MKTG SR - pasek na kartach artykułów

„Radość, zaskoczenie, niedowierzanie, szok”. Rozmowa z mamą pięcioraczków z Horyńca Dominiką Clarke. Jak teraz wygląda ich codzienność?

Anna Moyseowicz
Wideo
od 16 lat
W lutym w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie na świat przyszły pięcioraczki. Taka ciąża zdarza się wyjątkowo rzadko, bo raz na 52 miliony. Co więcej, na rodzeństwo w domu czekało już siedmioro dzieci. Niestety, wieloraczki były skrajnymi wcześniakami, jeden z chłopców zmarł. Co teraz słychać u rodziny? Jak się czują? Rozmawiamy z Dominiką Clarke o tym, jak to jest być mamą tak dużej gromadki, jak sobie radzi i jak wygląda jej codzienność.

Jak wygląda codzienność rodziców wieloraczków? Rozmowa z Dominiką Clarke, słynną mamą pięcioraczków z Horyńca.

Czy dzieci już są w domu? Jak się czujecie?
Poród odbył się 12 lutego, a pierwsza córeczka pojawiła się w domu 14 kwietnia, czyli dopiero na drugi miesiąc. Druga córeczka przyjechała 26 kwietnia, a trzecia – 5 maja. Synek jest jeszcze w szpitalu, jeździmy do niego co drugi dzień z mlekiem. W takiej ciąży rodzą się skrajne wcześniaki, u nas to było trzy miesiące za wcześnie. Dzieci pod wieloma względami nie zdążyły się rozwinąć, dlatego musiały być w inkubatorach pod opieką specjalistów. I tak właśnie wygląda życie z wcześniakiami – multum lekarzy i wyjazdów, ale jest już dobrze. Fajne było to, że dziewczyny przychodziły do domu po jednej, miałam czas się zapoznać z każdą po kolei i starsze dzieci miały czas, żeby nauczyć się imion i oswoić.

O tej rodzinie mówiła cała Polska.
Rodzina Dominiki Clarke liczy łącznie 13 osób. archiwum prywatne Dominiki Clarke

A jak czują się poszczególne dzieci?
Ela, która przyszła do nas pierwsza, miała najmniej ze wszystkich problemów. Pojawił się jedynie refluks, czyli ulewanie się jedzenia. Ona już się zaaklimatyzowała. Druga wyszła ze szpitala Arianna, ona była jednym z najmniejszych dzieci, miała problemy z oddychaniem, z oczkami, z samodzielnym jedzeniem, ale to wszystko się ustabilizowało i teraz jeździmy tylko na kontrole do okulisty. Ostatnia jak dotychczas wyszła Evangeline. Urodziła się największa, ale ma najwięcej problemów, w szczególności z oczkami, ma retinopatię, jest pod opieką lekarzy. Na razie nie wymaga rehabilitacji, ale musimy mieć to pod kontrolą. A synuś, który wciąż jest w szpitalu, jeszcze uczy się oddychać i jeść samodzielnie. Dopiero, gdy będzie jadł sam, to przyjedzie do domu. Możliwe, że będzie jakiś czas musiał mieć aparat tlenowy, ale z tym też sobie poradzimy.

A czy starsze rodzeństwo rozróżnia młodsze?
Jedną dziewczynkę tak, rozróżniają bez problemu, bo jest malutka i ma bardzo długie rzęsy, natomiast dwie pozostałe są bardzo podobne do siebie i często im się mylą.

A Pani?
Dla mnie nie ma problemu, dla mnie są zupełnie inne pod względem odgłosów, zachowania, jedzenia, wyglądu... Całego multum rzeczy, które wpływają na to, że mi się nie mylą.

Taka ciąża musiała być dużym obciążeniem dla organizmu. Jak Pani się czuje?
Ogółem bardzo dobrze, w szczególności psychicznie. Fizycznie już jest trochę gorzej. W ciąży nieco przytyłam, co dodatkowo wpłynęło na problemy z kolanami. Mam w nich ubytki, to powoduje ogromny ból i problemy z chodzeniem, a przy tylu dzieciach trzeba się ruszać. Próbuję leczenia i staram się nie obciążać nóg. Dwa miesiące jeździłam na wózku, ale już z jednym z kolan jest lepiej, powoli zaczynam chodzić. Mimo to może czekać mnie proteza.

Trójeczka już w domu, jak Pani odnajduje się w roli matki wieloraczków? Jak Państwo dają sobie radę?
Wcześniej dwa razy miałam bliźniaki, więc już miałam z nimi opracowane, co i jak. Je karmiłam piersią i nie miałam z tym żadnego problemu. Tu nie mogę tego robić, ponieważ mleko odciągam dla synka, który jest w szpitalu, a to, co zostaje, dzielę pomiędzy dziewczyny, więc karmienie wygląda troszkę inaczej niż zazwyczaj. Przy dwójce dzieci już wiedziałam, jak wszystko ogarnąć, a z trójką człowiek jest trochę przerażony. A jak jeszcze jedno dojdzie, a ja mam tylko dwie ręce, jak to będzie? Ale opracowałam sobie już różne metody, wiem, która dziewczynka jest bardziej krzykliwa, która musi zjeść szybciej, tak, że bez problemów sobie radzę. Nawet mój mąż jest pod wrażeniem, mówi: „jak to jest, w telewizji pokazują, że rodzą się wieloraczki, babcie i ciocie lecą na pomoc, a ty wszystko sama!”

Czytaj: Największe ciążowe rekordy to nie tylko pięcioraczki z Krakowa. Ile dzieci przyszło na świat z jednej ciąży w Polsce, a ile na świecie?

Pewnie jeszcze za wcześnie na ustabilizowany plan dnia, ale czy już można nakreślić, jak on mniej więcej wygląda?
Plan dnia zależy od tego, czy jedziemy do lekarza, czy nie. Bo jeśli tak, to burzy cały rytm. Odciągam pokarm, karmię dziewczyny, potem mamy masowanie brzuszków i idą spać, i tak co trzy godziny. A jeżeli jedziemy do lekarza, to musimy się zebrać wcześnie rano, bo specjaliści są albo w Rzeszowie, albo w Krakowie, a dla nas to dwie lub trzy godziny jazdy, trzeba pozabierać różne akcesoria dla dzieciaków i cały dzień nas nie ma w domu.

Zakładam, że dzięki wychowaniu bliźniąt już i psychicznie, i organizacyjnie była Pani w pewien sposób przygotowana do tej roli?
Tak, nie bałam się, że dwójka będzie w domu, bo to dla mnie nic strasznego, ale później trójka i niedługo ma być czwórka, trochę się boję. Te, które są w domu, już się ze mną oswoiły. Córeczka, która przyjechała najpóźniej, była bardzo zestresowana i krzykliwa, a u mnie żadne dzieci wcześniej nie krzyczały i nie płakały. Moja 7-letnia córka sama się zdziwiła, mówi: „Mamo, ja po raz pierwszy słyszę, jak dziecko płacze!” Ale już teraz się uspokoiła. Dziewczyny jedzą, poprzytulają się i idą spać, raczej ich nie słychać, nie płaczą, nie mają też kolek. Natomiast nie wiem, co będzie, gdy przyjdzie synek, ale myślę, że znajdę sposób, aby to ogarnąć.

A czy mimo doświadczenia coś Panią jeszcze zaskoczyło, czegoś się Pani nie spodziewała?
Nie, przy tylu dzieciach już nie. Teraz jest wiele ulepszeń dla mam. Jak rodziłam bliźniaki cztery lata temu, to te rzeczy były zupełnie inne, teraz wszystko jest bardzo wygodne. Jak się dobrze poszuka nowoczesnych rozwiązań, to można ogarnąć i czwórkę.

Podajmy proszę przykładowe sposoby, z których Pani korzysta, na pewno przydadzą się innym mamom.
Nigdy wcześniej nie stosowałam poduszek do karmienia, które ułatwiają trzymanie dziecka. Można kupić też butelki antykolkowe. Wkładam dzieci do podusi, daję butelki, a one ciągną, ja wtedy je obserwuję, patrzę, jak jedzą, czy się nie krztuszą, ale mam wolne ręce i mogę odciągnąć mleko czy ułożyć ciuszki. Zazwyczaj jedzą wszystkie naraz, aby czas jedzenia się skrócił, bo trwa to pół godziny. Ale podkreślam, że jeśli się używa jakiegoś sprzętu do karmienia, jak poduszka czy butelka, to trzeba cały czas patrzeć na dziecko, nie można go ani na chwilę opuścić, bo wystarczy moment, żeby coś się stało. Można sobie pomagać, ale trzeba mieć świadomość, że nie można zostawić dziecka samego. Tego typu poduszkę i inne rozwiązania można zobaczyć na moich mediach społecznościowych, ludzie chętnie obserwują i zadają pytania.

A o co pytają zazwyczaj?
Ostatnio odkryłam TikTok LIVE, mam swoje audycje, a ludzie oglądają. Wzbudza to spore zainteresowanie. Pytają przede wszystkim o to, jak sobie radzę. Ciężko na to odpowiedzieć, bo po prostu muszę sobie w jakiś sposób poradzić, a żeby nie przerażać się całym dniem i tym, co w ciągu dnia trzeba zrobić – bo jak człowiek pomyśli, ile rzeczy trzeba zrobić, to naprawdę można się przerazić – stosuję metodę małych kroczków. Od jednego zadania do drugiego. Gdy się dziewczyny obudzą, to najpierw trzeba umyć, potem przebrać, nakarmić, odbić, od jednego kroczku do drugiego, wtedy jakoś dzień mija bez większego stresu.

Czytaj też: Macierzyństwo – plusy i minusy bycia mamą. Kiedy zdecydować się na dziecko i czy macierzyństwo po 40 jest trudniejsze

Czy pamięta Pani moment, gdy dowiedziała się Pani o mnogiej ciąży? Jak Pani zareagowała?
Nie powiedziano mi od razu, że jest tyle dzieci. To odbywało się w ciągu dwóch, trzech dni i przy każdym USG dodawano jedno dziecko. Na początku była to duża radość, zaskoczenie, niedowierzanie, szok. Ale cały czas nie wierzyłam, myślałam, że robią sobie żarty, przecież nie ma opcji, żeby taka ciąża wystąpiła właśnie u nas. A później zrozumienie, że jest taka sytuacja i przejście od radości, oczekiwania na cud, do realiów tej ciąży. To była ciąża bardzo niebezpieczna dla dzieci, dla mamy, dużo zagrożeń, ja miałam łożysko przodujące i rozchodzącą się bliznę, które są zagrożeniem życia. Miałam nadzieję, że to się wszystko zakończy pozytywnie, ale też ogromny strach przez całą ciążę.

Na pewno i o swoje życie, i o dzieci.
O swoje przede wszystkim, bo w domu jest jeszcze siódemka dzieci, więc zostawienie takiej gromadki bez mamy... To byłoby straszne. Ale wiadomo, człowiek ma już tę świadomość, że kolejne dzieci już są i chce zrobić wszystko, by miały szansę na przeżycie.

Czytaj: Liczba dzieci zaginionych rośnie w Polsce z roku na rok. Jakie są tego powody? Sprawdź, jak zadbać o bezpieczeństwo najmłodszych

Chciałabym poruszyć też temat straconego synka. Jak Państwo to znieśli i jak na tę wieść zareagowało rodzeństwo?
Śmierć dziecka zawsze jest strasznym wydarzeniem, trudno to opisać. Z jednej strony był z nami bardzo krótko, ale już był częścią nas, naszej rodziny. Bardzo to zabolało. A co do starszych dzieci, myślałam, że to najstarszy syn najbardziej przejmie się sytuacją, natomiast wszystkie przeżyły to bardzo mocno. Posadziliśmy ich przy stole, rozmawialiśmy o śmierci, o życiu, o tym, co się wydarzyło. Wszyscy płakali oprócz czterolatków, które nie wiedziały właściwie, o co chodzi. W końcu córeczka powiedziała: „Mamo, ja już jestem znudzona!” i wszystkich tym rozbawiła. Wypuściliśmy baloniki do nieba, dzieci w ten sposób pożegnały braciszka i dały mu zabaweczki do bawienia się w niebie. Dzięki temu poradziły sobie z sytuacją. Śmierć jest częścią życia, nie można jej zamiatać pod dywan, ale dzieci muszą jakoś sobie to wytłumaczyć. Nie chcieliśmy, żeby przechodziły taką traumę, jak mój mąż. W dzieciństwie zmarła jego mama. Był w klasie, miał lekcje, a informację o śmierci mamy przekazano mu bez ogródek i żadnych tłumaczeń. Było to dla niego traumatyczne doświadczenie. Nie chciał, aby nasze dzieci miały podobne przeżycie. Miały one okazję wyrazić swoje emocje podczas ostatniej drogi Henry'ego do nieba. Do tej pory go wspominają, mówią, że byłoby fajnie, gdyby był z nami.

Wspomniała Pani o mężu, jak się odnajduje w roli taty?
Mój mąż jest moim partnerem na dobre i na złe, cokolwiek trzeba byłoby zrobić, on mi w każdej sytuacji pomaga. Odnajduje się świetnie w tej roli, jest do niej stworzony. Mężczyźni mają troszkę mniejszy próg zmęczenia, mój mąż i tak jest bardzo wytrzymały, ale nawet on czasem odpada. Ale gdy tylko jest na siłach, to absolutnie robi wszystko, co trzeba.

Dziękuję za rozmowę i życzę dużo zdrowia dla Państwa i maluchów.
Dziękuję.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny