Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ręczniki obrzędowe. Własnoręcznie tkane, wyszywane. Świadkowie historii wyjęci z szafy

Krzysztof Jankowski [email protected]
Aleksander i Anna Wesołowscy z Pasynek są małżeństwem od 62 lat. Z dumą prezentują ręczniki obrzędowe, które do dziś mają w swoim domu.
Aleksander i Anna Wesołowscy z Pasynek są małżeństwem od 62 lat. Z dumą prezentują ręczniki obrzędowe, które do dziś mają w swoim domu. Krzysztof Jankowski
Pani Anna Wesołowska ma 85 lat, jej mąż Aleksander jest o rok młodszy. W ich domu studenci i muzealnicy odnaleźli cenne ręczniki obrzędowe.

One mają niezwykłą moc. Moc wspomnień i wydarzeń z przeszłości, których były świadkami. Towarzyszyły swym właścicielom w najważniejszych chwilach życia, tych oficjalnych i tych intymnych. Ludowe ręczniki były przy narodzinach, ślubach, modlitwach, pochówkach.

Odkrywane po latach pozwalają właścicielom na przypomnienie sobie pięknych scen z życia. A było ich mnóstwo.

- Kto by pomyślał, że opowiadając o ręcznikach, możemy obudzić aż tyle wspomnień - mówią Anna i Aleksander Wesołowscy.

To najstarsi mieszkańcy wsi Pasynki. Anna ma 85 lat, jej mąż Aleksander (na zdjęciu) jest o rok młodszy. Przed tygodniem zapukaliśmy do nich wraz ze studentami Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, którzy pomagają bielskiemu muzeum w skatalogowaniu ręczników obrzędowych. Robią to dzięki projektowi finansowanemu przez ministra kultury. Wesołowscy mają w swoim domu dwa takie cenne skarby. Jeden przygotowała sobie pani Anna, a drugi należał do mamy pana Aleksandra. To na nim widnieją wyszyte cyrylicą inicjały: Z i D.

- Moja mama nazywała się Zinaida Dawidziuk, stąd to Z i D - opowiada pan Aleksander. - Pochodziła ze Spiczek, skąd trafiła do męża do Pasynek.

Tu urodził się pan Aleksander. Miał kilka lat, gdy wybuchła wojna, a rodzice zmarli.
Wychowywała go babcia, było biednie.

- Pamiętam, jak z zimna tuliliśmy się do pieca - opowiada.

Mama pani Anny - Wiera Romaniuk - pochodziła z Krzywej. Sama tkała ręczniki, a potem je ozdabiała. Nauczyła tego córkę.

- Mama tkała na krosnach. Jeszcze stoi gdzieś w obejściu warsztat tkacki - mówi pani Anna. - Robiło się płótno z lnu. Len moczyło się w jamach, potem rozściełało i suszyło. Wieczorami kobiety się spotykały i wzajemnie sobie pomagały.

Trudnej sztuki tkackiej czy haftu kobiety uczyły się przy swoich matkach i babkach. Anna wyszła za Aleksandra w 1952 r. Przed zamążpójściem samodzielnie przygotowała dwa swoje ręczniki.

- Utkałam je z lnu, a wzory wyszywałam kolorową nicią - opowiada. - Sporo to trwało, bo byłam dużą panną i miałam swoje obowiązki w gospodarstwie.

Jeden ręcznik służył podczas ślubu do niesienia ikonki, bo świętego obrazu panna młoda nie mogła dotykać rękoma. Potem pozostał w cerkwi. Drugi trafił do domu na pamiątkę. Podobnie jak wyszywane makatki i kapy. Przyniósł szczęście, bo państwo Wesołowscy żyją wspólnie już 62 lata i cieszą się zdrowiem.

Ale nie wszystkie podlaskie ręczniki były świadkami tak udanych związków.

- Do naszego katalogu trafił stary ręcznik z inicjałami. Sądziliśmy, że są to jak zwykle pierwsze litery imienia i nazwiska panny młodej - opowiada Katarzyna Sołub z bielskiego muzeum. - Okazało się jednak, że wyszyła je zakochana kobieta swojemu ukochanemu. Ten jednak odrzucił jej miłość i związał się z inną. Ręcznik przeleżał wiele lat w szafie, aż do muzeum przyniosła go wnuczka twórczyni.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny