Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Stiller: Zdarzyła nam się upiorna historia

Joanna Kuciel
Zapytaliśmy Roberta Stillera związki z naszym miastem, a także m.in. o to, dlaczego sam siebie przedstawia jako osobę kontrowersyjną.
Zapytaliśmy Roberta Stillera związki z naszym miastem, a także m.in. o to, dlaczego sam siebie przedstawia jako osobę kontrowersyjną.
Znany tłumacz i pisarz stara się o odzyskanie budynku po fabryce przy ul. Orzeszkowej w Białymstoku.

Robert Stiller

Robert Stiller

Robert Stiller - pisarz, tłumacz, poliglota. Urodził się w 1928 roku w Warszawie. Zna ponad 60 języków, z tego czynnie 30.
Najbardziej jego znane przekłady to dzieła Vladimira Nabokova i Anthony'ego Burgessa.
Oprócz tłumaczeń jest znany jako autor książek i esejów o charakterze językoznawczym oraz sztuk teatralnych, a także jako współzałożyciel żydowskiej gminy reformowanej i propagator odrodzenia judaizmu reformowanego w Polsce.
W 2005 r. kandydował do Sejmu z ramienia Platformy Janusza Korwina-Mikkego.

Obserwator: Historia mąjątku Pańskiej rodziny w Białymstoku to opowieść z dreszczykiem.

Robert Stiller: Rzeczywiście, dosyć upiorna. Okazało się, że nieruchomość prawie w centrum Białegostoku, należąca do dziewięciu osób z mojej rodziny, została nielegalnie sprzedana przez dwóch z tej dziewiątki, bez wiedzy i zgody pozostałych siedmiorga. Nieruchomość ta obejmuje spory plac i stojący na nim budynek, w którym niegdyś mieściła się fabryka, oraz kilka mniejszych zabudowań: magazyny, warsztaty itp. W tym dużym budynku, pomijając wartość zabytkową, można by spokojnie umieścić, po remoncie i modernizacji, kilkunaście mieszkań.

Czyli Pan nie wiedział, że waszą posiadłość przejęła prywatna firma, która dokonała tam już daleko idącej dewastacji?

- Absolutnie nie. Raptem okazało się, że dwaj ze spadkobierców, moi kuzyni Bohdan Letowt i Piotr Letowt, po cichu sprzedali naszą własność. Oczywiście popełnili w ten sposób ciężkie przestępstwo. I wyobrażali sobie, że ujdzie im to na sucho.

Pan spodziewa się, że ten majątek wróci do Państwa rodziny?

- Ja się nie spodziewam. Ja wiem. Bo to jest więcej niż oczywiste. Bądź co bądź, nie żyjemy w dżungli, chociaż oni zamieszkali w Afryce Południowej. Może dlatego zapomnieli, że tu jest Europa i że Polska leży w Unii Europejskiej.

Ale nie mają takich długich rąk, z Afryki do Białegostoku. Ktoś ich tutaj wyręcza?

- Oczywiście. Czynią to dwie ściśle związane ze sobą firmy: Yuniversal Podlaski i Belveder Podlaski. Jedna kupiła od nich naszą własność, druga przystąpiła do jej niszczenia. Ale wiem, że już wstrzymano rozbiórkę budynków. To dopiero początek sprawy i robi się ona coraz ciekawsza. Bo chociaż jej wynik jest z góry przesądzony na naszą korzyść, to po drodze mogą się zdarzyć różne ciekawostki. Najprościej mówiąc: czy te firmy należą do grupy oszukanych, czy oszukujących? Ja stawiałbym na to pierwsze. Bo za tym chyba przemawia i zdrowy rozsądek tych firm, i poczucie przyzwoitości. Spodziewam się, że te firmy nie wiedziały, jak moi kuzynowie je oszukują. Jednak musieli zapłacić tym przestępcom i teraz powinni to odzyskać: ale od nich, nie od nas. I to jest problem tych - być może - nie dość ostrożnych firm, ale na pewno nie nasz. My natomiast, czyli siedmioro pozostałych spadkobierców, po prostu odzyskamy swoją własność.

W jaki sposób ten budynek i posiadłość trafiły do Pańskiej rodziny?

- Kupił je w latach 90. mój kuzyn, który wkrótce umarł, a po nim je odziedziczyła jego matka, czyli moja ciotka Bolesława Kozłowska. Ona z kolei zmarła w roku 1998 i cały majątek odziedziczyło dziewięcioro spadkobierców.

A skąd Pańska rodzina w Białymstoku?

- To bardzo skomplikowana rodzina. Po mojej matce wywodzimy się w połowie z Kresów Wschodnich. Ta ciotka osiadła jako nauczycielka na wsi pod Sokółką i wyszła za mąż za wieśniaka, wspaniałego człowieka, który wykształciwszy się, został mierniczym przysięgłym. Kiedy w niesamowitych okolicznościach zginął przy pracy na bezludziach, rażony piorunem, wdowa z synem osiadła w Białymstoku. Ja z kolei urodziłem się w Warszawie, ale przez pięć lat od niemowlęcia żyłem w majątku dziadków na Nowogródczyźnie. Od tej strony jestem krwi polsko-białorusko-litewsko-tatarskiej: moja ukochana babka była czystej krwi Tatarką.

A skąd ci przebiegli kuzyni?

- Ich ojciec, pierwszorzędny specjalista od szkół rolniczych, był nie tylko moim wujkiem, ale i serdecznym przyjacielem. Piotr i Bohdan zaś, chociaż formalnie moi kuzynowie, byli dziećmi, kiedy ja już dorosłem. Chwilami niemalże ich wychowywałem. Ale od kilkudziesięciu lat nie mieliśmy już ze sobą żadnego kontaktu. To okropne, że charakter ich tak się zdegenerował.

Więc Pan jest nie tylko wielojęzyczny, ale i wywodzi się z mieszanki wielu narodowości. A jaki udział ma w tym krew żydowska?

- To z kolei po ojcu, który był rdzennym Krakusem, ale pochodzenia austriacko-alzacko-żydowskiego. Ustaliłem to bardzo późno, jako człowiek 40-letni, docierając do tego w Londynie. Ojciec mój ukrywał to pochodzenie i manifestował raczej antysemityzm. Ale mnie jakaś tajemnicza siła ciągnęła do żydostwa i już w roku 1948 chciałem wyemigrować do Palestyny, wstąpić w szeregi podziemnej organizacji zbrojnej Hagana, ale ojciec uniemożliwił mi ten wyjazd.

Pan tego jednak nie ukrywa?

- Przeciwnie! Jestem ze swego pochodzenia dumny, a nawet je manifestuję. Nauczyłem się jidysz i hebrajskiego, wydałem szereg książek judaistycznych, jestem też założycielem i przewodniczącym żydowskiej gminy reformowanej.

Czy spotyka się Pan z antysemityzmem?

- Jakoś tego nie zauważam. Wydaje mi się, że w Polsce antysemityzm pojawia się już dość rzadko, a jeżeli już, to wśród ludzi prymitywnych. Natomiast my, jako gmina reformowana, miewamy problemy raczej z organizacjami Żydów podających się za ortodoksów.

Na czym to polega?

- Mówiąc w ogromnym skrócie: nas obchodzi przede wszystkim etyka i kultura. Dla nas bycie Żydem to zaszczyt i zobowiązanie. A dla nich w znacznej części, niestety, biznes.

Nie zapytam stereotypowo: ile języków Pan zna? Bo wiadomo, że trzydzieści. Ale czy nadal Pan pisze i tłumaczy?

- Oczywiście! Mniej więcej po dziesięć książek rocznie, przecież w sumie wydałem ich trzysta. A teraz - pewnie się Pani będzie śmiała - tłumaczę komplet powieści o Jamesie Bondzie. Mało kto uświadamia sobie, że to bardzo wartościowa literatura.

Dlaczego się Pan deklaruje jako postać kontrowersyjna?

- Bo taki jestem. Całe życie walczę. Dlatego rzadko bywam traktowany obojętnie. Na ogół jedni kochają mnie lub szanują, a drudzy boją się lub nienawidzą.

A propos kochania: podobno lubi się Pan żenić?

- Czy ja wiem? Prawdą jest, że od szesnastu lat mam szóstą żonę i jest to nie tylko genialna piosenkarka, ale także moje najlepsze małżeństwo.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny