[galeria_glowna]
W październiku 2005 roku pojawił się na deskach Teatru Rozrywki w Chorzowie "Odjazd", a jesienią 2009 roku płyta o takim samym tytule. To opowieść o pasażerach pociągu, który utknął w zaspie.
- Takiej życiowej zaspie.
Ale prawdziwej chyba też?
- No tak. Pociąg staje na bocznicy kolejowej, a wewnątrz ważą się losy ludzkie i charaktery. Między ludźmi mocno iskrzy. Sztuka opowiada o pasażerach, którzy ze względu na zasypane tory byli zmuszeni spędzić noc na maleńkiej stacji kolejowej.
To tak jak "Bal na dworcu w Koluszkach".
- Prawie (śmiech). Musieli jakoś przetrwać, ale wiadomo, że w takiej nerwowej sytuacji wychodziły prawdziwe charaktery, emocje, które dały szansę i autorce tekstów Ance Saranieckiej, i mnie na wyrażenie tych napięć w piosenkach. Było o czym pisać. Powstały utwory o życiu tak uniwersalne, że mogły pojawić się na płycie. Bo zostały przeciwstawione sobie archetypicznie różne ludzkie typy. Opisujemy, jak osoby, które mogą mieć do siebie pretensje, zachowują się w sytuacji stresowej. I nie mają szans dogadać się ze sobą.
To jak się kończy ta sztuka? Pociąg rusza czy wszyscy się na koniec zabijają i
krew płynie strumieniami?
- Tutaj obficie płynie krew, ale z ran psychicznych, które są pootwierane. Dużo dzieje się w sferze emocjonalnej i moralnej. W tak skrajnych sytuacjach ujawniają się bardzo różne rzeczy. Okazuje się, że jest zimno, nie ma dość jedzenia, nie ma koców. Odbywa się atawistyczna walka i wychodzą z tych ludzi nie najlepsze cechy. Niektórzy dla własnego interesu są w stanie odebrać coś komuś, kto w takim momencie bardziej tego potrzebuje. Ale są też wątki przebaczenia. O miłości po przejściach, o takiej, która się przeradza w przyzwyczajenie. Nie trzeba jakichś postaci wyssanych z palca, żeby odnaleźć takie sytuacje w życiu.
Śpiewasz o kłamstwie, które jest jak drzazga, a kto, Twoim zdaniem, najwięcej w Polsce kłamie?
- Zastanawiam się, czy coś się zmieniło przez lata, przez wieki. Zawsze byli ludzie, którzy kłamali w swoim dobrze pojętym interesie. Tutaj nie odkryję Ameryki, że w tej grupie mieści się wielu polityków, ale nie tylko. Może bardziej widoczne jest to w tym naszym XXI wieku, że w życie wkradł się jakiś relatywizm. Ocenianie, co już jest kłamstwem, a co jeszcze naginaniem rzeczywistości, jest coraz trudniejsze. Zdefiniowanie, czym jest uczciwość, prostolinijność, szczerość też sprawia wielu ludziom kłopot, nawet na własny użytek. A powinno być jakieś miejsce na refleksję i wszystkim ono dobrze zrobi.
Pytasz "kim będę, gdy sprzedam się" i to w dodatku używając słów nieparlamentarnych.
- Ojejku, to są środki artystyczne. Tyle różnych środków artystycznych zostało użytych w sztuce, że tak naprawdę powinna przemawiać tylko wartość sztuki.
Renata Przemyk sprzedała się jako artystka?
- Ja z tych staroświeckich. Na ile jestem w stanie nad swoją sztuką zapanować, to panuję. Nie byłabym w stanie spać spokojnie, gdybym zaprzedała swoje ideały dla paru złotych więcej. W 2009 roku obchodziłam 20-lecie pracy artystycznej i myślę, że mogę spojrzeć w lustro. Uprawiając taki zawód, jesteśmy na celowniku i ludzie mają prawo nas oceniać, szanować lub nie.
A jak się prowadziło festiwal w Sopocie z Janem Pospieszalskim?
- Cha, cha, przez 20 lat różne rzeczy zdarzyć się mogą. To był 1995 rok. Dałam się sprowokować, to było wielkie wyzwanie i nie bardzo wiedziałam, na co się porywam. Okazało się, że materiały dla nas przygotowane były nierzetelne. Pomylone nazwy zespołów, nazwiska, tytuły piosenek. Z Jankiem pracuje się fantastycznie, ale mieliśmy mnóstwo nerwów. Nie wiem, czy teraz byłabym taka odważna, trzeba być nieświadomym niebezpieczeństw.
Są w Polsce artyści, o których można pomyśleć, że przede wszystkim chcieliby się pokazać w prasie kolorowej, a Ty uciekasz na wieś, znikasz.
- Ja jestem typem outsidera i bardzo dobrze czuję się z boku. To nie jest kwestia trzymania dystansu. Naprawdę kocham muzykę, lubię śpiewać, lubię tworzyć, a że z tym się wiąże życie publiczne? Przyjmuję je na klatę i z godnością, ale nie to było moim głównym celem. Kiedy mam coś do powiedzenia, jest nowa płyta czy sztuka teatralna, wtedy chętnie o tym opowiadam. A moje prywatne życie nie jest szczególnie ciekawe i to jest, za przeproszeniem, moje życie, a ja nie jestem typem błazna. Jak ktoś się w takiej roli dobrze czuje, to jego sprawa.
Czym się zajmujesz, kiedy nie śpiewasz, komponujesz, występujesz?
- Szybciuteńko, w przerwach, wychowuję siedmioletnią dziewczynkę. Zajmuję się domem, pieczemy ciasteczka, robię wszystko to, co u nas w Polsce robi większość kobiet. Ale też przygotowuję nowe materiały, gram sporo koncertów, trudno o jakąkolwiek regularność. Córce zaczęła się szkoła, więc to kolejne wyzwanie. Próbuję jakoś to wszystko pogodzić i ułożyć w całość. Rozpisuję nawet harmonogramy, ale kiedy zaczynają się koncerty, wszystko bierze w łeb. A nie daj Boże jakieś przeziębienie i trzeba się pożegnać z jakimkolwiek planem. Odśnieżam też, bo mieszkam pod Krakowem.
Mam nadzieję, że przedrzecie się przez śniegi na sobotni koncert?
- Wyjedziemy z dużym wyprzedzeniem. Zaśpiewam z akustycznym trio, to będą piosenki z ostatnich 10 lat i połowa piosenek z nowej płyty "Odjazd".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?