Zamiast przekonać tych, którzy zostali w domu, prezydent wolał połasić się do wyborców Pawła Kukiza. Fatalna decyzja - potwierdziła to druga tura. I choć Bronisław Komorowski z urzędem pożegnał się miesiąc temu, to jest on największym przegranym ostatniej niedzieli. Bo już teraz w ciemno można obstawiać, że będzie oceniany nie przez pryzmat pięcioletniej kadencji, a tego, co wydarzyło się 6 września.
Nie mogło być inaczej, skoro nawet potencjalni adresaci referendum: PO i Paweł Kukiz nie zrobili nic poza minimalnym minimum. Niby słali umizgi, jak dla nich ważne jest to głosowanie, ale tak naprawdę całą parę skierowali w układanie list wyborczych. A przecież gra - w przypadku JOW-ów - warta była świeczki. Ważne referendum w tej materii to zarazem otwarta droga do podważania legitymizacji parlamentu wybranego 25 października. A wtedy przedterminowe wybory oparte o nową ordynację wisiałyby na włosku. Tymczasem z dużej chmury wyszła posucha.
Historia ponoć lubi się powtarzać. Jesienią 1987 roku ówczesna władza próbowała uratować to, co było nie do uratowania (potwierdził to rok 1989). Opozycja odpowiedziała napisami na murach "Referendum to kosztowna farsa". Ta teza wsparta nieważnym wynikiem, jak ulał pasuje do niedzielnego głosowania. Nie tylko ze względu na 84-milionowe koszty, ale też pauperyzację samej idei referendum: rozmienienia na drobne za cenę dzierżenia władzy.
Na koniec jeszcze jedno. Skoro w czerwcu Grecy, ponoć na skraju upadku, w mig podali wyniki referendum (emocjonowała się nim nie tylko Europa), a nad Wisłą czeka się nazajutrz do godz. 15.30, to kiepski mamy prognostyk przed 25 października. I nie dlatego, że będzie zmiana czasu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?