Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Redliński: Jaruzelski wybrał mniejsze zło

Rozmawiał Jerzy Szerszunowicz
Edward Redliński, autor słynnej "Konopielki” i kontrowersyjnego "Krfotoku” - alternatywnej wizji najnowszej historii Polski, w której nie było stanu wojennego.
Edward Redliński, autor słynnej "Konopielki” i kontrowersyjnego "Krfotoku” - alternatywnej wizji najnowszej historii Polski, w której nie było stanu wojennego. fot. Bogusław F. Skok
W niedzielę, 13 grudnia 1981 roku, poczułem autentyczną ulgę. Gdyby generał Jaruzelski nie wprowadził stanu wojennego, mogłoby dojść do wojny domowej - mówi Edward Redliński, autor słynnej "Konopielki".

Kurier Poranny: W 1998 roku ukazał się "Krfotok, czyli stanu wojennego nie było". Pańska wizja alternatywnej historii była tak upiorna, że z miejsca okrzyknięto książkę "paszkwilem na Solidarność", zyskał Pan miano panegirysty generała Jaruzelskiego. Po co Pan napisał tę książkę - żeby jątrzyć, narobić szumu wokół siebie?
Edward Redliński : Napisałem "Krfotok" ze wstydu za siebie i innych twórców, za intelektualistów i autorytety moralne - za wszystkich tych, którzy mogli, ale nie przemówili w obronie twórców stanu wojennego. Nikt nie stanął w ich obronie, choć w chwili jego wprowadzania ponad 80 procent społeczeństwa uważało, że to słuszne posunięcie. A potem wciąż, pomimo upływu lat, mimo antyjaruzelskiej propagandy, połowa narodu akceptowała nadal tę decyzję. Ale akceptowała anonimowo - w anonimowych sondażach. Jawnie bronili generała nieliczni.

Nie bał się Pan, że przyznając się do tak "niepoprawnych politycznie" poglądów, zaprzepaści Pan swój dotychczasowy dorobek i pisarską przyszłość? Przecież powszechnie nazywa się stan wojenny zbrodnią na narodzie polskim...
- Ależ bałem się, i to jak nigdy w życiu. Boję się także teraz - udzielając tego wywiadu. Czego się bałem? Losu Żukrowskiego, Bratnego, Mikulskiego, których zgilotynowano, choć byli sto razy potężniejszymi ode mnie. Pisałem "Krfotok" w śmiertelnym napięciu. I w wielkim pośpiechu.

Goniły Pana terminy wydawnicze?
- Nie. Latem 1998 roku pojawiły się informacje o fatalnym stanie zdrowia generała. Obawiałem się, że kolejnej 13-grudniowej obławy nie przetrzyma. A bardzo chciałem, żeby generał - póki jeszcze żyje - przeczytał, że nie wszyscy stchórzyli, wyparli się go, opuścili... Zrobiłem wszystko, co mogłem, by książka wyszła przed 13 grudnia. Udało się. Przesłałem mu książkę. W dedykacji napisałem, że wielce szanuję go za mądrość, odwagę i niezłomność. Później, w dedykacji do "Transformejszen" napisałem, że naród doceni jego decyzję, ale dopiero za dwa-trzy pokolenia.
Generał odpisał?
- Podpisał mi dwie swoje książki: "Stan wojenny. Dlaczego?" i - niedawno - “Pod prąd". W obydwu dedykacjach powtarza się "podziw dla talentu", szacunek dla odwagi".

Doszło do spotkania odważnego pisarza z odważnym wojskowym?
- Tak. Pan prezydent Jaruzelski zaszczycił mnie dwoma rozmowami.

W bezpośrednich kontaktach nie zdarzyło się nic takiego, co zmieniłoby Pana opinie o generale?
- Wprost przeciwnie. Podziwiam go i darzę jeszcze większym szacunkiem.

Jak to możliwe? Stan wojenny nie pozostawił w Panu żadnych przykrych wspomnień?
- Ależ pozostawił. Nawet bardzo straszne. 31 grudnia, w sylwestra, koło południa, esbecka ekipa najechała mój dom we Frampolu. Mój kuzyn, wówczas student, i pięcioro jego przyjaciół, siedząc w mojej chacie na odludziu, pod lasem, zobaczyli nagle za oknem... Co? Lufę skota! Esbecy wpadli do środka. Kopali chłopaków, upokarzali dziewczyny, przewrócili wszystko w domu i na strychu do góry nogami. Ekipę stanowiło dwóch milicjantów, jeden dwumetrowy zomowiec, trzej żołnierze i dowódca w cywilu. Rezerwiści byli zażenowani, trzymali się z dala, popisywał się cywil. Zabawiali się w przesłuchiwanie - godzinę w chacie, a potem kolejne trzy godziny na komisariacie w Juchnowcu. Kiedy żołnierze odjechali, a milicjanci nie musieli się już hamować. Byli lekko podpici. Wyzywali zatrzymanych. Dziewczyny zostały zrewidowane. Milicjanci opowiadali wulgarne dowcipy, bawili się świetnie. Po rewizji, wyrzucili dziewczyny na śnieg i mróz.

Co się stało z zatrzymanymi mężczyznami?
- Wsadzili ich do gazika i ruszyli w stronę Białegostoku. Esbeków było trzech, każdy z bronią. Coraz bardziej pijani. Zaczęli bić "jeńców". Zatrzymali się w lesie, ustawili chłopaków w śniegu i ciemnościach, chodzili im za plecami udając, że się targują: którego pierwszego rozwalamy, cha, cha, cha. Strach pomyśleć, co ci chłopcy czuli w tamtym momencie. Mogli się spodziewać wszystkiego. Przecież dwa tygodnie wcześniej była masakra w kopalni "Wujek".
Po "zabawie w egzekucję" milicjanci odwieźli chłopaków na komendę wojewódzką w Białymstoku. Po kolejnych przesłuchaniach kazali wszystkim złożyć pisemne oświadczenia, że nie mają żadnych zastrzeżeń do sposobu zatrzymania i dokonujących go funkcjonariuszy. A do tego nikomu ani mru-mru, bo jeżeli ktokolwiek dowie się prawdy o tamtej nocy, to natychmiast zostaną wyrzuceni ze studiów.
Mój kuzyn odważył się opowiedzieć mi o tych zajściach dopiero 17 marca - pod warunkiem, że nigdzie nie będę interweniował.

Dlaczego w ogóle odbył się ten najazd na Frampol?
- Esbecy myśleli, że jak co roku będę spędzał sylwestra we Frampolu. Nie przyjechałem z Warszawy, bo w stanie wojennym był zakaz podróży. Ale miejscowy tajniak, gdy zobaczył grupę młodych ludzi idących przez pole ze stacji kolejowej, dał cynk, że to ja i moi znajomi z Białegostoku. Pomylił mnie z moim kuzynem i jego przyjaciółmi. Kiedy esbecy wkroczyli do domu i okazało się, że mnie tam nie ma, wpadli we wściekłość i zaczęli się wyżywać na moim kuzynie i jego znajomych.

To wszystko miało spotkać Pana?
- Nie mam wątpliwości, że to ja miałem być pobity, upokorzony, a może nawet, tam w lesie koło lotniska... Zmilczę. W przesłuchaniach kuzyna i jego przyjaciół powtarzało się pytanie o "redaktorka", o to, gdzie się ukrywa.

Za co władza ludowa tak Pana znienawidziła?
- Uściślijmy: część władzy. Za co? Za artykuł opublikowany jedenaście lat wcześniej, dokładnie w lutym 1971 roku w "Kulturze". Na przykładzie anonimowego powiatu stworzyłem model układu władzy w powiatach i województwach. Na mój tekst zareagował I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Białymstoku, Arkadiusz Ł. Wykorzystując swoje układy (znajomość z radzieckim ambasadorem) doprowadził do tego, że nakazano wyrzucenie mnie z pracy w "Kulturze". Nie po cichu, lecz z odpowiednim szumem - komunikaty na ten temat pojawiły się na łamach "Kultury" i "Gazety Białostockiej". Chodziło o to, żeby pokazać całej Polsce, że jakiś tam redaktorek nie będzie mieszać w gospodarstwie sekretarza wojewódzkiego.
Zrobiła się z tego ogólnopolska draka. Na znak solidarności ze skrzywdzonym Redlińskim, zastępca naczelnego "Kultury", Roman Bratny, ustąpił ze stanowiska. Odejściem zagrozili również Krzysztof Teodor Toeplitz i - zdaje się - Aleksander Małachowski.

Podobno głos w sprawie zabrał nawet miłościwie panujący I sekretarz KC PZPR Edward Gierek...
- Na spotkaniu z dziennikarzami wymienił mój artykuł jako przykład tego, jak nie należy pisać.

Ostatecznie stracił Pan pracę w "Kulturze"?
- Oficjalnie tak. Ale redaktor naczelny, Janusz Wilhelmi, już w końcu kwietnia opublikował mój kolejny tekst. Korzystając z okazji zagraliśmy na nosie sekretarzowi wojewódzkiemu. W czasie pochodu 1-majowego przeszliśmy z przyjaciółmi przed trybuną honorową machając "Kulturą" z moim tekstem...
Po tym wszystkim, po całym tym zamieszaniu, sekretarz wojewódzki w Białymstoku musiał ustąpić ze stanowiska. Oczywiście ze stosownym opóźnieniem... Wraz z nim straciło pracę niemało jego towarzyszy. Ale nie wszyscy. Dziesięć lat później, kiedy wprowadzono stan wojenny, skorzystali z okazji, żeby wyrównać ze mną rachunki...

I po tym wszystkim szanuje Pan generała Jaruzelskiego - ostoję PRL-owskiego ładu, twórcę stanu wojennego?
- Przecież on o takich lokalnych, "detalicznych" sprawach nie decydował! Listy internowanych "uzupełniali" lokalni kacykowie.

Dla pewności zapytam: decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego w dalszym ciągu uważa Pan za słuszną?
- W niedzielę, 13 grudnia 1981 roku poczułem, podobnie jak większość Polaków, autentyczną ulgę.

Tak bardzo bał się Pan inwazji Sowietów?
- Inwazji? Inwazja to byłby dopiero początek czegoś znacznie gorszego. Na początku większość narodu zjednoczyłaby się przeciwko najeźdźcy. Ale przecież zaraz potem Rosjanie zakręciliby ropę i gaz. Odcięliby elektryczność. Stanęłaby polska gospodarka. Zaczęłoby się dzielenie narodu na "tych" i "tamtych", napuszczanie jednych na drugich. Ślązaków szczuto by przeciwko warszawiakom, katolików przeciwko prawosławnym, chłopów przeciwko miastowym... Doprowadzono by do podziałów w Solidarności, w milicji, wojsku, szkole, na uczelniach, a nawet w Kościele. Polska podzieliłaby się na "patriotów" i "targowiczan". Pojawiłaby się partyzantka miejska, doszłoby do walk bratobójczych, do wojny domowej. Proszę popatrzeć, co się dzieje w Iraku, do jakich okrucieństw dochodzi w walkach pomiędzy tymi, którzy opowiedzieli się za i przeciw Amerykanom. Ten scenariusz mógł się zrealizować w Polsce, ćwierć wieku temu.
Solidarność była na tyle zorganizowana, by stawiać zdecydowany opór, by prowadzić działania o charakterze partyzanckim. Wydarzenia w kopalni "Wujek" były próbką tego, co mogło się rozegrać w każdym polskim mieście, w każdej kopalni czy większej fabryce. Przecież w noc poprzedzającą pacyfikację górnicy szykowali łomy, łańcuchy, ksiądz błogosławił ich na śmierć... To było przygotowanie do prawdziwej, krwawej walki.
Wielka narodowa katastrofa wisiała w powietrzu.

Polska leży w centrum Europy - nie mogliśmy liczyć na pomoc z Zachodu?
- Jugosławia też leży w środku Europy, a co się tam wydarzyło?!

Skąd pewność, że walka skończyłaby się tragicznie, że klęska była nieunikniona?
- Taki przewrót mógł udać się za Gorbaczowa. Ale w 1981 i 1982 roku Rosjanie jeszcze nie przegrywali wojny w Afganistanie, czuli się potężni. Nie pozwoliliby sobie na to, żeby Polska wymknęła się spod kontroli. A co do Zachodu, to - jak wiele razy w historii - mogłoby się skończyć na wzniosłych deklaracjach i apelach, które nie uratowałyby nikomu życia.

Gdyby tamtej pamiętnej nocy sylwestrowej był Pan we Frampolu, to może nigdy nie zaakceptowałby Pan stanu wojennego...
- Nie wykluczam takiej możliwości... Przeżyłem szok na samą wieść o tym, co się wtedy stało. Gdybym został wtedy aresztowany, skatowany, to może nigdy nie zdołałbym przełamać w sobie poczucia osobistej krzywdy, nie potrafiłbym spojrzeć na stan wojenny z szerszej perspektywy. Wiele miesięcy zajęło mi odreagowanie tego wydarzenia, a wiele lat zrozumienie - poprzez lekturę setek książek i publikacji - że stan wojenny był ZAMIAST.

Zamiast czego?
- Zamiast WOJNY DOMOWEJ. W kopalni "Wujek" zginęło dziewięć osób. Kontrowersje i procesy trwają całe lata i nie widać szans na ich rozwiązanie. A co by było, gdyby zginęło pięćset osób albo pięćset tysięcy? Gdyby stan wojenny był wprowadzany nieudolnie, to ofiar byłoby więcej. Gdyby doszło do powstania, wojsko i milicję wysłano by przeciwko powstańcom. Polak strzelałby do Polaka. Wielu z nas, wtedy młodych, zginęłoby jako bohaterowie, wielu jako zdrajcy, a najwięcej jako durnie.
Nie ma nic straszniejszego, niż wojna domowa - zadane w takiej tragedii rany nie goją się nigdy. Muszą minąć całe pokolenia, by można było o tym zapomnieć.

Ale stan wojenny dla wielu był czasem strasznym, pełnym ludzkich dramatów...
- To były koszmarne lata. To nie był PRL - lecz PRL C, a może nawet D. Jednak jako alternatywa dla wojny domowej, był zdecydowanie mniejszym złem.

Odważył się Pan napisać "Krfotok". Wybuchła dyskusja, stanął Pan w centrum uwagi...
- Nie napisałem tej książki dla poklasku. Przeciwnie - było to z mojej strony ryzyko, poświęcenie, moje prywatne, obywatelskie bohaterstwo. W obronie zakłamywanej prawdy. Przeciw neopropagandzie.

Warto było pokonywać strach, potem wystawiać się na niewybredną krytykę? Nigdy nie miał Pan wątpliwości, nie żałował swojej decyzji?
- Nie. Nie żałuję. Zrobiłem to, co powinienem był zrobić. Prorokuję: minie dwadzieścia, może pięćdziesiąt lat i nasze wnuki zaczną stawiać generałowi Jaruzelskiemu pomniki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny