gdyby szpital powiedział, że ma kłopoty z transportem, to wsadziłby ojca na wózek i sam przewiózł na drugą stronę ul. Skłodowskiej do kliniki naczyń USK. ‘
- Ale największy żal do szpitala wojewódzkiego mamy, za tamtą niedzielę 19 lipca. Gdyby wtedy udało się szybko i odpowiednio zareagować, to ojciec nie musiałby przechodzić przez najgorsze. A wtedy nogę można byłoby uratować – mówi łamiącym głosem pan Mariusz.