Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Roberto Skolmowski: Czytając jesteś tam, gdzie nie możesz być

Urszula Krutul
Roberto Skolmowski: Przez to, że mogłem mieć książki określone wówczas jako prohibity, to wszystkie studentki polonistyki zabiegały o moje wdzięki (śmiech). I czytały razem ze mną.
Roberto Skolmowski: Przez to, że mogłem mieć książki określone wówczas jako prohibity, to wszystkie studentki polonistyki zabiegały o moje wdzięki (śmiech). I czytały razem ze mną. A. Zgiet
Rozmowa z Roberto Skolmowskim, dyrektorem Opery i Filharmonii Podlaskiej, o czytelniczych upodobaniach, czytaniu prasy i sposobach na podryw polonistek.

Roberto Skolmowski

Polski reżyser teatralny. Niegdyś dyrektor Naczelny i Artystyczny Wrocławskiego Teatru Lalek, dziś dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. W 1981 roku ukończył studia na Wydziale Lalkarskim wrocławskiej PWST, a w 1988 roku studia na Wydziale Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST. Jego debiutem reżyserskim było "Rigoletto". Później wyreżyserował m.in. "Carmen" i "Straszny dwór".

Kurier Poranny: Ma Pan w pamięci jakąś książkę, od której nie mógł się Pan oderwać?
Roberto Skolmowski: Tak. Całe życie czytałem. Pamiętam nawet jak to się u mnie zaczęło. Moja mama była śpiewaczką. Pracowała do późnych godzin nocnych. A ja nie lubiłem chodzić do przedszkola. Wolałem zostawać w domu. I zawsze rano czekałem, kiedy o 9 czy 10 mama otworzy oczy. I wtedy wskakiwałem jej do łóżka. Miałem taką wielką, przedwojenną książkę z baśniami braci Grimm, która była napisana gotykiem. I miała niesłychane ilustracje. Mama mi to czytała tłumacząc avista z niemieckiego. I te bajki towarzyszyły mi przez całe dzieciństwo. I potem, jak już się nauczyłem czytać, zacząłem czytać wszystko. I to bez umiaru. Wszystkie historie o latarkach pod pierzyną podczas czytania, to wypisz wymaluj moje dzieciństwo. Potem, kiedy tylko skończyłem szkołę podstawową, były to czasy kiedy trzeba było bardzo dużo czytać lektur i to było fantastyczne. Ja się nie brzydziłem nigdy czytania lektur.

Pamięta Pan jakieś historie związane z czytaniem w Pana życiu?
- Trafiłem na wakacjach w Bułgarii na dyrektora wydawnictwa Ossolineum. Który, podobnie jak ja, grywał w tenisa. I postanowiliśmy zagrać mecz. Miałem wtedy 16 lat i to był dla mnie mecz życia. Układ był taki, że jak wygram ten mecz, to on spełni moje największe marzenie. Czyli załatwi mi kartę do biblioteki Zakładu Ossolińskich. I ja ten mecz wygrałem. Nie wiem na ile mi pozwolił wygrać, ale wygrałem. I od 16. roku życia posiadałem własną kartę do biblioteki Ossolineum, gdzie trzeba było być studentem, żeby taką kartę mieć. Pamiętam napis, że to karta specjalna wydana za zgodą dyrektora. Co więcej! Miałem prawo do prohibitów. Przestałem chodzić do szkoły i miałem ogromne zaległości i ogromną liczbę godzin nieobecnych i nieusprawiedliwionych. Wychodziłem z domu rano i szedłem do Ossolineum czytać książki. A ponieważ wolno mi było dawać prohibity, w związku z tym mając lat 17 czy 18 rozczytywałem się w Gombrowiczu, w Kulturze Paryskiej. Czytałem to, co wówczas cały Wrocław podziemny czytał. To miało też wiele zalet. Jedną podstawową. Przez to, że mogłem mieć książki określone wówczas jako prohibity, to wszystkie studentki polonistyki zabiegały o moje wdzięki (śmiech). I czytały razem ze mną. To było świetne, bo można było podrywać śliczne polonistki. I to jest wielka, męska korzyść czytania książek (śmiech).

A jak to było później z czytaniem?
- Potem dalej było tak, że ja się zaczytywałem w książkach. A jeszcze później samo czytanie już mi nie wystarczyło i zacząłem pisać. Razem z Marysią Szajer tworzyliśmy jedyny w Polsce miesięcznik, który był wydawany przez studentów szkoły teatralnej. Tak jak "Drama review" w Nowym Jorku. I dla nas pisał prof. Raszewski, rozmawiał z nami prof. Adamski, Jerzy Grotowski. Można by tak wymieniać. Byłem też przewodniczącym Klubu 1212. To był taki klub, zrzeszający miłośników teatru. To było kilkanaście tysięcy młodych ludzi z całego województwa. Możliwość kontaktu z wielkimi była bardzo ważna w moim życiu. Człowiek zupełnie inaczej patrzy na świat, jeśli co chwilę spotyka kogoś niezwykłego. To niesamowicie kształtuje.

Można więc powiedzieć, że czytanie to pańska pasja?
- Tak. To jest coś niesamowitego. Mam w domu około 5 tysięcy książek. Miałem ich nieco więcej, ale już porozdawaliśmy niektóre, bo nie było na nie miejsca. A ponieważ wędrujemy ostatnio, to nawet nie mamy czasu ich wypakować. Wędrujemy z zapakowanymi w pudła książkami. Zawsze dom był pełen książek. To było zawsze to, czego byłem pewien. Co miałem. Nawet w moim oświadczeniu majątkowym piszę o tym, że mam kolekcję książek. Dużo w tym książek o teatrze. Dzisiaj jest trochę prościej, ponieważ jest internet i można już korzystać z zasobów bibliotek sieciowych. Oczywiście nic nie zastąpi szeleszczącego papieru.

Jak Pan czyta?
- Bardzo wcześnie wstaję. Budzę się koło 5 rano, schodzę na dół, robię sobie podwójne megaespresso i otwieram komputer, iPada, iPhona - co mam pod ręką - i pierwsze co robię, to czytam. Bardzo lubię wiedzieć co się dzieje na świecie. W związku z powyższym, przynajmniej godzinę rano zajmuje mi regularna prasówka. Mam swoje ulubione portale, z których korzystam. Są wśród nich też portale gazet regionalnych. Jedyne czego nie czytam, to są fora internetowe, bo to jest coś okropnego. Anonimowość forów internetowych pozwala na tanią odwagę. Ci, którzy piszą na forach to są biedni frustraci i bardzo im współczuję. To są ludzie, którzy leczą swoje kompleksy i frustracje, a nasz internet jest tego polem, bo podobnie jak papier, internet jest cierpliwy. Z tym, że za chwilę ten świat musi znormalnieć.

Wspomniał Pan o e-wydaniach gazet. Wnioskuję, że nie tylko gazety lubi Pan czytać w formie elektronicznej?
- Jestem gadżeciarz i strasznie mi się podobają możliwości, które daje iPhone czy iPad. I chętnie z tych możliwości korzystam. Kupuję książki w sieci. Jest to bardzo wygodne, bo mam sporą bibliotekę, która mieści się w małym urządzeniu. Ponieważ mam już 55 lat, to mam już problem z czytaniem. Nie wystarcza mi wystawienie za okno gazety (śmiech). A tu mogę sobie powiększyć czcionkę i to jest fantastyczne.

Czyta Pan dzieciom?
- To jest coś maniakalnego. Moi synowie to są czytacze. Czytamy im wszyscy - ja, żona. Mój starszy syn Robert przeszedł ze mną fenomenalną przeprawę przez książki. Myśmy razem czytali np. Pottera. Nasz rekord wynosi 9,5 godziny czytania non stop. Czytanie dzieciom nie udaje mi się zawsze, codziennie. Ale staram się. Mam trzech synów, wszystkim czytałem dopóki sami nie zaczęli czytać. A nawet kiedy Robert już potrafił czytać, to uwielbiał siadać i słuchać jak ja czytam. Czytanie książek to zawsze był u mnie w domu rytuał. Tak jak ja miałem z moją mamą, tak oni mają ze mną i z moją żoną. Pierwszy telewizor kupiłem dwa lata temu. Ale wolę czytać. Dzieciaki się wtedy lepiej chowają, mają lepszą wyobraźnię. Kształtuje im się trochę inny świat. Również jak prowadziłem Wrocławski Teatr Lalek, rozpętywałem co chwilę akcję czytania dzieciakom. Sam dziesiątki razy byłem zapraszany do przedszkoli czy szkół, żeby dzieciom czytać. Czytanie ma dzisiaj straszną konkurencję. Wymaga skupienia. Natomiast gra komputerowa jest czymś, co jest łatwe, przyjemne, lekkie i zabijające czas. Gry są takim debilizatorem. Stąd nie ukrywam, że mój syn ma program rodzicielski włączony w komputerze. Komputer się włącza na określoną liczbę godzin, o określonej godzinie zawsze się wyłączy. Raz w tygodniu może pograć przez godzinę czy dwie. Nie wyobrażam sobie jak można nie czytać. Teraz nie mam tyle czasu na czytanie książek, co zawsze. Natomiast muszę przyznać, że moje akumulatory przez 40 lat życia czytania gigantycznej liczby książek są rewelacyjnie naładowane. Przez czytanie człowiek zyskuje ogon kulturalny. Największym nieszczęściem naszych czasów jest to, że ludziom się skraca ten ogon, czyli zaplecze ludzkiej myśli, ludzkiej wyobraźni. Okropnie trudno rozmawiać z drugim człowiekiem, kiedy on nie ma tego ogona. On rozumie tylko fragment świata. Nasze oglądanie świata bez czytania jest powierzchowne i nic nie warte. Bo wtedy zaczyna panować ignorancja. I ona jest największym nieszczęściem, jakie może człowieka spotkać.

Powiedział Pan na początku naszej rozmowy o baśniach braci Grimm. Która z baśni czy bajek, była Pana ulubioną w dzieciństwie?
- Na pewno taką historią był "Mały Książę" Antoine'a de Saint-Exupéry'ego. Nie miałem jednej ulubionej bajki. Pochłaniałem wszystko. Wiem na pewno, że przez całe życie uwielbiałem wierszyki Jana Brzechwy, cały ten Zwierzyniec. I wie Pani co? Gdzieś w dzieciństwie jeden z wujków kupił mi płytę z Kabaretem Starszych Panów. Miałem wtedy może 5, może 6 lat. Jeremi Przybora to był wielki poeta. I to jest chyba najwspanialsza lektura, choć śpiewana. Podobnie twierdzą moje dzieci, które zaraziłem miłością do Przybory.

Jak by Pan zareklamował czytanie ludziom, którzy po książki czy gazety nie sięgają?
- Czytam, więc jestem człowiekiem. Bo nawet jeżeli gdzieś nie możesz być, to czytając tam jesteś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny