Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica bitwy pod Grunwaldem. Podlascy rycerze już się szykują. (zdjęcia)

Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Na treningach pasjonaci średniowiecza ze stowarzyszenia Bellum et Populus doskonalą techniki walki. Na zdięciu Wiktor Poniatowicz.
Na treningach pasjonaci średniowiecza ze stowarzyszenia Bellum et Populus doskonalą techniki walki. Na zdięciu Wiktor Poniatowicz. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
17 lipca na polach Grunwaldu będzie największa inscenizacja bitwy z Zakonem Krzyżackim z 1410 roku. W obchodach 600-lecia polskiej wiktorii udział weźmie dwa tysiące rycerzy z Polski i zagranicy. Nie zabraknie odtwórców historycznych z Podlasia.
Grzegorz Stypułkowski pomaga zdjąć kaptur kolczy
Grzegorz Stypułkowski pomaga zdjąć kaptur kolczy Fot. Wojciech Wojtkielewicz

Grzegorz Stypułkowski pomaga zdjąć kaptur kolczy
(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)

Spędzą tam tydzień. To członkowie białostockiego stowarzyszenia rekreacji historycznej Bellum et Populus. Zanim wyjadą na Grunwald, w ten weekend wezmą udział w koncentracji wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego na terenie Białostockiego Muzeum Wsi w Osowiczach.

Lniane namioty, 10-litrowy kociołek, zbroje, miecze, tarcze i łuki. To podstawowe wyposażenie każdego rycerza udającego się na coroczną imprezę pod Grunwaldem.

- Cały ekwipunek pakujemy do samochodowej przyczepki i jedziemy na obóz - opowiada Lech Sawoń, prezes Stowarzyszenia Rekreacji Historycznej Bellum et Populus.

Nie jest to taki zwykły obóz. To Dni Grunwaldzkie. Przyjeżdżają na nie tysiące rekonstruktorów średniowiecza: bractwa rycerskie i rzemieślnicy z całej Polski i zagranicy. Przez prawie tydzień mieszkają w "Grodzisku Grunwaldzkim".

Lech Sawoń jeździ tam od ośmiu lat.- To niesamowite przeżycie - mówi.

Punktem kulminacyjnym imprezy jest inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem. Zwycięstwo nad Zakonem Krzyżackim 15 lipca 1410 roku, to największa wiktoria polskiego oręża. W tym roku przypada 600-lecie tego wydarzenia. Inscenizacja decydującej walki z krzyżakami, która jest organizowana od 12 lat, będzie więc tym razem jeszcze bardziej widowiskowa. Sprzymierzone wojska polskie i Wielkiego Księstwa Litewskiego pod wodzą króla Władysława Jagiełły stoczą zacięty bój z oddziałami wielkiego mistrza zakonnego Ulricha von Jungingena.
Scenariusz znany - Zakon Krzyżacki poniesie klęskę. Jak przed 600 laty.

Doroczne spotkanie na polach Grunwaldu

Na polu walki oraz w "Grodzisku Grunwaldzkim" i w tym roku nie zabraknie Podlasian. Jadą pod szyldem Bractwa Rycerskiego Ziemi Sokólskiej.

- Kiedyś działaliśmy w Sokółce jako bractwo - tłumaczy Lech Sawoń. - Ale przyszedł czas studiów i porozjeżdżaliśmy się w różne strony.

Lech Sawoń wyjechał do Białegostoku. Właśnie skończył historię na uniwersytecie. Postanowił i w Białymstoku zebrać grupę ludzi pasjonujących się średniowieczem. Rok temu z kolegami założył stowarzyszenie Bellum et Populus, które swoją nazwą nawiązuje do łacińskich określeń wojny i ludu. A zajmuje się rekonstrukcją historyczną z przełomu XIV i XV wieku.

Już we wtorek kilka osób ze stowarzyszenia wybiera się na Dni Grunwaldu.

- Chociaż w Białymstoku działamy jako Bellum et Populus, to na Grunwald tradycyjnie jedziemy jako bractwo - tłumaczy Lech Sawoń. - Zawsze jeździliśmy pod taką nazwą. Poza tym będą tam z nami nasi znajomi z Warszawy, Olsztyna, Torunia. Wszyscy mają korzenie w bractwie sokólskim. Oprócz świąt, to jedyna okazja, żeby się spotkać w starym gronie.

Na pola Grunwaldu w tym roku wybierają się też i nowi członkowie białostockiego stowarzyszenia.

- Dużo słyszałem o tej imprezie - mówi Wiktor Poniatowicz. - Chcę pojechać i zobaczyć, jak tam jest. Podobno wydarzenie daje energię do działania przez kolejny rok.

Grzegorz Stypułkowski, (na zdjęciu z lewej strony), Lech Sawoń (z prawej) i Krzysztof Fronckiel (z tyłu) sprawdzają uzbrojenie.
Grzegorz Stypułkowski, (na zdjęciu z lewej strony), Lech Sawoń (z prawej) i Krzysztof Fronckiel (z tyłu) sprawdzają uzbrojenie. Fot. Wojciech Wojtkielewicz

Grzegorz Stypułkowski, (na zdjęciu z lewej strony), Lech Sawoń (z prawej) i Krzysztof Fronckiel (z tyłu) sprawdzają uzbrojenie.
(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)

Bractwo rycerskie to nie gierka RPG

Wiktor Poniatowicz wcześniej interesował się fantasy. Z tego też powodu przystąpił do stowarzyszenia.

- Myślałem, że będziemy bawić się w jakieś elfy, gnomy czy smoki - opowiada Wiktor Poniatowicz. - Okazało się, że tu chodzi o coś zupełnie innego niż walkę ze smokami czy zdobywanie księżniczek.

- Dużo osób na początku właśnie tak myśli - dodaje Lech Sawoń. - Interesują się najpierw grami RPG. Przychodzą tutaj i widzą, że to nie to samo. Albo zostają albo się rozczarowują i wracają do swoich gierek RPG.

Jak tłumaczą rycerze, tu chodzi przede wszystkim o rekonstrukcję i zabawę z historią. Wiktor Poniatowicz też na początku był zaskoczony. Ale połknął bakcyla i pozostał w stowarzyszeniu.
Do Bellum et Populus przystąpili też Grzegorz Stypułkowski, student historii i Krzysztof Fronckiel, student AWF.

- To jest historia na żywo - opowiada Grzegorz Stypułkowski. - Można dotknąć zbroi. Zobaczyć jak to wyglądało i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Wcześniej na przykład nie miałem pojęcia, ile waży taka zbroja czy też, jak się czuje człowiek mając ją na sobie.

Zbroja, treningi i tańce

Hełm z przyłbicą, kolczuga osłaniająca tors i krtań, do tego metalowe naramienniki, nakolanniki i nałokietniki, no i obowiązkowo rękawice. To wszystko składa się na zbroję wojownika ciężkozbrojnego.

Każdy przystępujący do bractwa najpierw musi nauczyć się, jak zakłada się zbroję.
- Na początku nie jest to takie łatwe - opowiada Lech Sawoń. - Trzeba wiedzieć który element nałożyć najpierw, która część zachodzi na którą. Jeśli nie ma się praktyki, to ubranie zbroi może zająć nawet pół godziny.

Jednak gdy do walki trzeba przygotować się bardzo szybko, to pomoc kolegów jest nieodzowna.
Trzeba też mieć trochę krzepy by móc nosić średniowieczne uzbrojenie ochronne i jeszcze walczyć z przeciwnikiem na miecze. Bo zbroja waży wcale nie tak mało - około 30 kilogramów. Członkowie Bellum et Populus zapewniają jednak, że jest to w miarę wygodny strój. Nie odczuwa się też tak mocno jego wagi.

- Tak naprawdę ciężar zbroi rozkłada się na całe ciało - tłumaczy Wiktor Poniatowicz. - Można w niej robić praktycznie wszystko.

Na dowód swoich słów wykonuje fikołka na trawie. Podobno można nawet stanąć na głowie. Ale to już wyższa szkoła jazdy.

Niełatwą sztuką jest też nauka posługiwania się mieczem czy też tarczą. Członkowie stowarzyszenia techniki walki doskonalą na treningach. Ale nie wszystko w bractwie kręci się wokół walk. Chodzi również o poznanie kultury materialnej średniowiecza, jak na przykład jedzenie, picie, gry, zabawy, muzyka i taniec.

- Według starego celtyckiego przysłowia, jeśli ktoś chce być rycerzem, to musi najpierw nauczyć się tańczyć - mówi Lech Sawoń.

Bractwo organizuje też pokazy walk rycerskich na różnych festynach czy też innych plenerowych imprezach. Ale największą gratką jest jednak udział w inscenizacji bitwy pod Grunwaldem.

Tam wszyscy jesteśmy nienormalni

Podlaskie bractwo na polach Grunwaldu również i w tym roku zasili szeregi Chorągwi Gończej. Jednak zadania oddziału i scenariusz bitwy co roku nieco się zmienia.

- Zanim dojdzie do inscenizacji bitwy pod Grunwaldem, wcześniej mamy manewry i ćwiczenia - opowiada Lech Sawoń. - Poznajemy scenariusz, ustawienie naszej chorągwi, dowiadujemy sięjak poruszać się po polu walki i z kim się bić.

Dlatego też bractwa rycerskie do "Grodziska Grunwaldzkiego" przyjeżdżają kilka dni wcześniej przed decydującym starciem. Rozbijają namioty, gotują w kociołkach na ognisku, biorą udział w różnych turniejach, warsztatach i zawodach.

- Czasami ludzie pytają nas, czy na pewno jesteśmy normalni - mówi Lech Sawoń. - Biegamy w zbrojach, walczymy na miecze. Tam, na Grunwaldzie jest to normalne.

Tradycyjnie inscenizacja decydującej bitwy odbywa się w najbliższą sobotę po 15 lipca. Co roku bierze w niej udział ponad tysiąc rekonstruktorów. W tym roku organizatorzy spodziewają się około dwóch tysięcy odtwórców średniowiecznych ról. I jeszcze więcej osób oglądających widowisko.

Dla samych uczestników inscenizacji to nie lada wyzwanie. Na pole walki w całym rynsztunku wychodzą około godziny 13. Ale zanim na swoich pozycjach ustawi się ponad tysiąc rycerzy, mija godzina. I sama inscenizacja też trwa około godziny. A z nieba w tym czasie leje się żar.
- Temperatura w zbroi może dochodzić nawet do 50 stopni Celsjusza - tłumaczy Lech Sawoń. - Jest jak w piekarniku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny